Myślę, że powinnam
zacząć od takiej informacji – jest to dopiero moje drugie spotkanie z prozą
Trudi Canavan (wcześniej czytałam jedynie opowiadania). Nie znam więc jeszcze Trylogii
Czarnego Maga, czytając zatem „Uczennicę maga” nie miałam najmniejszego
pojęcia, co będzie się działo za kilkaset la,t w kolejnych tomach. Dla mnie to
historia sama w sobie, nie prequel do znanej już powieści. Być może w znacznej
części więc zmienia to sposób, w jaki odebrałam „Uczennicę…”.
Wciągnęła mnie ta
historia do tego stopnia, że potrafiłam na długie godziny zatracić się w
świecie przedstawionym przez autorkę, zupełnie nie widząc różnicy między nim, a
tym, w którym (podobno) żyjemy. Ważne sprawy działy się wokoło, a ja ich nie
dostrzegałam, całkowicie przeniesiona w przestrzeni, wędrując między Kyralią a
Sachaką.
Bohaterowie od początku
przypadli mi do gustu – antybohaterowie z resztą również, ale oczywiście w tym
sensie, że podobała mi się och kreacja, a nie że ich polubiłam. Owszem – darzę sympatią
Tessię i Dakona, ale boję się Takado… Kurcze, rzeczywiście pisze o nich, jakby
żyli tu i teraz.
Magia, zróżnicowane społeczeństwo
i dwa ludy – tak podobne, a jednak tak od siebie różne. Walka, miłość,
szacunek, strach, nienawiść, wolność, niewolnictwo… Gildia uzdrowicieli i
magowie… i Tessia, córka uzdrowiciela, która marzy o tym, by móc również
leczyć. Problem w tym, że… jest kobietą. Nie może zostać uzdrowicielką, ale gdy
pewnego dnia okaże się, że ma w sobie magię, zostanie natychmiast przyjęta jako
uczennica maga Dakona. Jakże dziwny jest ten świat.
Dwa różne światy – z początku
wiadomo, że Kyralia jest wspaniałą krainą wolności (nawet, jeśli kobiety nie
mogą leczyć), a Sachaka to straszliwe imperium, w którym silni wolni ludzie, a
przede wszystkim magowie, żyją w luksusie, ponieważ wszelkie prace wykonują za
nich niewolnicy. I tu nagle niespodzianka – po trzystu stronach pojawia się nowa
bohaterka, Steria. I ona właśnie pokaże nam, że Sachaka nie jest taka
straszliwa i… zamieszkują w niej również dobrzy ludzie. Sama początkowo jest
zszokowana, ponieważ po wielu latach wraca do stolicy państwa, z którego
pochodzi jej ojciec i od razu napotyka na same problemy. Cóż, jest kobietą… w
powieści Canavan kobiety – niezależnie od zamieszkiwanych ziem – nie mają
łatwego życia i zawsze są na drugim miejscu, po mężczyznach.
Steria właśnie jest
moją ulubioną bohaterką tej powieści – silna, inteligentna, wie, czego chce w
życiu, a jednak potrafi się zaskoczyć swoimi uczuciami względem męża, którego
wybrał jej ojciec. To osoba, która jest przykładem dla innych – jest ceniona
przez pozostałe panie, a nawet niektórych mężczyzn. Na dodatek nie boi się
stawiać oporu – w końcu wychowywała się w Elyne, gdzie kobiety mogą prowadzić
interesy, gdzie nie ma niewolnictwa. Myślę jednak, że nie tylko wychowanie sprawiło,
że Steria jest właśnie Sterią. Ma silną wolę i własne przekonania.
Koniec wojny między
Kyralią a Sachaką był dla mnie absolutną zagadką, ponieważ – jak już wspomniałam
– nie czytałam jeszcze Trylogii Czarnego Maga. Dlatego nie miałam pojęcia,
która ze stron i na jakich warunkach zwycięży. Chociaż… czy na pewno można to
nazwać zwycięstwem, skoro tylu ludzi straciło życie?
Trudi Canavan pisze
pięknie i naprawdę świetnie się to czyta. Powieść wciąga bezustannie i
wystarczy chwilka przerwy i już się człowiek zastanawia, co będzie dalej i chce
się przenieść do tego magicznego – a przecież wcale nie pięknego i błogiego –
świata. Jedyne, czego mogłam się domyśleć to to, że Jayanowi uda się zapoczątkować
gildię magów, w końcu taki tytuł nosi kolejny tom, do którego zajrzę już
niebawem. Nie mogę się doczekać.
Tomiszcze grube, ma
bowiem ponad 800 stron. Dobrym pomysłem było umieszczenie na końcu słowiczka,
na dodatek podzielonego według rodzaju słownictwa (chociaż ja osobiście wolę
zwyczajne, alfabetyczne). Bardzo pomocny bywał w trakcie czytania. Podobnie –
mapki – doskonale, że są – wydają się niemal niezbędne i nie potrafię sobie w
tej chwili wyobrazić, że miałabym poznawać ten świat bez map.
Gruba oprawa trochę
może utrudnia czytanie, ale przy takim gabarycie książki pięknie prezentuje się
na półce, na dodatek bez żadnych uszkodzeń grzbietu. Błędów kilka znalazłam,
ale w miarę niewiele, szczególnie jak na tak wiele stronic. Ogólnie – korekta spisała
się bardzo dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz