Wydawnictwo: ZNAK
Kraków 2015
Oprawa: miękka
Liczba stron: 283
ISBN: 978-83-240-3505-2
„Nie
jestem pewien, co tu jest dla czego tłem: czy XIX-wieczny Kraków dla misternej
i zabawnej intrygi kryminalnej, czy też owa intryga dla szczegółowo
odtworzonego XIX-wiecznego Krakowa i jego socjety. Jestem natomiast pewien, że
to pyszna lektura.” (Michał Rusinek)
Właściwie
te słowa powinny starczyć za całą recenzję, bo zawiera się w nich jej esencja. Rękami
i nogami podpisuję się pod słowami Michała Rusinka. Lektura „Tajemnicy Domu
Helclów” była doprawdy pyszna. Nic dodać, nic ująć, a jednak wypada napisać
kilka słów więcej.
Zacznijmy
od Autorki, bo już na tym etapie zabawa jest przednia. Otóż pani Maryla
Szymiczkowa… nie istnieje. Została stworzona przez duet w składzie: Jacek
Dehnel i Piotr Tarczyński. Pierwszy jest pisarzem, poetą i tłumaczem, drugi historykiem,
tłumaczem i amerykanistą. Postanowili wspólnie przeprowadzić swoisty
eksperyment literacki i trzeba przyznać, że wyszło im to wyśmienicie. Możliwe,
że po „Tajemnicy…” pojawią się kolejne tomy cyklu o profesorowej
Szczupaczyńskiej – wszystko zależy od tego, czy jej postać oraz fabuła i styl
powieści przypadną do gustu czytelnikom. W to jednak nie wątpię, liczę więc, że
będę miała okazję do kolejnych intrygujących i pełnych emocji spotkań z
ciekawską krakowską Panną Marple.
„Tajemnica
Domu Helclów” to wspaniale napisany kryminał retro. Miejscem akcji jest
XIX-wieczny Kraków, a czasem ostatnie miesiące roku 1893. Dom Helclów to dom
(nie)spokojnej starości, ale również ośrodek dla rekonwalescentów. Ufundowany
przez państwa Helclów, jest od kilku lat jedynym tego typu miejscem w Krakowie.
Wkrótce ma się to zmienić, ale na razie nie zajmujmy sobie tym myśli. Chorymi i
starszymi wszelkich stanów (na parterze mieszkają najbiedniejsi, im wyżej, tym
bogatsi) opiekują się siostry szarytki.
Co
wspólnego ma z tym miejscem profesorowa Zofia Szczupaczyńska, z domu Glodtowa?
Otóż początkowo może niewiele, ale wszystko się zmieni. Po kolei jednak. Niesamowita,
ciekawska, typowa dla XIX-wiecznego Krakowa mieszczka z wielkimi ambicjami
planuje organizację loterii, z której dochód ma zostać przekazany dzieciom
skrofulicznym. Do Domu Helclów udaje się z prośbą o pomoc w postaci przekazania
fantów na loterię. Być może wszystko by się wówczas zakończyło, gdyby nie fakt,
że z Domu zniknęła jedna z pensjonariuszek. Czy uciekła, czy ktoś ją porwał? A
może gdzieś się ukryła? Jak to się stało, że nikt niczego nie zauważył? W
Szczupaczyńskiej wrze krew, budzi się żądza poznania prawdy. Zrobi wszystko, by
doprowadzić sprawę do końca. Końca innego, niż chciałaby tego krakowska
policja. Tej bowiem zależy jedynie na przykładnym ukaraniu winnego, nawet jeśli
miałoby się okazać, że tak naprawdę za więziennymi kratami znajdzie się osoba
zupełnie niewinna. Pani profesorowa natomiast żąda sprawiedliwości. Sprawa
skomplikuje się tym bardziej, gdy w Domu Helclów popełniona zostanie ewidentna
zbrodnia.
Powieść
nie należy do tych, w których krew leje się gęstym strumieniem, a pościgi za
mordercami są szybkie i efektowne. Szczupaczyńska za nikim biegać nie będzie, ale
przeprowadzi śledztwo godne samego Sherlocka Holmesa i… oczywiście zakończy je
pełnym sukcesem. Na dodatek rozwiązanie tajemnicy Domu Helclów jest dla
czytelnika kompletnie nie do przewidzenia. W życiu nie potrafiłabym wymyśleć tak
skomplikowanej, a jednocześnie eleganckiej i kunsztownej intrygi.
Jednak
powieść ta to coś znacznie więcej niż kryminał, czy nawet kryminał retro. To
wspaniała opowieść o Krakowie, o jego architekturze, tradycjach, historii. O ludziach
tam żyjących, ich zwyczajach, przypadłościach, cechach charakterystycznych.
Choć profesorowa pochodzi z Przemyśla, jest już typową krakowianką – liczy każdy
grosz, a najważniejsze jest dla niej, by jej dom i rodzina były dobrze widziane
w środowisku. A socjeta krakowska końca XIX stulecia jest krytyczna, zawistna i
nigdy nie zapominająca choćby najmniejszych przewin.
Należy
również pamiętać, że Kraków (Galicja) był w owym czasie pod zaborem
austriackim, o czym zarówno narrator, jak i bohaterowie często wspominają. Nie
narzekają jednak na ucisk i nie myślą o odzyskaniu wolności. Dobrobyt i fakt,
że Kraków jest niejako drugim Wiedniem sprawiają, że krakowianie są dumni z przynależności
do Austro-Węgier i czują się ich ważną częścią.
Szczupaczyńska
została przedstawiona jako kobieta, która z jednej strony stara się być dobrą
żoną i panią domu, dba o przygotowanie obiadów, zrobienie zakupów i godne
reprezentowanie interesów męża, a z drugiej – jako żądna emocji i stawiająca
prawdę ponad wszystko pani detektyw niczym z najlepszych powieści gatunku.
Dodatkowymi
atutami powieści są wyśmienite, błyskotliwe dialogi, kąśliwe uwagi
profesorowej, małe złośliwości, jakie świadczą sobie bohaterowie i wspaniale
oddany język epoki. Wisienką na torcie niech będzie pogrzeb Matejki, który
jednak… nie był tak wspaniały jak pogrzeb Mickiewicza.
Książka
urzeka od samego początku – klasyczną, intrygującą okładką, lekko pożółkłymi
kartami, genialnymi, stylizowanymi tytułami rozdziałów – tak, jak pisano w końcu
XIX wieku. Intryga wciąga już od pierwszych stron i po prostu nie można się
oderwać od lektury. Nie mam absolutnie żadnych uwag na niekorzyść tej pozycji.
Nie mogę się już doczekać kolejnej części.
Książka przeczytana w ramach Wyzwania:
Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa ZNAK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz