Kraków 1956
Cykl: Trylogia księżycowa, tom 1
Cykl: Trylogia księżycowa, tom 1
Oprawa: miękka
Liczba stron: 341
Ilustracje: Stefan Żechowski
Ilustracje: Stefan Żechowski
ISBN: brak (książka wydana przed rokiem 1966)
Na początku warto zauważyć, że choć książka wydana została w roku 1956 to w rzeczywistości jest znacznie starsza. Żuławski, jak sam podaje, pisał ją w zimie 1901/1902 roku i już wówczas doczekała się na pierwszego – gazetowego – wydania. Dziś więc trafia do nas powieść z gatunku fantastyki stworzona przeszło 11 dekad temu. Co może zaoferować współczesnemu czytelnikowi? Wbrew pozorom – bardzo dużo.
Młodopolski pisarz stworzył dzieło wybitne i porywające. Pod przykrywką (doskonale napisaną, o czym za chwilę) podróży na Księżyc, ukazał nam de facto podróż do wnętrza człowieka. Niesamowity, głęboki obraz homo sapiens samotnego, tęskniącego, oszalałego w końcu, który przecież zaczynał od marzeń i snów o wielkich odkryciach. Czy Autor próbował nam przez to powiedzieć, że nie zawsze dobrze lokujemy swe marzenia, a ich spełnienie może nam przynieść więcej szkody niż dobrego? Być może. Myślę jednak, że Żuławskiemu chodziło o znacznie, znacznie więcej.
Sto kilkanaście lat po śmierci Juliusz Verne'a, czyli mniej więcej w dniu dzisiejszym (umarł on w 1905 roku) został zrealizowany jeden z jego fantastycznych pomysłów – wysłano ludzi na Księżyc. Niestety misja nie powiodła się, na Ziemię nie dotarły żadne informacje o stanie statku, ani tym bardziej o tym, co stało się z jego załogą. Podobny los spotkał kolejną ekipę. Po latach zupełnie o nich zapomniano. Do dnia, gdy pewien naukowiec obwieścił, że odnalazł rękopis wysłany z Księżyca. Na Ziemi minęło 50 lat, na Lunie – 707 dni księżycowych.
Powieść można czytać według kilku kluczy, choć z pewnością ten psychologiczno-socjologiczny jest dzisiaj najbardziej aktualny. Zauważa to już Stanisław Lem, w napisanej w 1956 roku przedmowie do książki. To, co dla Żuławskiego i jemu współczesnych było fantastyczną przyszłością dzisiaj zdaje się trochę skostniałe. Wiele kwestii jest źle rozwiązanych. Księżyc znamy znacznie lepiej niż nasi dziadowie, zdajemy sobie doskonale sprawę z tego, że nie ma na nim atmosfery – ani na półkuli widocznej z Ziemi, ani na tej drugiej. Kondycja człowieka, jak można sobie uświadomić w czasie lektury, niewiele się jednak zmieniła.
"Na srebrnym globie" podzielono na trzy części. Pierwsza opowiada o podróży na Księżyc i po jej widocznej półkuli. Jest ona bardzo dokładna, przedstawia nazwy miejsc, w których znajdują się bohaterowie, czas potrzebny do przebycia kolejnych etapów podróży. Pomocna jest również mapa Księżyca, którą można znaleźć na początku książki. W drugiej części Żuławski opisuje los kosmicznych rozbitków w nowym świecie. Próby zbudowania sobie przyszłości, pogodzenia się z losem, znalezienia nowego celu. W części trzeciej dowiadujemy się, jak wygląda społeczeństwo księżycowe na przestrzeni kolejnych czterdziestu ziemskich lat. Czy się Wam spodoba? Musicie sprawdzić sami.
Jak już napisałam – wielka podróż na Księżyc jest również wielką podróżą wgłąb człowieczej duszy. To powieść o marzeniach, tęsknocie, walce z samotnością. O szale, w jaki potrafi wpaść człowiek pozbawiony drugiego człowieka. O procesach tworzenia się nowych społeczeństw, dostosowywaniu się do otoczenia, o tym, jak powstaje religia. O moralnych dylematach i próbie zdefiniowania człowieka. W końcu o tym, że póki ma się ochotę i siłę walczyć, można przetrwać wszystko.
Powieść pisana jest w formie pamiętnika, a więc w pierwszoosobowej narracji. Autorem tego lunarnego dzieła jest Polak, Jan Korecki. To jego oczami widzimy całą podróż i wszystkie wydarzenia. Poznajemy jego myśli, jego uczucia. On w końcu przedstawia nam swoich kompanów. Robi to pięknie i wzruszająco, choć młodopolska maniera jest czasem w tekście wyczuwalna. Czy przeszkadza? Ja nie miałam nic przeciwko niej. Przyznam, że nadawała opowieści swoistego, magicznego klimatu.
Wspaniałym dopełnieniem tego wydania "Na srebrnym globie" są ilustracje Stefana Żechowskiego. Ma się wrażenie, że razem z Koreckim i jego załogą był na Księżycu, a może... to on jest Koreckim. Wykonał kawał naprawdę wyśmienitej roboty.
Jeśli chodzi o korektę i redakcję, jest mi niezmiernie ciężko oceniać. Co prawda jakichś rzucających się w oczy błędów ne znalazłam, jednak... Powieść napisano w okresie Młodej Polski. Potem wydawano kilka razy, zanim doczekaliśmy się wydania Wydawnictwa Literackiego. Minęło ponad pół wieku pomiędzy pierwszym wydaniem a tym, które czytałam. Język uległ wielu zmianom. Teraz upłynęło kolejne niemal sześć dekad. Język polski wciąż ewoluuje, rozwija się, zmienia. Dodatkowo wydawca korzystał z kilku wcześniejszych wydań, próbując przy tym tekst ujedolicić i unowocześnić. Część słów zmieniło formy, niektóre więc zostały pozmieniane, inne pozostawione. Czuję z tego powodu pewien niedosyt. Nie otrzymałam powieści jednolitej językowo, nie wiem, jak wyglądał tekst napisany rzeczywiście przez Żuławskiego. I to moje jedyne zastrzeżenie do "Na srebrnym globie"
Myślę, że w niedalekiej przyszłości zapoznam się z kolejnymi tomami trylogii księżycowej.
Na początku warto zauważyć, że choć książka wydana została w roku 1956 to w rzeczywistości jest znacznie starsza. Żuławski, jak sam podaje, pisał ją w zimie 1901/1902 roku i już wówczas doczekała się na pierwszego – gazetowego – wydania. Dziś więc trafia do nas powieść z gatunku fantastyki stworzona przeszło 11 dekad temu. Co może zaoferować współczesnemu czytelnikowi? Wbrew pozorom – bardzo dużo.
Młodopolski pisarz stworzył dzieło wybitne i porywające. Pod przykrywką (doskonale napisaną, o czym za chwilę) podróży na Księżyc, ukazał nam de facto podróż do wnętrza człowieka. Niesamowity, głęboki obraz homo sapiens samotnego, tęskniącego, oszalałego w końcu, który przecież zaczynał od marzeń i snów o wielkich odkryciach. Czy Autor próbował nam przez to powiedzieć, że nie zawsze dobrze lokujemy swe marzenia, a ich spełnienie może nam przynieść więcej szkody niż dobrego? Być może. Myślę jednak, że Żuławskiemu chodziło o znacznie, znacznie więcej.
Sto kilkanaście lat po śmierci Juliusz Verne'a, czyli mniej więcej w dniu dzisiejszym (umarł on w 1905 roku) został zrealizowany jeden z jego fantastycznych pomysłów – wysłano ludzi na Księżyc. Niestety misja nie powiodła się, na Ziemię nie dotarły żadne informacje o stanie statku, ani tym bardziej o tym, co stało się z jego załogą. Podobny los spotkał kolejną ekipę. Po latach zupełnie o nich zapomniano. Do dnia, gdy pewien naukowiec obwieścił, że odnalazł rękopis wysłany z Księżyca. Na Ziemi minęło 50 lat, na Lunie – 707 dni księżycowych.
Powieść można czytać według kilku kluczy, choć z pewnością ten psychologiczno-socjologiczny jest dzisiaj najbardziej aktualny. Zauważa to już Stanisław Lem, w napisanej w 1956 roku przedmowie do książki. To, co dla Żuławskiego i jemu współczesnych było fantastyczną przyszłością dzisiaj zdaje się trochę skostniałe. Wiele kwestii jest źle rozwiązanych. Księżyc znamy znacznie lepiej niż nasi dziadowie, zdajemy sobie doskonale sprawę z tego, że nie ma na nim atmosfery – ani na półkuli widocznej z Ziemi, ani na tej drugiej. Kondycja człowieka, jak można sobie uświadomić w czasie lektury, niewiele się jednak zmieniła.
"Na srebrnym globie" podzielono na trzy części. Pierwsza opowiada o podróży na Księżyc i po jej widocznej półkuli. Jest ona bardzo dokładna, przedstawia nazwy miejsc, w których znajdują się bohaterowie, czas potrzebny do przebycia kolejnych etapów podróży. Pomocna jest również mapa Księżyca, którą można znaleźć na początku książki. W drugiej części Żuławski opisuje los kosmicznych rozbitków w nowym świecie. Próby zbudowania sobie przyszłości, pogodzenia się z losem, znalezienia nowego celu. W części trzeciej dowiadujemy się, jak wygląda społeczeństwo księżycowe na przestrzeni kolejnych czterdziestu ziemskich lat. Czy się Wam spodoba? Musicie sprawdzić sami.
Jak już napisałam – wielka podróż na Księżyc jest również wielką podróżą wgłąb człowieczej duszy. To powieść o marzeniach, tęsknocie, walce z samotnością. O szale, w jaki potrafi wpaść człowiek pozbawiony drugiego człowieka. O procesach tworzenia się nowych społeczeństw, dostosowywaniu się do otoczenia, o tym, jak powstaje religia. O moralnych dylematach i próbie zdefiniowania człowieka. W końcu o tym, że póki ma się ochotę i siłę walczyć, można przetrwać wszystko.
Powieść pisana jest w formie pamiętnika, a więc w pierwszoosobowej narracji. Autorem tego lunarnego dzieła jest Polak, Jan Korecki. To jego oczami widzimy całą podróż i wszystkie wydarzenia. Poznajemy jego myśli, jego uczucia. On w końcu przedstawia nam swoich kompanów. Robi to pięknie i wzruszająco, choć młodopolska maniera jest czasem w tekście wyczuwalna. Czy przeszkadza? Ja nie miałam nic przeciwko niej. Przyznam, że nadawała opowieści swoistego, magicznego klimatu.
Wspaniałym dopełnieniem tego wydania "Na srebrnym globie" są ilustracje Stefana Żechowskiego. Ma się wrażenie, że razem z Koreckim i jego załogą był na Księżycu, a może... to on jest Koreckim. Wykonał kawał naprawdę wyśmienitej roboty.
Jeśli chodzi o korektę i redakcję, jest mi niezmiernie ciężko oceniać. Co prawda jakichś rzucających się w oczy błędów ne znalazłam, jednak... Powieść napisano w okresie Młodej Polski. Potem wydawano kilka razy, zanim doczekaliśmy się wydania Wydawnictwa Literackiego. Minęło ponad pół wieku pomiędzy pierwszym wydaniem a tym, które czytałam. Język uległ wielu zmianom. Teraz upłynęło kolejne niemal sześć dekad. Język polski wciąż ewoluuje, rozwija się, zmienia. Dodatkowo wydawca korzystał z kilku wcześniejszych wydań, próbując przy tym tekst ujedolicić i unowocześnić. Część słów zmieniło formy, niektóre więc zostały pozmieniane, inne pozostawione. Czuję z tego powodu pewien niedosyt. Nie otrzymałam powieści jednolitej językowo, nie wiem, jak wyglądał tekst napisany rzeczywiście przez Żuławskiego. I to moje jedyne zastrzeżenie do "Na srebrnym globie"
Myślę, że w niedalekiej przyszłości zapoznam się z kolejnymi tomami trylogii księżycowej.
Książka przeczytana w ramach Wyzwania:
Książka przeczytana w ramach Wyzwania:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz