Jak ta kobieta
wyśmienicie pisze – powiedziałam ostatnio do męża, kiedy zdejmowałam z półki „Kupiecką
baronową”, ostatni – niestety – tom historii o rodzinie Geisenheimerów z
Frankfurtu. Po chwili jeszcze dodałam, że muszę koniecznie spojrzeć, co jeszcze
napisała i – o ile tylko zostało przetłumaczone na nasza polską mowę – kupić to.
Rzeczywiście, Ines Thorn jest niesamowitą pisarką – wystarczy jeden dzień, by
połknąć, i to dosłownie, trzysta niemal stron jej powieści. Ta lekkość przy
poruszaniu trudnych tematów, ta znajomość realiów z dawnych czasów, te
dopieszczone kreacje i widoki, a jednocześnie skomplikowane relacje międzyludzkie
i rozterki, które przecież mogą się przytrafić każdemu z nas.
„Kupiecka baronowa”
kończy historię rodu – choć sama doskonale wiem, że nie zawsze kończy się sagę
wtedy, kiedy się zaplanowało, cicho więc marzę, że autorka jeszcze do tego rodu
powróci, jako i ja uczyniłam ze swoimi bohaterami.
Mamy rok 1792. Rewolucja
francuska, gilotyna, Marsylianka. Wolność, równości braterstwo. Trójkolorowe
kokardy i rządy jakobinów. Co ma do tego wolne miasto cesarskie i to na dodatek
w roku wyboru nowego cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego?
Jaki ta rewolucja będzie miała wpływ na kupiecką rodzinę Geisenheimerów?
Nie ma tym razem
żadnego wielkiego mężczyzny, który by prowadził dom kupiecki. Jest Theda, wdowa
po Teodorze. I jest jej trójka dzieci – Jago, który chce być poetą i zamiast
siedzieć za pulpitem, układa rymy w kawiarni; Stefan – który z kupiectwem
również ma niewiele wspólnego, a rewolucja we Francji pokazuje mu świat z zupełnie
nowej perspektywy i kusi swymi ideami; jest w końcu, zaledwie szesnastoletnia,
Friederike, która postanowiła podarować ukochanemu to, co miała
najcenniejszego. Biedna Theda, nie jeden raz naje się wstydu, nie dwa razy
będzie musiała sprowadzić dzieci ze złej drogi i ratować je przed pochopnymi decyzjami.
Nie trzy razy… odmawiać swej ręki, w końcu nie minął nawet rok od śmierci męża,
a już pojawiają się adoratorzy.
Theda jednak nie jest
zainteresowana ponownym zamążpójściem. Nie wierzy w miłość, ponieważ nigdy jej
nie zaznała, a przynajmniej zdążyła już dobrze zapomnieć, czym ona może być. I
przyrzekła sobie dawno temu, że nie będzie kochać. Wierzy w dom handlowy, choć
sama nie jest najlepszym kupcem. Będzie więc starała tak ożenić swego
pierworodnego, by to jego małżonka zajęła się pracą. Co z tego wyniknie? Jak
Jago, poeta-marzyciel, który szuka muzy, będzie traktował żonę z musu? Czy
Stefan pogodzi się z rozlewem krwi, czy nadal będzie stał na stanowisku, że rewolucja
może się bez niego powieść? Co zrobi najmłodsza córka, gdy zrozumie, że stała
się kobietą, a jej dzieciństwo zostało bezpowrotnie utracone?
Wszystko to we Frankfurcie
oczekującym na wojska francuskie, a później przez nie okupowanym. W tle kupcy,
Alten Limpurg, bogate salony, dobrze zaopatrzone spichlerze, pojedynki na honor
i karczmy, w których proletariat stara się zjednoczyć przeciwko patrycjuszom,
opowiadając o tym, jak wspaniale będzie się żyło w porewolucyjnym świecie. Do
tego cała galeria niezwykle przedstawionych postaci drugoplanowych.
Gorzko-słodka opowieść
o ludzkich dylematach, szukająca odpowiedzi na trudne pytania. Jednocześnie tak
prawdziwa i porywająca, że nie sposób się od niej oderwać. Nic, jednie czytać i
polecać dalej.
Jeśli zaś chodzi o samo
wydanie – jak poprzednio – ładna okładka, niewiele błędów, schludnie i
przyjemnie. W sam raz na nadchodzące lipcowe upały, które mają osiągnąć… nie
będę straszyć. Szczególnie, że ta powieść z pewnością Was jeszcze trochę
rozgrzeje emocjonalnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz