Wydawnictwo: Filia
Poznań 2013
Cykl: Angelfall, tom I
Cykl: Angelfall, tom I
Okładka: miękka
Liczba stron: 308
Przekład: Jacek Konieczny
ISBN: 978-83-63622-15-2
Intrygująca okładka, pieknie do tego wykonana. Tytuł, który wskazuje, że bądź, co bądź będzie o aniołach, a ja anioły uwielbiam. Do tego zachęcający opis z tyłu:
"Ziemię
ogarnęły ciemności. Państwa upadły, szpitale, szkoły i urzędy
stoją puste, nie działają komórki. Na ulicach rządzą
brutalne gangi. Prawdziwą grozę budzą jednak oni – bezwzględni Najeźdźcy. Anioły. Niektóre piękne,
inne jakby wyjęte z najgorszych koszmarów, a wszystkie nadludzko
potężne. Przez wieki uważaliśmy je za swoich stróżów, teraz
okazały się agresorami siejącymi śmierć. Dlaczego zstąpiły na
ziemię? Z czyjego rozkazu? Jaki mają plan? Czy ludzie zdołają im
się przeciwstawić?"
Czegóż więcej można chcieć? W moim wypadku dużo więcej, bo już sporo takich książek przeszło przez moje ręce, a później trochę się zawiodłam, nieco przeliczyłam. Czy postapokaliptyczny świat Susan Ee sprostał moim wymaganiom? Owszem, nie mogę powiedzieć, że nie. Powieść wciągnęła mnie i właściwie ani się nie obejrzałam, a dotarłam do ostatniej strony.
Opowieść Penryn o końcu świata... Kim jest więc ta bohaterka, która w pierwszej osobie (i na dodatek w czasie teraźniejszym, o czym jednak nieco później) opowiada historię tego, co zostało z naszego świata (czy raczej ze Stanów Zjednoczonych, bo nie ukrywajmy, że akcja toczy się tam właśnie, bez jakichś częstszych odniesień do reszty globu) po... ataku aniołów. Tak, te śliczne stworzenia, do których co noc się modlą dziesiątki tysięcy dzieci okazały się żądnymi krwi okrutnikami, które napadły na biednych ludzi, zrównały większe miasta z ziemią i teraz sobie nad rasą ludzką panują. A najgorszy w tym wszystkim jest powód tego całego ludobójstwa... powód, którego Wam, oczywiście, nie zdradzę. Wracając do Penryn. Niby zwykła nastolatka. Ani specjalnie ładna, ani brzydka. Zwykła dziewczyna, która jednak potrafi walczyć (karate, judo i jeszcze różne inne sztuki walki, których nazw nie przytoczę są jej przynajmniej nieobce, a powód, dla którego jest z nimi tak dobrze obeznana okazuje się wstrząsający do bólu i szokujący) i przeżyć w naprawdę ciężkich warunkach. Opiekuje się matką, która jest chora psychicznie i młodsza siostrzyczką jeżdżącą na wózku inwalidzkim. Właściwie to ona jest głową tej rodziny, jedyną osobą odpowiedzialną za jej przetrwanie. Kiedy więc pewnego dnia jeden z aniołów porwie jej siostrzyczkę, Penryn zrobi wszystko, by odnaleźć i wyswobodzić małą Paige. Już samo to jest niesamowite, że Penryn wcale nie będzie ratować świata przed paskudnymi krwiopijcami. Ona po prostu chce odzyskać siostrę.
Konstrukcja bohaterów jest bardzo mocną stroną tej powieści . Są wyraziści, a każdy inny. Niby ludzie dobrzy, a anioły złe, ale nie do końca. Wiele tu odcieni szarości i przydymionej bieli. Nie ocenia się książki po okładce, a istoty tylko po tym, czy posiada skrzydła. Pierwszoplanowe postaci są wykreowane na naprawdę najwyższym poziomie, drugoplanowym tez niczego nie brakuje. Ot, choćby matka Penryn, która raczej nieszybko wyleci mi z pamięci, choć nawet nie poznajemy jej imienia. Bez niej cała ta historia nie trzymałaby się kupy...
Na początku trochę wkurzała mnie ta pierwszoosobowa narracja w czasie teraźniejszym. Próbowałam więc sobie wyobrazić poszczególne zdania w innym szyku i okazało się, że... najlepiej jest tak, jak jest.
Nic w tej powieści nie jest oczywiste, niczego nie możemy się spodziewać. Autorka często zaskakuje i to jest genialne. Dzięki temu zaś, że zastosowała właśnie zabieg opowieści Penryn język jest prosty i przystępny. Książkę czyta się szybko i gładko i nikt nie może Susan Ee zarzucić tego, że nie pisze w sposób wyszukany. Proszę państwa, jaka amerykańska nastolatka, która ma na głowie szaloną matkę, siostrę na wózku i koniec świata wyrażałaby się jakoś super elokwentnie i w literackim stylu? Chyba bym takiej specjalnie nie polubiła, a Penryn po prostu nie da się nie lubić. Już o wiele trudniej jest podjąć decyzję, czy lubi się anioła, który jej towarzyszy – Raffego. Jak bowiem wspomniałam, nie każdy anioł jest zły, choć nie przesądza to wcale faktu, że Raffe jest jakoś specjalnie pokojowo do ludzi usposobiony. Zresztą, przeczytacie to się dowiecie, bo postać tego nieziemnskiego stworzenia o prawdziwy majstersztyk, który potrafi nieźle zaszokować. Ja nie mogę się już doczekać drugiego tomu, którego premierę światową zaplanowano na jesień tego roku, Na polską przyjdzie nam pewne poczekać przynajmniej do początków przyszłego...
Olbrzymim plusem tej powieści jest to, że bohaterowie są prawdziwi. Nie maja jakichś wyszukanych problemów, jak z brazylijskiej telenoweli. Każdy ma swoje problemy, swoje priorytety i swoje demony. opowiedzenie się po jednej ze stron światowego konfliktu wcale nie musi być takie proste, jasne i oczywiste. Świetnie, że Autorka wprowadziła tu watek ruchu oporu przeciwko najeźdźcy – pozwolił on ukazać różne postawy ludzi. Ciekawa jestem, jak się on rozwinie w kolejnych częściach cyklu.
Strona techniczna? Okładka jest piękna, książka wydana na ładnym papierze. Korekta spisała się dobrze i tylko raz się zdenerwowałam, bo... Ludzie, co to, u diabła, jest niby... minimetr??? Nie wychwycić czegoś takiego to niemal grzech! reszta – absolutnie bez zarzutu. Czekam na drugi tom, na film, który jest w planach i polecam gorąco do dołączenia do fanów twórczości Susan Ee. Rewelacyjny debiut!