Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

sobota, 30 czerwca 2012

Uczennica maga - Trudi Canavan

Myślę, że powinnam zacząć od takiej informacji – jest to dopiero moje drugie spotkanie z prozą Trudi Canavan (wcześniej czytałam jedynie opowiadania). Nie znam więc jeszcze Trylogii Czarnego Maga, czytając zatem „Uczennicę maga” nie miałam najmniejszego pojęcia, co będzie się działo za kilkaset la,t w kolejnych tomach. Dla mnie to historia sama w sobie, nie prequel do znanej już powieści. Być może w znacznej części więc zmienia to sposób, w jaki odebrałam „Uczennicę…”.
Wciągnęła mnie ta historia do tego stopnia, że potrafiłam na długie godziny zatracić się w świecie przedstawionym przez autorkę, zupełnie nie widząc różnicy między nim, a tym, w którym (podobno) żyjemy. Ważne sprawy działy się wokoło, a ja ich nie dostrzegałam, całkowicie przeniesiona w przestrzeni, wędrując między Kyralią a Sachaką.
Bohaterowie od początku przypadli mi do gustu – antybohaterowie z resztą również, ale oczywiście w tym sensie, że podobała mi się och kreacja, a nie że ich polubiłam. Owszem – darzę sympatią Tessię i Dakona, ale boję się Takado… Kurcze, rzeczywiście pisze o nich, jakby żyli tu i teraz.
Magia, zróżnicowane społeczeństwo i dwa ludy – tak podobne, a jednak tak od siebie różne. Walka, miłość, szacunek, strach, nienawiść, wolność, niewolnictwo… Gildia uzdrowicieli i magowie… i Tessia, córka uzdrowiciela, która marzy o tym, by móc również leczyć. Problem w tym, że… jest kobietą. Nie może zostać uzdrowicielką, ale gdy pewnego dnia okaże się, że ma w sobie magię, zostanie natychmiast przyjęta jako uczennica maga Dakona. Jakże dziwny jest ten świat.
Dwa różne światy – z początku wiadomo, że Kyralia jest wspaniałą krainą wolności (nawet, jeśli kobiety nie mogą leczyć), a Sachaka to straszliwe imperium, w którym silni wolni ludzie, a przede wszystkim magowie, żyją w luksusie, ponieważ wszelkie prace wykonują za nich niewolnicy. I tu nagle niespodzianka – po trzystu stronach pojawia się nowa bohaterka, Steria. I ona właśnie pokaże nam, że Sachaka nie jest taka straszliwa i… zamieszkują w niej również dobrzy ludzie. Sama początkowo jest zszokowana, ponieważ po wielu latach wraca do stolicy państwa, z którego pochodzi jej ojciec i od razu napotyka na same problemy. Cóż, jest kobietą… w powieści Canavan kobiety – niezależnie od zamieszkiwanych ziem – nie mają łatwego życia i zawsze są na drugim miejscu, po mężczyznach.
Steria właśnie jest moją ulubioną bohaterką tej powieści – silna, inteligentna, wie, czego chce w życiu, a jednak potrafi się zaskoczyć swoimi uczuciami względem męża, którego wybrał jej ojciec. To osoba, która jest przykładem dla innych – jest ceniona przez pozostałe panie, a nawet niektórych mężczyzn. Na dodatek nie boi się stawiać oporu – w końcu wychowywała się w Elyne, gdzie kobiety mogą prowadzić interesy, gdzie nie ma niewolnictwa. Myślę jednak, że nie tylko wychowanie sprawiło, że Steria jest właśnie Sterią. Ma silną wolę i własne przekonania.
Koniec wojny między Kyralią a Sachaką był dla mnie absolutną zagadką, ponieważ – jak już wspomniałam – nie czytałam jeszcze Trylogii Czarnego Maga. Dlatego nie miałam pojęcia, która ze stron i na jakich warunkach zwycięży. Chociaż… czy na pewno można to nazwać zwycięstwem, skoro tylu ludzi straciło życie?
Trudi Canavan pisze pięknie i naprawdę świetnie się to czyta. Powieść wciąga bezustannie i wystarczy chwilka przerwy i już się człowiek zastanawia, co będzie dalej i chce się przenieść do tego magicznego – a przecież wcale nie pięknego i błogiego – świata. Jedyne, czego mogłam się domyśleć to to, że Jayanowi uda się zapoczątkować gildię magów, w końcu taki tytuł nosi kolejny tom, do którego zajrzę już niebawem. Nie mogę się doczekać.
Tomiszcze grube, ma bowiem ponad 800 stron. Dobrym pomysłem było umieszczenie na końcu słowiczka, na dodatek podzielonego według rodzaju słownictwa (chociaż ja osobiście wolę zwyczajne, alfabetyczne). Bardzo pomocny bywał w trakcie czytania. Podobnie – mapki – doskonale, że są – wydają się niemal niezbędne i nie potrafię sobie w tej chwili wyobrazić, że miałabym poznawać ten świat bez map.
Gruba oprawa trochę może utrudnia czytanie, ale przy takim gabarycie książki pięknie prezentuje się na półce, na dodatek bez żadnych uszkodzeń grzbietu. Błędów kilka znalazłam, ale w miarę niewiele, szczególnie jak na tak wiele stronic. Ogólnie – korekta spisała się bardzo dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz