Często z kontynuacjami, tak książek, jak i filmów, bywa podobnie – są słabsze od pierwszych części. Za każdym razem, gdy sięgam po kolejną, mam w sobie jakąś obawę, że okaże się kiepska, że będzie jedynie powiastką, która miała zarobić pieniądze dzięki sukcesowi swej poprzedniczki. Tym razem było podobnie – zastanawiałam się, czy Lauren Kate nie napisała drugiego tomu sagi tylko dla kasy. Na szczęście – „Udręka” w niczym nie ustępuje „Upadłym”. Jest dobrą kontynuacją, ciekawą, wciągającą – dla mnie osobiście bardziej nawet od „Upadłych”.
Co się stało z Luce po wielkiej bitwie, którą anioły stoczyły z demonami w Sword & Cross? Zajął się nią Daniel, ale wkrótce znów musieli się rozstać, a on – o czym dziewczyna nie wie – sprzymierzony z Camem, stara się ją ochronić przed tajemniczymi Wygnańcami. Czy miłość tej odwiecznej pary przetrwa kolejną próbę – pełną tajemnic, niedomówień, wymagań? Czy Luce nadal będzie ślepo wierzyła, że ona i Daniel są dla siebie stworzeni? Jaką rolę odegra przystojny Miles, który nie ukrywa, że chciałby być dla Luce kimś więcej niż tylko przyjacielem?
Luce trafia do nowej szkoły – tak innej od Sword & Cross, jak niebo od piekła. Nie ma tu kamer na korytarzach i bransoletek karzących niepokornych uczniów dawkami prądu. Lekcje odbywają się w pięknych budynkach o jasnych ścianach, posiłki dzieci jadają w wielkim ogrodzie, z którego rozciąga się widok na ocean, świat jest po prostu piękny. Nic tu jednak nie jest takie, jak wydaje się na pierwszy rzut oka. Czy Luce będzie bezpieczna pod ochronnym parasolem Nefilim oraz Franceski i Stevena – anioła i demona, którzy są nauczycielami w Shoreline?
Coraz więcej zagadek, cały czas trzymająca w napięciu akcja, pojawienie się Nefilim i Wygnańców, wyjaśniony dopiero pod koniec tomu rozejm między Danielem i Camem – to wszystko wciąga jak wir morski.
Zakończenie – niespodziewane, szokujące, och – nie mogę się doczekać kolejnej części. Chcę wiedzieć, gdzie Luce się znalazła, gdy weszła w Głosiciela! Tak właśnie – Głosiciele pokazały jej kilka jej przeszłych postaci i rodzin, ale okazały się również przejściami – tak międzyprzestrzennymi, jak i międzyczasowymi. Rewelacyjny pomysł! Teraz Luce stara się znaleźć takie swoje życie, które pozwoli jej zrozumieć, czy Daniel jest jej pisany. Reakcja anioła? Znacznie mniej oszałamiająca. Jego niemal dziecinny strach przed tym, że ta miłość może nagle przestać istnieć, że ona jest i po prostu jest i musi być. Trochę bardziej to przypomina siedemnastoletniego chłopaka niż anioła, który przecież kiedyś, tysiąclecia temu, zajmował ważne stanowisko u boku Boga. Może jednak w kolejnych częściach okaże się, że Daniel nie jest taki dziecinny, jak wydaje się na końcu „Udręki”, a jedynie sposób jego wyrażania został tak przedstawiony. Mam taką cichą nadzieję. Nie mogę przystać na taką niedojrzałość tak silnej postaci. Chociaż, niezależnie, jak Daniel zostanie pokazany w kolejnych tomach, i tak znacznie bardziej podoba mi się Cam.
Czasami, czytając tę powieść – i mam tu na myśli oba tomy – trudno jest nie zapomnieć, że bohaterowie są nastolatkami. Zdarza się, że ich miłość, przywiązanie, pożądanie są takie dojrzałe, jakby mieli przynajmniej o dziesięć lat więcej. Oczywiście to jest logiczne i uzasadnione w stosunku do Daniela. Nagle jednak okazuje się, że ich myślenie jest proste, jak przystało na siedemnastolatków – dopuszczalne w stosunku do Luce, przynajmniej na początku, jednak u aniołów to już razi. Może najlepiej nad tym nie dumać i po prostu czerpać, z tego, co najlepsze – a jest tego doprawdy sporo.
Ciekawostka, na którą wpadłam podczas czytania „Upadłych”, ale tak jakoś wyszło, że upewniłam się dopiero teraz. Daniel Grigori. Pochodzi ze starego rodu. Nazwisko jakby obiło się o uszy? Owszem – jeden z głównych bohaterów „Angelologii” Danielle Trussoni też nazywał się Grigori i był aniołem. Zbieg okoliczności? Trudno powiedzieć. Można jedynie zapytać obie autorki. Wszakże nazwisko nieanglojęzyczne i nienależące do katalogu powszechnych, a ładne i takie anielskie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz