Wydawnictwo:
Atropos
Kraków
2012
Oprawa:
miękka ze skrzydełkami
Liczba
stron: 215
Ilustracje:
Dagmara Matuszak
ISBN:
978-83-927239-6-7
Horrorowo-trillerowo-lunatyczna
wizja dziwnej choroby psychicznej występującej cyklicznie w niewielkiej
polskiej miejscowości? Rany, nie mój klimat, sorry, będzie ciężko. Nie, nie
lubię się bać. 215 stron i tydzień z głowy, na dodatek w złym humorze i z
nieprzespanymi nocami…
Tak,
dwie noce zawaliłam, ponieważ… lektura tak mnie wciągnęła, że nie mogłam się od
niej oderwać! Jako, że pracuję do późna i do książki zasiadam nałóg późnym
wieczorem, a kończę w środku nocy, czy też nad ranem – musiałam czytanie „Endemii”
podzielić na dwie noce.
Nietuzinkowa,
fascynująca, szokująca, czasami obrzydliwa, często dziwna, zawsze trzymająca w
napięciu. Próbując ją do czegoś przyrównać trafiły mi się takie oto myśli:
wciągająca, jak „2358 kroków” Pilipiuka, zakręcona, jak „Twin Peaks” Lyncha,
tajemnicza, jak opowiadania Edgara A. Poe, lunatyczno-narkotyczna wizja, niczym
z „Końca pieśni” Zembatego. Zaś tak naprawdę – coś zupełnie innego,
niespodziewanego, przerażającego i… bez wątpienia oczekującego na dalszy ciąg.
Deszcz
żab, dziwne tańce mieszkańców, zmutowane, chore, koślawe noworodki… Morderca,
narkomanka, samobójca, dziennikarka, podejrzanie zachowujący się wykładowca
akademicki, niebyt ogarnięta i pogodzona ze swym życiem młoda dziewczyna i jej
zdecydowanie tajemnicza i dziwna matka… No i główny bohater – Kniecieniec. Niewielka
miejscowość, w której od dawien dawna dochodzi co jakiś czas do tytułowej
endemii, czyli choroby stale występującej w danej okolicy.
Porywająca
fabuła, która przeraża w miarę zagłębiania się w nią, tragiczni bohaterowie,
którzy są zagubieni w dzisiejszym świecie i Lena, która chyba jako jedyna wie,
o co w tym wszystkim chodzi. Autor bawi się z nami w kotka i myszkę, by na
końcu pozostawić sytuację „niby” wyjaśnioną. Nic się jednak nie zmienia, wiemy,
że historia znów się za jakiś czas powtórzy i… pozostaje nam mieć nadzieję, że
o tej kolejnej endemii w Kniecieńcu Michał Gacek jeszcze napisze.
Wyraźnie
nakreśleni bohaterowie, którzy żyją właściwie w jakiejś sennej marze, czasem
nie mogąc właściwie zdecydować, czy to sen, czy jawa… Kniecieniec, który
zapewne nie jest zwyczajnym miejscem na Ziemi… Krwawe zbrodnie i zjawy, a do
tego kryjący się po okolicznych lasach ludzie-nieludzie… Koślawe stwory, na pół
dzikie, które kiedyś urodziły się z ludzkich rodziców.
Wyśmienita
lektura, która spodobała mi się już od pierwszych słów. Cóż, mam słabość do
imienia Lena, więc nie mogło się stać inaczej, jednak nie dlatego dwie pierwsze
strony wywarły na mnie wrażenie. Zapowiedź Tajemnicy przez bardzo duże T i
niesamowitych postaci – oto, co sprawiło, że czytałam dalej i po każdym
kolejnym zdaniu przekonywałam się, że nie popełniłam błędu.
Wszystkiemu
temu smaczku dodają jeszcze przerażające ilustracje…
Genialnie
napisana historia, opowiedziana w ciekawy sposób, trzymająca w napięciu, ładny
język, zakręcone wizje i całkiem nawet niewiele błędów. Z resztą, kto by
zwracał uwagę na błędy, kiedy ma gęsią skórkę na plecach, a później boi się
ruszyć z bezpiecznego fotela i pójść w ciemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz