„Kulisy władzy, dylematy wiary, potęga miłości” – głosi hasło na okładce książki. Wszystko to można znaleźć w powieści Franka S. Beckera, autora co najmniej nieprzeciętnego. Krótka informacja o nim, wspomina, że jest fizykiem „odpowiedzialnym za sprawy naukowe w jednym z wielkich koncernów przemysłowych w Niemczech. Zainteresowanie cesarstwem rzymskim oraz archeologią skłoniły go do podjęcia licznych podróży w region Morza Śródziemnego oraz na Bliski Wschód” – nie do końca humanista w dzisiejszym tego słowa znaczeniu, ale z pewnością człowiek niezwykłej wiedzy. Na szczęście na tym się nie kończy – poza wiedzą Becker ma również lekkie pióro i potrafi świetnie poprowadzić akcję, dla której tło historyczne pozostaje tłem i nie narzuca się nadmiarem historycznych informacji. Zdarzenia, postaci, budowle i ubiory są przedstawione naturalnie, są po prostu częścią opowieści, którą czytamy. Jest ich cały ogrom, a jednak w żaden sposób nie rażą – wręcz przeciwnie – są doskonałym uzupełnieniem historii pełnej intryg, zmian na tronach cesarskich (mamy tu bowiem do czynienia z cesarską tetrarchią), dążenia do władzy oraz zmagającej się z przeciwnościami losu religii chrześcijańskiej.
Bohaterami pierwszoplanowymi są Flawiusz i jego piękna żona, Aqmat. Śledzimy ich losy przez około czterdzieści lat, razem z nimi odwiedzając miasta i miasteczka, Rzym, dzisiejszy Trewir i Londyn (w powieści nazwane Augusta Treverorum i Londinium). Flawiusz to arystokrata robiący karierę polityczną, niczym jednak jest bez małżonki, która jest dla niego podporą w każdym trudnym momencie życia.
Kim jest więc ta niesamowita kobieta, o której względy walczyć będzie również zawzięcie schwarzcharakter powieści, Marek Aureliusz? Aqmat jest inteligentna, spostrzegawcza, wykształcona i pewna siebie. Jednocześnie, pozostając żoną polityka, elegancka, dostojna i silna. Powoli poznaje wiarę chrześcijańską i mimo początkowego niezrozumienia jej – staje się wyznawczynią Jezusa. To przysporzy parze bohaterów niejednego kłopotu i rozterki, gdyż Cesarstwo Rzymskie przełomu trzeciego i czwartego wieku to ciągłe zmiany w stosunku do szerzącej się nowej wiary. Nieraz nawet nie czas, a zwierzchnictwo konkretnego cesarza ma tu większe znaczenie. I tak w jednym rejonie Imperium, chrześcijanie mają niemal pełną swobodę wyznawania swej wiary, jednocześnie w innym, pod panowaniem innego władcy – są tępieni i prześladowani. Ostateczny wynik jest nam znany – wiara w Jezusa Chrystusa, okupiona nie tylko jego krwią, ale i tysięcy, o ile nie milionów jego wyznawców, zwyciężyła państwową religię starożytnego Rzymu. Jednak pierwsi chrześcijanie niejeden raz musieli dokonywać trudnych wyborów, z których nawet po wielu latach byli rozliczani – często w najmniej spodziewanym momencie, nieraz niesłusznie.
Muszę przyznać, że powieść ma bardzo ciekawą fabułę i jest napisana ładnym językiem. Autor wziął na siebie olbrzymią odpowiedzialność – opisał drobiazgowo życie w Imperium rozciągającym się właściwie w całej dzisiejszej Europie Zachodniej, Północnej i Środkowej, nie zapominając także o Afryce, w której przecież chrześcijaństwo również szybko się rozwijało, tworząc swego rodzaju enklawę. To trudne zadanie wyszło Beckerowi niemal doskonale. Jedyną trudnością, na którą napotkałam, czytając „Cenę purpury” było ogarnięcie cesarzy. To oczywiście nie wina autora, że w tamtych czasach zasiadało ich na tronie równocześnie czterech, a każdy miał kontrkandydatów i synów, którzy mieli ambicję, a nieraz i możliwości, by przejąć jego purpurowy płaszcz – symbol cesarskiej władzy. Drobiazgowo autor opisuje postać cesarza Galeriusza i młodego Konstantyna, dzięki czemu łatwo ich zapamiętać – to nie jedynie imiona i tytuły, ale postaci z krwi i kości, jak pozostali bohaterowie pierwszo- i drugoplanowi. Pozostali cezarowie i auguści są już przedstawieni mniej dokładnie i dlatego nieraz ciężko połapać się, kto jest kim. Jest to o wiele prostsze, gdy wiemy, jak postać wygląda i jakie ma cechy osobiste, pragnienia, czy wiję otaczającego świata. W pozostałych przypadkach – znajdujemy się w labiryncie, gdzie w różnych zaułkach spotykamy władców, ich kolejne żony i nałożnice, dzieci z legalnych związków i nieprawego łoża… Jedyny minus powieści.
Polecam, a sama chętnie przeczytam również „Zmierzch orła” – powieść poprzedzającą „Cenę purpury”.
Bohaterami pierwszoplanowymi są Flawiusz i jego piękna żona, Aqmat. Śledzimy ich losy przez około czterdzieści lat, razem z nimi odwiedzając miasta i miasteczka, Rzym, dzisiejszy Trewir i Londyn (w powieści nazwane Augusta Treverorum i Londinium). Flawiusz to arystokrata robiący karierę polityczną, niczym jednak jest bez małżonki, która jest dla niego podporą w każdym trudnym momencie życia.
Kim jest więc ta niesamowita kobieta, o której względy walczyć będzie również zawzięcie schwarzcharakter powieści, Marek Aureliusz? Aqmat jest inteligentna, spostrzegawcza, wykształcona i pewna siebie. Jednocześnie, pozostając żoną polityka, elegancka, dostojna i silna. Powoli poznaje wiarę chrześcijańską i mimo początkowego niezrozumienia jej – staje się wyznawczynią Jezusa. To przysporzy parze bohaterów niejednego kłopotu i rozterki, gdyż Cesarstwo Rzymskie przełomu trzeciego i czwartego wieku to ciągłe zmiany w stosunku do szerzącej się nowej wiary. Nieraz nawet nie czas, a zwierzchnictwo konkretnego cesarza ma tu większe znaczenie. I tak w jednym rejonie Imperium, chrześcijanie mają niemal pełną swobodę wyznawania swej wiary, jednocześnie w innym, pod panowaniem innego władcy – są tępieni i prześladowani. Ostateczny wynik jest nam znany – wiara w Jezusa Chrystusa, okupiona nie tylko jego krwią, ale i tysięcy, o ile nie milionów jego wyznawców, zwyciężyła państwową religię starożytnego Rzymu. Jednak pierwsi chrześcijanie niejeden raz musieli dokonywać trudnych wyborów, z których nawet po wielu latach byli rozliczani – często w najmniej spodziewanym momencie, nieraz niesłusznie.
Muszę przyznać, że powieść ma bardzo ciekawą fabułę i jest napisana ładnym językiem. Autor wziął na siebie olbrzymią odpowiedzialność – opisał drobiazgowo życie w Imperium rozciągającym się właściwie w całej dzisiejszej Europie Zachodniej, Północnej i Środkowej, nie zapominając także o Afryce, w której przecież chrześcijaństwo również szybko się rozwijało, tworząc swego rodzaju enklawę. To trudne zadanie wyszło Beckerowi niemal doskonale. Jedyną trudnością, na którą napotkałam, czytając „Cenę purpury” było ogarnięcie cesarzy. To oczywiście nie wina autora, że w tamtych czasach zasiadało ich na tronie równocześnie czterech, a każdy miał kontrkandydatów i synów, którzy mieli ambicję, a nieraz i możliwości, by przejąć jego purpurowy płaszcz – symbol cesarskiej władzy. Drobiazgowo autor opisuje postać cesarza Galeriusza i młodego Konstantyna, dzięki czemu łatwo ich zapamiętać – to nie jedynie imiona i tytuły, ale postaci z krwi i kości, jak pozostali bohaterowie pierwszo- i drugoplanowi. Pozostali cezarowie i auguści są już przedstawieni mniej dokładnie i dlatego nieraz ciężko połapać się, kto jest kim. Jest to o wiele prostsze, gdy wiemy, jak postać wygląda i jakie ma cechy osobiste, pragnienia, czy wiję otaczającego świata. W pozostałych przypadkach – znajdujemy się w labiryncie, gdzie w różnych zaułkach spotykamy władców, ich kolejne żony i nałożnice, dzieci z legalnych związków i nieprawego łoża… Jedyny minus powieści.
Polecam, a sama chętnie przeczytam również „Zmierzch orła” – powieść poprzedzającą „Cenę purpury”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz