Na ławce w parku siedzi przestraszona dziewczyna, do
której podchodzi uśmiechnięte dziecko. Dziewczynka – może sześcioletnia – pcha
przed sobą wózek z lalką i badawczo przygląda się dziewczynie, która widzi ją,
jak przez mgłę, choć na niebie świeci słońce. To łzy i strach zacierają
jej możliwość wyraźnego widzenia.
Wszystko zaczęło się kilka lat temu, kiedy zaczynała
klasę maturalną. Była dobrą uczennicą, miała wysokie aspiracje. Marzyła o tym,
że dostanie się na dziennikarstwo, napisze kilka dobrych artykułów do prasy,
dzięki którym zasłynie w świecie, być może jakiś czas popracuje jako
korespondent dla któregoś z czasopism turystycznych, a później poświęci się
całkowicie pisaniu powieści, na które miała już wówczas setki pomysłów.
Przygotowywała się do matury i egzaminów wstępnych. Poprosiła swego polonistę,
by pomógł jej w skompletowaniu materiałów literackich do prezentacji. Z
pewnością żadne z nich nie spodziewało się, że te kilka spotkań zaowocuje
gorącym romansem.
Profesor
Paweł – tak właśnie mówili do niego uczniowie – był przystojnym mężczyzną w
kwiecie wieku. Czarne włosy, wielkie brązowe oczy, zdrowa opalenizna,
intelektualista, który nie stronił od sportów. Kamila podkochiwała się w nim od
pierwszej klasy – z pewnością nie ona jedna – ale do głowy jej nie przyszło, że
on może odwzajemniać jej uczucia. Okazało się jednak, że urzekła go już dawno
ta krucha brunetka, która każdą wolną chwilę poświęcała na czytanie i pisanie.
Tamten
pierwszy pocałunek był dla obojga szokiem. Kiedy dotarło do nich, co się
właśnie stało, byli absolutnie zdezorientowani i przez pierwszych kilka minut
nie odezwali się do siebie słowem. Najtrudniejszy był pierwszy tydzień –
później w końcu poddali się uczuciom. Spotykali się w tajemnicy – co by się
stało, gdyby grono pedagogiczne, rodzice i uczniowie dowiedzieli się o ich
romansie? Co prawda Kamila była już pełnoletnia, jednak…
Mijały
tygodnie, przyszła zima, rozpoczął się nowy rok. Matura zbliżała się wielkimi
krokami, wybiła godzina zero dla studniówki. W pięknej granatowej sukni z
kryształkami i wysoko upiętymi włosami, Kamila weszła na salę, powodując,
że Pawłowi zaparło dech w piersiach. Miał ochotę chwycić ją w ramiona i
całować do upadłego, nie zwracając uwagi na pozostałych uczestników imprezy.
Ostatecznie jednak musiał się opanować i dany był im tylko jeden taniec.
Rozpoczęły
się ferie. Okłamując rodziców i wszystkich znajomych – Kamila wybrała się na
kilka dni do Zakopanego, gdzie już na nią czekał. Spędzili tam wspaniałe dni i
noce, właściwie nie wychylając nosa z wynajętego pokoiku na poddaszu starego,
drewnianego domku. Romans stulecia – myślała, wracając do domu i wspominając
pocałunki, którymi obsypywał ją niemal non stop.
Zaczął
się drugi semestr i nagle coś się wydarzyło. Do klasy – co za głupota przenosić
się na trzy miesiące przed maturą, myślała w pierwszej chwili – dołączył nowy
kolega. Wysoki, świetnie zbudowany, typ buntownika. Chodził w czarnej skórzanej
kurtce, włosy ledwie odrastały od czaszki, zielone oczy przypatrywały się
wszystkim z mieszaniną ciekawości i złości. Nabijany ćwiekami czarny plecak był
jego nieodłącznym atrybutem, podobnie jak wytarte jeansy i skórzane, wysokie
buty z dziesiątkami sprzączek. Koledzy patrzyli na niego podejrzanie, koleżanki
usuwały się z drogi w obawie, że może zrobić im krzywdę. Nauczyciele… byli
zachwyceni jego inteligencją i erudycją, a jednocześnie martwili się jego
wyglądem i tym, ile palił.
Widząc,
że Krystian sporo czyta, Paweł zaproponował, by Kamila spędziła z nim trochę
czasu i pomogła mu nadrobić zaległości. Zgodziła się, zdziwiona tym, że
naprawdę chciała go lepiej poznać. Z resztą – robiła to właściwie dla Pawła. Chłopak
okazał się naprawdę zjawiskowy i nawet ona musiała przyznać, że nie czytała
tyle, co on. Potrafili tak dyskutować całymi godzinami. Nie jeden raz i
nie dwa zasiedziała się u niego do późna, albo on u niej. Paweł zaczynał być
zazdrosny, ponieważ tracili kolejne wieczory i teraz spotykali się góra trzy
razy w tygodniu. Tęsknił za nią. Ona też tęskniła, ale nie potrafiła oprzeć się
pokusie kolejnych godzin spędzonych w towarzystwie nowego kolegi.
- Zosiu, wracamy
– woła rudowłosa kobieta po trzydziestce, zwracając się do córeczki, która
siedzi w piaskownicy i buduje kolejną wieżę zamku.
Dziewczyna przygląda się tej scenie
i nie może odpędzić od siebie wspomnienia tamtego wypadu nad jezioro. Do matury
został tydzień i postanowili się trochę rozerwać. Zośka, Marta, Sławek, Eliza,
Krystian i ona – weekend w wynajętej chatce nad Jeziorem Srebrnym. Pogoda ich
zaskoczyło – świeciło słońce, temperatura nagle skoczyła do trzydziestu
stopni – zupełnie jakby był to prezent specjalnie dla nich. Bawili się
wyśmienicie. W sobotni wieczór Marta i Sławek urwali się gdzieś na dyskotekę –
spotykali się już od dwóch lat i chyba potrzebowali pobyć trochę tylko we
dwójkę. Zośka była zachwycona okolicą i namówiła Elizę na wycieczkę
krajoznawczą. Kamila wykręciła się bolącym kolanem, które stłukła rano na
niewielkim molo.
Zostali tylko we dwójkę. Krystian
zaskoczył ją, szykując znakomitą kolację. Usiedli na – górnolotnie brzmiące
określenie – tarasie, zapalili świeczki i długo, długo rozmawiali.
- Popływajmy –
zaproponował nagle i nie mogła uwierzyć, że się zgodziła. Woda była lodowata i
nie miała najmniejszego zamiaru wchodzić do niej w ten weekend. Nawet nie zabrała
ze sobą stroju kąpielowego.
Doskonale
znała tatuaż na jego ramieniu, jako że pod skórzaną kurtką nosił zazwyczaj koszulkę
bez rękawów. Kiedy jednak zaczął się rozbierać, poczuła dreszcz. Z łopatek
wychodziły dwa czarne skrzydła, które biegły wzdłuż całych pleców aż po…
kolana. Westchnęła cicho i przygryzła wargi, czując się winna, że ten widok ją
podniecił. Pomyślała o szerokich ramionach Pawła i jego kochającym wzroku.
Potrząsnęła głową i starała się wyrzucić w głowy widok Krystiana, który zdążył
już na szczęście zanurzyć się w wodzie po samą szyję. Dołączyła do niego,
trzęsąc się – woda nie była lodowata – miała wrażenie, że wchodzi do balii
wypełnionej ciekłym azotem.
Kiedy wyciągnął do niej rękę,
zawahała się na moment. Spojrzała mu głęboko w oczy, co nie było łatwe, kiedy
zważyć, że wędrowały po jej dekolcie. Wiedziała, że serce dudni jej w
piersiach, oddech stał się płytki i urywany. W końcu podała mu dłoń i pozwoliła
przyciągnąć się do niego. Dzieliło ich zaledwie kilkanaście centymetrów, czuła
na twarzy jego gorący oddech. Chciała coś powiedzieć, ale nie starczyło jej
sił. Pozwoliła mu absolutnie na wszystko, czerpiąc z jego pieszczot
nieograniczoną przyjemność.
Wychodziła z jeziora z poczuciem
winy i wstydem, że zdradziła Pawła. Jednocześnie – była szczęśliwa i spełniona.
Krystian szedł tuż obok, obejmując ją w pasie. Pobiegli do domku,
zamarzając i szybko schowali się pod kocem. Pocałowała go namiętnie, mając
ochotę na więcej.
- No pięknie –
chwilkę nas nie ma, a tu już rozpusta – roześmiała się Zośka, stojąc w progu. –
Nie przeszkadzajcie sobie, przejdziemy się jeszcze z Elizką – dodała, kiedy
zobaczyła zawstydzenie na ich twarzach. Okręciła się na pięcie i wyszła,
zamykając za sobą drzwi.
Kamila
i Krystian roześmiali się szczerze i wrócili do pieszczot. Ani razu tej nocy,
ani następnego dnia nie pomyślała o Pawle. Dopiero w poniedziałek, kiedy
stanęła na szkolnym dziedzińcu. Nie wiedziała, jak ma mu o tym powiedzieć
– nie chciała go zranić. Na swój własny sposób, nadal go kochała. Był jej pierwszym
mężczyzną, szanowała go, podziwiała, była nim zafascynowana i nie chciała,
by cierpiał z jej powodu. Wiedziała, jednak, że musi porozmawiać z nim jak
najszybciej – zanim do jego uszu dojdą – a z pewnością doszłyby –
plotki na temat wydarzeń z nad jeziora.
Musiał
oprzeć się o ławkę, niemalże stracił równowagę. Patrzył na nią z niedowierzaniem
i nic nie mówił. Słuchał jedynie, jakby się zastanawiał, czy na pewno się już
obudził. Zwiesił głowę, bezsilny, pokonany, zdradzony. Nie odezwał się ani
słowem, pozwalając jej odejść. Wiedział, że tak musi być – miała szansę na
normalny związek, na chłopaka, którego nie będzie musiała przed nikim
ukrywać. On był jedynie kulą u nogi, a ona wreszcie została uwolniona. Było
jej przykro, kiedy patrzyła w jego smutne oczy. Chciała, żeby na nią
nakrzyczał, wyzwał ją. Nazwał zwykłą dziwką. Do niczego takiego nie doszło.
Zachował się jak rycerz, którym zawsze dla niej był.
Szkoła
się zakończyła. Zdali maturę. Dostali się na wymarzone studia – Kamila na dziennikarstwo,
Krystian na lingwistykę stosowaną. Na balu maturalnym przetańczyli razem całą
noc, właściwie nie przestając się całować. Kamila zdawała sobie sprawę z tego,
że Paweł to wszystko widzi i z pewnością źle się czuje, nie mogła jednak tego
wytłumaczyć Krystianowi. Nie chciała mieć przed nim tajemnic, ale ten jeden
sekret postanowiła zachować – dla dobra Pawła, jak sobie tłumaczyła.
Po
wspólnie spędzonych wakacjach na wsi u dziadków Krystiana, wrócili do miasta.
Opaleni, wypoczęci, zaspokojeni. Kamila zaczęła palić. Zrobiła sobie niewielki
tatuaż na karku, co straszliwie nie spodobało się jej rodzicom. Pokłócili
się, powiedzieli sobie o kilka słów za wiele i ostatecznie na początku
listopada zaproponowała Krystianowi, by wynajęli jakąś kawalerkę i
zamieszkali razem. Zgodził się z optymizmem. Szczęśliwym zrządzeniem losu
znaleźli lokum w ciągu tygodnia, drugie tyle czasu spędzili na jego urządzaniu
i jeszcze na koniec miesiąca zamieszkali na trzydziestu metrach kwadratowych.
Wspólne
Święta, radosny sylwester, na którego zaprosili wszystkich znajomych
(nieprawdopodobne, że na tak niewielkiej przestrzeni mogło się zmieścić i
naprawdę dobrze bawić ponad pięćdziesiąt osób), romantyczne walentynki w
trakcie pierwszej wspólnej sesji. Wtedy właśnie coś się zaczęło psuć.
- Proszę pani –
mówi jakiś starszy mężczyzna, który nie wiadomo kiedy przysiadł się obok niej.
– Proszę pani, telefon dzwoni.
Dziewczyna otwiera torebkę, szuka i
nie może znaleźć. Siwy staruszek przygląda się jej badawczo, w końcu ręką
wskazuje kieszeń, z której dochodzi denerwujący dźwięk. Dziewczyna odbiera,
starając się opanować emocje i nie dać po sobie poznać, jak trzęsie jej się
głos.
- Dobra
wiadomość – ni to pyta, ni to stwierdza sąsiad z ławeczki. Kiwa jedynie głową
na potwierdzenie, a kąciki jej ust unoszą się niemal niezauważalnie. Dobra
wiadomość.
Sesja zrujnowała Krystiana.
Wszystkie pieniądze, jakie posiadał, wydał na tabletki, na Plusssze, na kawę,
papierosy, takie i siakie lekkie narkotyki. Tak przynajmniej mówił Kamili.
Widziała, jak staczał się na dno, ale jej słowa wchodziły jednym uchem i
wychodziły drugim. Płakała, kiedy wychodził z domu, szukała rad wśród
znajomych. Wracał – pijany, zaćpany, czasami z siniakiem tu, czy tam. Przez dwa
miesiące nie dostała od niego grosza i sama musiała zapłacić czynsz,
opłacić rachunki za telefon, Internet, kupić sobie podręczniki do przedmiotów
na kolejny semestr.
Po ostatnim egzaminie zaprosił ją na
kolację. Romantyczna restauracja, świece na stoliku, on pokrył wszystkie
koszty. Przeprosił, obiecał, że się poprawi, że to się nigdy więcej nie
powtórzy. Uwierzyła. Poprawił się. Wszystko było dobrze – znów był tym
wspaniałym człowiekiem, w którym się zakochała. Cieszyły go studia, czuł się
rewelacyjnie na uczelni. Roztaczał przed nią wizję wspaniałej kariery naukowej,
która go czeka. Pomagał jej, kiedy miała gorsze dni.
Letnia sesja… Teraz dopiero pokazał,
że skrzydła wytatuowane na plecach należą raczej do szatana, niż anioła.
Zagwarantował jej istne piekło. Nie skończyło się na piciu i ćpaniu.
Zapraszał kolegów, z którymi się uczył. W domu zapanował chaos i syf – walające
się brudne talerze, potłuczone szklanki, pety porozrzucane w najmniej
spodziewanych miejscach, trawka tu, maryśka tam. Miała sińce pod oczami, tyle
łez wypłakała, ale nic nie pomagało. Może by to zniosła, gdyby
na bałaganie się skończyło. Nawet mogła mu darować szastanie pieniędzmi.
Niestety poszedł o krok dalej.
Pierwszy siniec na policzku pojawił
się dzień po jej ostatnim kolokwium. Pił, krzyczał, bił. Obiad był
niedobry, na stole nie było miejsca na jego notatki, w łóżku nie dawała mu
satysfakcji. Cierpiała prawdziwe męki. Postanowiła wrócić do rodziców –
spakowała walizkę i już miała wyjść, kiedy wrócił z imprezy. Wpadł w istny szał
– właściwie zmasakrował jej twarz, zdarł z niej ubranie i zgwałcił w korytarzu,
po czym poszedł do łóżka i powiedział jedynie, że tam na nią czeka. Siedziała,
skulona pod ścianą, zapłakana, zakrwawiona. Dopiero kiedy usłyszała jego
chrapanie, chwyciła za walizkę i cichutko wymknęła się z mieszkania.
Było jej wstyd przed rodzicami, nie
wiedziała, do kogo zwrócić się o pomoc. Siedziała na tej samej ławeczce, co
teraz – cały czas jeszcze miała siniaki na twarzy, mimo że upłynęły już prawie
dwa tygodnie. Krystian siedział w areszcie, a ją czekały wszystkie
nieprzyjemności związane z rozprawą w sądzie. Przyglądała się dzieciom
biegającym po placyku zabaw i zastanawiała, co się stanie z tym
maleństwem, które rosło w niej. Nie powiedziała mu, że jest w ciąży.
Chciała jedynie się od niego uwolnić, a dziecko mogło ją do niego
przywiązać do końca życia. Myśląc o swojej przyszłości nawet nie zauważyła,
że przed nią stanął… Paweł.
Po tym wszystkim, co zrobiła, po całym
tym bólu, który mu wyrządziła – był ciepły, spokojny, uśmiechnięty. Nawet nie
wiedziała, jak to się stało, że opowiedziała mu o wszystkim. Nawet
rodzice nie wiedzieli, że spodziewała się ich wnuka. Pozwolił jej się wypłakać
na swoim ramieniu, przytulił, zaprosił na kawę. Nie narzucał się, ale jasno dał do zrozumienia,
że zawsze może do niego przyjść, wygadać się, wypłakać, szukać rady, czy po
prostu towarzystwa.
Rozprawa była koszmarem, ale Paweł
był zawsze obok. Kiedy Krystian zobaczył ją po raz pierwszy, była w
piątym miesiącu ciąży i nie dało się już tego ukryć. Wyzwał ją od zdzir,
nie domyślając się w ogóle, że dziecko jest jego. Nie przeszkadzało jej. Wręcz
przeciwnie – cieszyła się. Kiedy w końcu usłyszała wyrok, kamień spadł jej z
serca.
Był początek marca, kiedy poczuła
pierwsze skurcze. Zrobiło jej się słabo i oparła się o ścianę bloku. Rozejrzała
się wokoło i dotarło do niej, że zaledwie przecznicę dalej jest jej liceum,
a tam… Paweł. Resztką sił doszła do drzwi i poprosiła woźnego, żeby go
poprosił. Strach w jego oczach mówił sam za siebie, kiedy ją zobaczył. Rzucił
wszystko i pojechał z nią do szpitala. Nie odszedł na krok, dopóki nie
zasnęła po przerażająco długim i bardzo bolesnym porodzie.
„Minęły już prawie trzy lata od
tamtej wiosny – myśli dziewczyna – Czekam na szczęśliwe zakończenie.”
Uśmiecha się do starszego pana, który nadal siedzi obok i karmi gołębie
okruszkami chleba. Wstaje powoli, kłania mu się i kieruje do bramy parkowej.
Po drugiej stronie ulicy znajduje się szpital miejski.
Mała Sylwia stała się oczkiem w
głowie rodziców – Paweł podał w aktach swoje nazwisko w rubryce dotyczącej
ojcostwa. Pomagał jej każdego dnia, otaczał miłością i czułością, nie żądając
niczego w zamian. Jak mogła go nie kochać? Nie mogła. Kochała każdego dnia
mocniej, aż w końcu odważyła mu się to powiedzieć. Wybiegł z domu, jak rażony
piorunem. Wrócił po kilkudziesięciu minutach – z bukietem kwiatów i pierścionkiem
zaręczynowym. Po pół roku zostali małżeństwem.
Niedługo cieszyli się szczęściem.
Zaledwie po miesiącu od dnia ślubu, Paweł poszedł z Sylwią na spacer, kiedy
Kamila była na uczelni. Jakiś idiota wjechał w przystanek autobusowy. W
ostatniej chwili Pawłowi udało się wypchnąć wózek i uratować córeczkę. Niestety
– od dwóch miesięcy leżał w szpitalu i lekarze nie rokowali sukcesu. To było
jak wyrok – nigdy więcej nie stanąć na nogi. Już mieli amputować nogi,
kiedy nagle pojawił się w szpitalu zagraniczny profesor, który zaproponował
operację. Nie dawał wielkich szans, ale dawał nadzieję. Przed chwilą dzwonił
Paweł. Powiedział tylko jedno zdanie:
- Zrobiłem
właśnie cztery kroki, Kochanie.
Na ławce w parku siedzi przestraszona dziewczyna, do
której podchodzi uśmiechnięte dziecko. Dziewczynka – może sześcioletnia – pcha
przed sobą wózek z lalką i badawczo przygląda się dziewczynie, która widzi ją,
jak przez mgłę, choć na niebie świeci słońce. To łzy i strach zacierają
jej możliwość wyraźnego widzenia.
Wszystko zaczęło się kilka lat temu, kiedy zaczynała
klasę maturalną. Była dobrą uczennicą, miała wysokie aspiracje. Marzyła o tym,
że dostanie się na dziennikarstwo, napisze kilka dobrych artykułów do prasy,
dzięki którym zasłynie w świecie, być może jakiś czas popracuje jako
korespondent dla któregoś z czasopism turystycznych, a później poświęci się
całkowicie pisaniu powieści, na które miała już wówczas setki pomysłów.
Przygotowywała się do matury i egzaminów wstępnych. Poprosiła swego polonistę,
by pomógł jej w skompletowaniu materiałów literackich do prezentacji. Z
pewnością żadne z nich nie spodziewało się, że te kilka spotkań zaowocuje
gorącym romansem.
Profesor
Paweł – tak właśnie mówili do niego uczniowie – był przystojnym mężczyzną w
kwiecie wieku. Czarne włosy, wielkie brązowe oczy, zdrowa opalenizna,
intelektualista, który nie stronił od sportów. Kamila podkochiwała się w nim od
pierwszej klasy – z pewnością nie ona jedna – ale do głowy jej nie przyszło, że
on może odwzajemniać jej uczucia. Okazało się jednak, że urzekła go już dawno
ta krucha brunetka, która każdą wolną chwilę poświęcała na czytanie i pisanie.
Tamten
pierwszy pocałunek był dla obojga szokiem. Kiedy dotarło do nich, co się
właśnie stało, byli absolutnie zdezorientowani i przez pierwszych kilka minut
nie odezwali się do siebie słowem. Najtrudniejszy był pierwszy tydzień –
później w końcu poddali się uczuciom. Spotykali się w tajemnicy – co by się
stało, gdyby grono pedagogiczne, rodzice i uczniowie dowiedzieli się o ich
romansie? Co prawda Kamila była już pełnoletnia, jednak…
Mijały
tygodnie, przyszła zima, rozpoczął się nowy rok. Matura zbliżała się wielkimi
krokami, wybiła godzina zero dla studniówki. W pięknej granatowej sukni z
kryształkami i wysoko upiętymi włosami, Kamila weszła na salę, powodując,
że Pawłowi zaparło dech w piersiach. Miał ochotę chwycić ją w ramiona i
całować do upadłego, nie zwracając uwagi na pozostałych uczestników imprezy.
Ostatecznie jednak musiał się opanować i dany był im tylko jeden taniec.
Rozpoczęły
się ferie. Okłamując rodziców i wszystkich znajomych – Kamila wybrała się na
kilka dni do Zakopanego, gdzie już na nią czekał. Spędzili tam wspaniałe dni i
noce, właściwie nie wychylając nosa z wynajętego pokoiku na poddaszu starego,
drewnianego domku. Romans stulecia – myślała, wracając do domu i wspominając
pocałunki, którymi obsypywał ją niemal non stop.
Zaczął
się drugi semestr i nagle coś się wydarzyło. Do klasy – co za głupota przenosić
się na trzy miesiące przed maturą, myślała w pierwszej chwili – dołączył nowy
kolega. Wysoki, świetnie zbudowany, typ buntownika. Chodził w czarnej skórzanej
kurtce, włosy ledwie odrastały od czaszki, zielone oczy przypatrywały się
wszystkim z mieszaniną ciekawości i złości. Nabijany ćwiekami czarny plecak był
jego nieodłącznym atrybutem, podobnie jak wytarte jeansy i skórzane, wysokie
buty z dziesiątkami sprzączek. Koledzy patrzyli na niego podejrzanie, koleżanki
usuwały się z drogi w obawie, że może zrobić im krzywdę. Nauczyciele… byli
zachwyceni jego inteligencją i erudycją, a jednocześnie martwili się jego
wyglądem i tym, ile palił.
Widząc,
że Krystian sporo czyta, Paweł zaproponował, by Kamila spędziła z nim trochę
czasu i pomogła mu nadrobić zaległości. Zgodziła się, zdziwiona tym, że
naprawdę chciała go lepiej poznać. Z resztą – robiła to właściwie dla Pawła. Chłopak
okazał się naprawdę zjawiskowy i nawet ona musiała przyznać, że nie czytała
tyle, co on. Potrafili tak dyskutować całymi godzinami. Nie jeden raz i
nie dwa zasiedziała się u niego do późna, albo on u niej. Paweł zaczynał być
zazdrosny, ponieważ tracili kolejne wieczory i teraz spotykali się góra trzy
razy w tygodniu. Tęsknił za nią. Ona też tęskniła, ale nie potrafiła oprzeć się
pokusie kolejnych godzin spędzonych w towarzystwie nowego kolegi.
- Zosiu, wracamy
– woła rudowłosa kobieta po trzydziestce, zwracając się do córeczki, która
siedzi w piaskownicy i buduje kolejną wieżę zamku.
Dziewczyna przygląda się tej scenie
i nie może odpędzić od siebie wspomnienia tamtego wypadu nad jezioro. Do matury
został tydzień i postanowili się trochę rozerwać. Zośka, Marta, Sławek, Eliza,
Krystian i ona – weekend w wynajętej chatce nad Jeziorem Srebrnym. Pogoda ich
zaskoczyło – świeciło słońce, temperatura nagle skoczyła do trzydziestu
stopni – zupełnie jakby był to prezent specjalnie dla nich. Bawili się
wyśmienicie. W sobotni wieczór Marta i Sławek urwali się gdzieś na dyskotekę –
spotykali się już od dwóch lat i chyba potrzebowali pobyć trochę tylko we
dwójkę. Zośka była zachwycona okolicą i namówiła Elizę na wycieczkę
krajoznawczą. Kamila wykręciła się bolącym kolanem, które stłukła rano na
niewielkim molo.
Zostali tylko we dwójkę. Krystian
zaskoczył ją, szykując znakomitą kolację. Usiedli na – górnolotnie brzmiące
określenie – tarasie, zapalili świeczki i długo, długo rozmawiali.
- Popływajmy –
zaproponował nagle i nie mogła uwierzyć, że się zgodziła. Woda była lodowata i
nie miała najmniejszego zamiaru wchodzić do niej w ten weekend. Nawet nie zabrała
ze sobą stroju kąpielowego.
Doskonale
znała tatuaż na jego ramieniu, jako że pod skórzaną kurtką nosił zazwyczaj koszulkę
bez rękawów. Kiedy jednak zaczął się rozbierać, poczuła dreszcz. Z łopatek
wychodziły dwa czarne skrzydła, które biegły wzdłuż całych pleców aż po…
kolana. Westchnęła cicho i przygryzła wargi, czując się winna, że ten widok ją
podniecił. Pomyślała o szerokich ramionach Pawła i jego kochającym wzroku.
Potrząsnęła głową i starała się wyrzucić w głowy widok Krystiana, który zdążył
już na szczęście zanurzyć się w wodzie po samą szyję. Dołączyła do niego,
trzęsąc się – woda nie była lodowata – miała wrażenie, że wchodzi do balii
wypełnionej ciekłym azotem.
Kiedy wyciągnął do niej rękę,
zawahała się na moment. Spojrzała mu głęboko w oczy, co nie było łatwe, kiedy
zważyć, że wędrowały po jej dekolcie. Wiedziała, że serce dudni jej w
piersiach, oddech stał się płytki i urywany. W końcu podała mu dłoń i pozwoliła
przyciągnąć się do niego. Dzieliło ich zaledwie kilkanaście centymetrów, czuła
na twarzy jego gorący oddech. Chciała coś powiedzieć, ale nie starczyło jej
sił. Pozwoliła mu absolutnie na wszystko, czerpiąc z jego pieszczot
nieograniczoną przyjemność.
Wychodziła z jeziora z poczuciem
winy i wstydem, że zdradziła Pawła. Jednocześnie – była szczęśliwa i spełniona.
Krystian szedł tuż obok, obejmując ją w pasie. Pobiegli do domku,
zamarzając i szybko schowali się pod kocem. Pocałowała go namiętnie, mając
ochotę na więcej.
- No pięknie –
chwilkę nas nie ma, a tu już rozpusta – roześmiała się Zośka, stojąc w progu. –
Nie przeszkadzajcie sobie, przejdziemy się jeszcze z Elizką – dodała, kiedy
zobaczyła zawstydzenie na ich twarzach. Okręciła się na pięcie i wyszła,
zamykając za sobą drzwi.
Kamila
i Krystian roześmiali się szczerze i wrócili do pieszczot. Ani razu tej nocy,
ani następnego dnia nie pomyślała o Pawle. Dopiero w poniedziałek, kiedy
stanęła na szkolnym dziedzińcu. Nie wiedziała, jak ma mu o tym powiedzieć
– nie chciała go zranić. Na swój własny sposób, nadal go kochała. Był jej pierwszym
mężczyzną, szanowała go, podziwiała, była nim zafascynowana i nie chciała,
by cierpiał z jej powodu. Wiedziała, jednak, że musi porozmawiać z nim jak
najszybciej – zanim do jego uszu dojdą – a z pewnością doszłyby –
plotki na temat wydarzeń z nad jeziora.
Musiał
oprzeć się o ławkę, niemalże stracił równowagę. Patrzył na nią z niedowierzaniem
i nic nie mówił. Słuchał jedynie, jakby się zastanawiał, czy na pewno się już
obudził. Zwiesił głowę, bezsilny, pokonany, zdradzony. Nie odezwał się ani
słowem, pozwalając jej odejść. Wiedział, że tak musi być – miała szansę na
normalny związek, na chłopaka, którego nie będzie musiała przed nikim
ukrywać. On był jedynie kulą u nogi, a ona wreszcie została uwolniona. Było
jej przykro, kiedy patrzyła w jego smutne oczy. Chciała, żeby na nią
nakrzyczał, wyzwał ją. Nazwał zwykłą dziwką. Do niczego takiego nie doszło.
Zachował się jak rycerz, którym zawsze dla niej był.
Szkoła
się zakończyła. Zdali maturę. Dostali się na wymarzone studia – Kamila na dziennikarstwo,
Krystian na lingwistykę stosowaną. Na balu maturalnym przetańczyli razem całą
noc, właściwie nie przestając się całować. Kamila zdawała sobie sprawę z tego,
że Paweł to wszystko widzi i z pewnością źle się czuje, nie mogła jednak tego
wytłumaczyć Krystianowi. Nie chciała mieć przed nim tajemnic, ale ten jeden
sekret postanowiła zachować – dla dobra Pawła, jak sobie tłumaczyła.
Po
wspólnie spędzonych wakacjach na wsi u dziadków Krystiana, wrócili do miasta.
Opaleni, wypoczęci, zaspokojeni. Kamila zaczęła palić. Zrobiła sobie niewielki
tatuaż na karku, co straszliwie nie spodobało się jej rodzicom. Pokłócili
się, powiedzieli sobie o kilka słów za wiele i ostatecznie na początku
listopada zaproponowała Krystianowi, by wynajęli jakąś kawalerkę i
zamieszkali razem. Zgodził się z optymizmem. Szczęśliwym zrządzeniem losu
znaleźli lokum w ciągu tygodnia, drugie tyle czasu spędzili na jego urządzaniu
i jeszcze na koniec miesiąca zamieszkali na trzydziestu metrach kwadratowych.
Wspólne
Święta, radosny sylwester, na którego zaprosili wszystkich znajomych
(nieprawdopodobne, że na tak niewielkiej przestrzeni mogło się zmieścić i
naprawdę dobrze bawić ponad pięćdziesiąt osób), romantyczne walentynki w
trakcie pierwszej wspólnej sesji. Wtedy właśnie coś się zaczęło psuć.
- Proszę pani –
mówi jakiś starszy mężczyzna, który nie wiadomo kiedy przysiadł się obok niej.
– Proszę pani, telefon dzwoni.
Dziewczyna otwiera torebkę, szuka i
nie może znaleźć. Siwy staruszek przygląda się jej badawczo, w końcu ręką
wskazuje kieszeń, z której dochodzi denerwujący dźwięk. Dziewczyna odbiera,
starając się opanować emocje i nie dać po sobie poznać, jak trzęsie jej się
głos.
- Dobra
wiadomość – ni to pyta, ni to stwierdza sąsiad z ławeczki. Kiwa jedynie głową
na potwierdzenie, a kąciki jej ust unoszą się niemal niezauważalnie. Dobra
wiadomość.
Sesja zrujnowała Krystiana.
Wszystkie pieniądze, jakie posiadał, wydał na tabletki, na Plusssze, na kawę,
papierosy, takie i siakie lekkie narkotyki. Tak przynajmniej mówił Kamili.
Widziała, jak staczał się na dno, ale jej słowa wchodziły jednym uchem i
wychodziły drugim. Płakała, kiedy wychodził z domu, szukała rad wśród
znajomych. Wracał – pijany, zaćpany, czasami z siniakiem tu, czy tam. Przez dwa
miesiące nie dostała od niego grosza i sama musiała zapłacić czynsz,
opłacić rachunki za telefon, Internet, kupić sobie podręczniki do przedmiotów
na kolejny semestr.
Po ostatnim egzaminie zaprosił ją na
kolację. Romantyczna restauracja, świece na stoliku, on pokrył wszystkie
koszty. Przeprosił, obiecał, że się poprawi, że to się nigdy więcej nie
powtórzy. Uwierzyła. Poprawił się. Wszystko było dobrze – znów był tym
wspaniałym człowiekiem, w którym się zakochała. Cieszyły go studia, czuł się
rewelacyjnie na uczelni. Roztaczał przed nią wizję wspaniałej kariery naukowej,
która go czeka. Pomagał jej, kiedy miała gorsze dni.
Letnia sesja… Teraz dopiero pokazał,
że skrzydła wytatuowane na plecach należą raczej do szatana, niż anioła.
Zagwarantował jej istne piekło. Nie skończyło się na piciu i ćpaniu.
Zapraszał kolegów, z którymi się uczył. W domu zapanował chaos i syf – walające
się brudne talerze, potłuczone szklanki, pety porozrzucane w najmniej
spodziewanych miejscach, trawka tu, maryśka tam. Miała sińce pod oczami, tyle
łez wypłakała, ale nic nie pomagało. Może by to zniosła, gdyby
na bałaganie się skończyło. Nawet mogła mu darować szastanie pieniędzmi.
Niestety poszedł o krok dalej.
Pierwszy siniec na policzku pojawił
się dzień po jej ostatnim kolokwium. Pił, krzyczał, bił. Obiad był
niedobry, na stole nie było miejsca na jego notatki, w łóżku nie dawała mu
satysfakcji. Cierpiała prawdziwe męki. Postanowiła wrócić do rodziców –
spakowała walizkę i już miała wyjść, kiedy wrócił z imprezy. Wpadł w istny szał
– właściwie zmasakrował jej twarz, zdarł z niej ubranie i zgwałcił w korytarzu,
po czym poszedł do łóżka i powiedział jedynie, że tam na nią czeka. Siedziała,
skulona pod ścianą, zapłakana, zakrwawiona. Dopiero kiedy usłyszała jego
chrapanie, chwyciła za walizkę i cichutko wymknęła się z mieszkania.
Było jej wstyd przed rodzicami, nie
wiedziała, do kogo zwrócić się o pomoc. Siedziała na tej samej ławeczce, co
teraz – cały czas jeszcze miała siniaki na twarzy, mimo że upłynęły już prawie
dwa tygodnie. Krystian siedział w areszcie, a ją czekały wszystkie
nieprzyjemności związane z rozprawą w sądzie. Przyglądała się dzieciom
biegającym po placyku zabaw i zastanawiała, co się stanie z tym
maleństwem, które rosło w niej. Nie powiedziała mu, że jest w ciąży.
Chciała jedynie się od niego uwolnić, a dziecko mogło ją do niego
przywiązać do końca życia. Myśląc o swojej przyszłości nawet nie zauważyła,
że przed nią stanął… Paweł.
Po tym wszystkim, co zrobiła, po całym
tym bólu, który mu wyrządziła – był ciepły, spokojny, uśmiechnięty. Nawet nie
wiedziała, jak to się stało, że opowiedziała mu o wszystkim. Nawet
rodzice nie wiedzieli, że spodziewała się ich wnuka. Pozwolił jej się wypłakać
na swoim ramieniu, przytulił, zaprosił na kawę. Nie narzucał się, ale jasno dał do zrozumienia,
że zawsze może do niego przyjść, wygadać się, wypłakać, szukać rady, czy po
prostu towarzystwa.
Rozprawa była koszmarem, ale Paweł
był zawsze obok. Kiedy Krystian zobaczył ją po raz pierwszy, była w
piątym miesiącu ciąży i nie dało się już tego ukryć. Wyzwał ją od zdzir,
nie domyślając się w ogóle, że dziecko jest jego. Nie przeszkadzało jej. Wręcz
przeciwnie – cieszyła się. Kiedy w końcu usłyszała wyrok, kamień spadł jej z
serca.
Był początek marca, kiedy poczuła
pierwsze skurcze. Zrobiło jej się słabo i oparła się o ścianę bloku. Rozejrzała
się wokoło i dotarło do niej, że zaledwie przecznicę dalej jest jej liceum,
a tam… Paweł. Resztką sił doszła do drzwi i poprosiła woźnego, żeby go
poprosił. Strach w jego oczach mówił sam za siebie, kiedy ją zobaczył. Rzucił
wszystko i pojechał z nią do szpitala. Nie odszedł na krok, dopóki nie
zasnęła po przerażająco długim i bardzo bolesnym porodzie.
„Minęły już prawie trzy lata od
tamtej wiosny – myśli dziewczyna – Czekam na szczęśliwe zakończenie.”
Uśmiecha się do starszego pana, który nadal siedzi obok i karmi gołębie
okruszkami chleba. Wstaje powoli, kłania mu się i kieruje do bramy parkowej.
Po drugiej stronie ulicy znajduje się szpital miejski.
Mała Sylwia stała się oczkiem w
głowie rodziców – Paweł podał w aktach swoje nazwisko w rubryce dotyczącej
ojcostwa. Pomagał jej każdego dnia, otaczał miłością i czułością, nie żądając
niczego w zamian. Jak mogła go nie kochać? Nie mogła. Kochała każdego dnia
mocniej, aż w końcu odważyła mu się to powiedzieć. Wybiegł z domu, jak rażony
piorunem. Wrócił po kilkudziesięciu minutach – z bukietem kwiatów i pierścionkiem
zaręczynowym. Po pół roku zostali małżeństwem.
Niedługo cieszyli się szczęściem.
Zaledwie po miesiącu od dnia ślubu, Paweł poszedł z Sylwią na spacer, kiedy
Kamila była na uczelni. Jakiś idiota wjechał w przystanek autobusowy. W
ostatniej chwili Pawłowi udało się wypchnąć wózek i uratować córeczkę. Niestety
– od dwóch miesięcy leżał w szpitalu i lekarze nie rokowali sukcesu. To było
jak wyrok – nigdy więcej nie stanąć na nogi. Już mieli amputować nogi,
kiedy nagle pojawił się w szpitalu zagraniczny profesor, który zaproponował
operację. Nie dawał wielkich szans, ale dawał nadzieję. Przed chwilą dzwonił
Paweł. Powiedział tylko jedno zdanie:
- Zrobiłem
właśnie cztery kroki, Kochanie.