Wydawnictwo: FORMA
Szczecin 2014
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 79
ISBN: 978-83-63316-75-4
Na
początek kilka słów o Autorze. Tekst pochodzi z tylnej okładki:
"(ur.
w 1952 r.) – olsztyński poeta, pisarz, tłumacz poezji francuskojęzycznej,
animator kultury, kurator wystaw sztuki polskiej XX wieku, współzałożyciel i
jeden z liderów pisma, stowarzyszenia oraz fundacji Wspólnota Kulturowa
,,Borussia”. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Debiut w 1975 roku. Od 1995
r. kieruje samorządowym Centrum Polsko-Francuskim w Olsztynie. Otrzymał m.in. nagrodę
im. Stanisława Piętaka (1991), paryskiej „Kultury” (1996), Ministra Kultury
(2002), Laur UNESCO (2007), Literacki Wawrzyn Warmii i Mazur (2008). Jest
autorem trzydziestu książek poetyckich oraz eseistyczno-autobiograficznych.
Ostatnio opublikował: tom prozy Historie bliskoznaczne (2008), książkę
eseistyczno-podróżniczą W Bretanii (2009), zbiór esejów Dziennik
berliński (FORMA 2011) oraz tomy wierszy: Ciałość (2004), Europa
minor (2007), Glosolalie (2008), Obroty nieba (FORMA 2010), Chiazma
(2012), Terra nullius (2014) i Amor fati (FORMA
2014)."
Przyznam,
że robi wrażenie. Chyba się ze mną zgodzicie. Otwieram więc tę niegrubą
książeczkę z ciekawą okładką. A może nie. Na początek o okładce, bo to ciekawy
projekt. Książka wyszła w ramach serii "Tablice" i wszystkie okładki
w tejże serii przedstawiają właśnie różne tablice – domów, ruchu drogowego, czy
sklepów. Uważam, że to interesujący projekt, który z jednej strony jest bardzo
zwyczajny i prozaiczny, a z drugiej poetycko ujmuje codzienność. I to jest chyba
właśnie sedno sprawy, przynajmniej w przypadku tego tomiku – to przemieszanie
prozy z poezją, codzienności z magią, delikatności z brutalnością.
Otwieramy
więc książkę o niestandardowym formacie i zaglądamy do spisu treści. Dwie
strony, a przecież zalewie 79 stron. Już wiemy, że teksty będą niedługie, by
nie rzec, że wręcz krótkie. Czy to dobrze? Okaże się w trakcie lektury.
"Amor
fati" to zbiór 52 wierszy. Czy rzeczywiście wierszy? Trudno nazwać te
teksty, ciężko je sklasyfikować, gdyż są zupełnie inne od wszystkiego, co
dotychczas czytałam. Choć przyznaję, że od skończenia szkoły niewiele czytuję
poezji, a współcześni poeci są mi właściwie nieznani. Będę więc je nazywać
tekstami, bo jako takie właśnie żyją w moim umyśle.
Są
różne... Niektóre romantyczne, niektóre drastyczne. Część naprawdę wbiła mnie w
fotel, inne nie zrobiły żadnego wrażenia. Kilka sprawiło, że w oczach pojawiły
się łzy, dwa mnie zniesmaczyły. Nie wszystkie potrafiłam zrozumieć. W
niektórych przypadkach zupełnie nie pojmowałam tytułu. No tak, tytuły są w tym
zbiorze specyficzne, wszystkie utwory stanowią bowiem swego rodzaju monologi
skierowane do konkretnej osoby... albo rzeczy, albo miejsca. Tak, ponieważ
Brakoniecki kieruje słowa nie tylko do ludzi. Znajdziecie więc tutaj utwory zatytułowane
"Do krowy", "Do niziny", "Do jabłka miłości", czy
choćby "Do siebie samego leżącego na podłodze w galerii sztuki pod obrazem
Leszka Korolkiewicza »Autoportret«". Niektóre tytuły same w sobie budzą
mnóstwo emocji, nawet jeśli dopiero po przeczytaniu całego tekstu nabierają
znaczenia.
W
utworach Brakonieckiego bez wątpienia można znaleźć amor fati, czyli miłość do
losu, do życia, do świata, w którym każdy z nas spotyka zarówno dobro, jak i
zło. Życiowe prawdy, obserwacje świata, uczucia – wszystko to przeplatane jest
biografią rodziny Autora. Tu babka, tam kuzyn, tu ojciec, a tu on jako mały
chłopiec. Nie w kolejności, nie tak, jak popularnie przedstawia się rodzinne
biografie, ale tak, jak woła serce. Jak wyrywa się do konkretnych wspomnień, chwil
przeżytych, przez innych już zapomnianych. Tak, jak działa ludzki umysł, nie
jak pisze się sagi. Poetycki opis obrazami. Ciekawa jestem, jakby takie obrazy
wyglądały, gdyby jakiś malarz postanowił wykonać 52 prace do utworów
Brakonieckiego...
Trudno
mówić o redakcji utworów, które nie do końca są prozą. Bo jakże ocenić, czy
przecinki dobrze wstawione, czy justowanie odpowiednie, czy słowa właściwe?
Kiedy poezja rządzi się przecież nieco innymi prawami. Nie oceniam więc tym
razem, zaznaczę jedynie, że znalazłam tylko jedną literówkę, więc korekta
poradziła sobie dobrze.
Książkę przeczytałam dzięki życzliwości portalu Sztukater
Książka przeczytana w ramach Wyzwania:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz