Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

wtorek, 5 marca 2013

Czas Horusa - Dan Abnett



Wydawnictwo: Fabryka słów
Lublin 2012
Oprawa: miękka
Seria: Warhammer 40.000 – Herezja Horusa
Liczba stron: 541
Przekład: Michał Kubiak
Ilustracje: Neil Roberts
ISBN: 978-83-7574-619-8



Doprawdy nie wiem, od czego zacząć. Może od historii, skąd się ta książka w ogóle wzięła w moich rekach? Przez zachłanność, chyba tak właśnie należy tę przygodę nazwać. Otóż kilka miesięcy temu w Empiku była wspaniała promocja dotycząca książek fantastycznych. Wybierasz trzy, płacisz za dwie! Uwielbiam takie akcje i właściwie zawsze z nich korzystam. Tym razem jednak nie mogłam wybrać trzeciej. Empik nasz niewielki i oferta też nie za duża, więc trochę na siłę szukała. Tytuł fajny, okładka coś mi mówiła. Podpowiadała, że ktoś na jakiejś prelekcji na Avangardzie tę książkę chwalił. Wzięłam. Odstawiłam na półkę – musi poczekać na swą kolej. Doczekała się więc… Cóż, Kochanie, nie kupujcie książek, jeśli nic o nich nie wiecie! Dzisiaj można przeczytać, co napisali z tyłu okładki, jeśli już nie chce się Wam po sieci buszować. Ja nawet tego nie uczyniłam. Kiedy sięgnęłam po „Czas Horusa”, by go w końcu przeczytać, oczy niemalże na Marsa wyleciały, gdy dostrzegłam, że jest to powieść ze świata Warhammera 40k. No nie, nie mój klimat. Całkowicie nie w moim stylu. Poleżała więc jeszcze ze dwa tygodnie, po czym wróciła do „łask”. Przekonałam się po przeczytaniu „Endemii”, że nie warto się zrażać dlatego, że się czegoś nie zna. Zaczęłam…
Pierwsze so stron przemęczyłam – to właściwe słowo. Napierdalają się, tłuką, zabijają, wpieprzają sobie nawzajem… Wybaczcie wyrażenia – ale takie właśnie miałam odczucie, „czytając” początek. Do tego niewybredny humor, ciężki i wcale niezabawny. Męczarnia (choć przyznaję, że są ludzie, którym się to może podobać). Bitwa o planetę została zakończona i bohaterowie zaczęli rozmawiać, spiskować, rozważać. Kurde, ich rozważania naprawdę były ciekawe i głębokie, tyle że… Kiedy już się zaczynały rozkręcać, były przerywane kolejnymi bitkami, podbojem następnych planet i… końcem części. Powieść bowiem składa się z trzech części, które są jakby opowiadaniami o różnych bohaterach i zdobywaniu różnych planet, a łączy je kilka głównych postaci. Wszystko bowiem dzieje się w trakcie Krucjaty Imperatora Ziemi… Rany, skomplikowane to, a bohaterów tak wiele, że nawet wspaniały ukłon ze strony autora, czyli Dramatis Personae na początku książki niewiele pomaga, póki nie dojdzie się mniej więcej do strony 250… Przyznać jednak musze, że jakkolwiek historia mnie nie wciągnęła, a wielcy, dwuipółmetrowi, zakuci w zbroje Astartes nie weszli do mojego panteonu superbohaterów – Abnett genialnie potrafi tworzyć postaci. Przy takiej ilości bohaterów – każdy z nich jest inny, specyficzny, rozpoznawalny (to akurat po jakimś czasie dopiero).
No, dobrze – koniec marudzenia. Książka mi się nie podobała i raczej nie polecam jej osobom, które z tym światem nie są zaznajomione. Dostrzegam jednak kilka plusów. Poza wyśmienitym tworzeniem postaci, Abnett potrafi budować napięcie. Były takie momenty, że wręcz nie mogłam przestać czytać (te, kiedy do głosu dochodziła filozofia) i żałuję, że nie dowiem się, jak się ta historia zakończyła. „Czas Horusa” bowiem jest pierwszym tomem mówiącym o Herezji Horusa, a ja z pewnością po tomy kolejne nie sięgnę. Być może jednak za parę lat pobuszuję po sieci w poszukiwaniu wieści o naczelnym iteratorze Sindermannie oraz kilkorgu upamiętniaczach. Zastanawia również, czy w pewnym momencie spotkamy Imperatora, choć… pewnie fani Warhammera już go dawno spotkali, a jedynie ja o tym nie wiem.
Książka wydana jest bardzo ładnie – nie ma się jednak co dziwić – wszakże to Fabryka słów. Szkoda jedynie, że roi się w niej od literówek oraz… pewnych niedopatrzeń gramatycznych wynikających z odmiany (to wynik tłumaczenia, które jest naprawdę dobre, ale o pomstę do nieba woła o korektę).
Tak więc – jeśli ktoś ze znajomych ma ochotę przeczytać powieść o zakutych w pancerze olbrzymich kosmicznych marines z XXXI tysiąclecia (sic!) – służę pomocą. Książkę mogę pożyczyć, ponieważ kupowania, niestety, nikomu nie doradzam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz