Volume XIX Kronik Brata
Cadfaela… „Świątobliwy złodziej” Ellis Peters to już dziewiętnasty tom, a
jednak można go przeczytać, nie znając poprzednich i czerpać z tego
niewysłowioną radość.
Mamy rok 1144, trwa
walka o tron między królem Stefanem a cesarzową Maud. Jakże miło wrócić do
Anglii z „Filarów Ziemi”. Nie mamy tu jednak tej wielkiej polityki, którą
pokazuje nam Follett. Owszem – bohaterowie wspominają o wojnie i czasami zastanawiają
się nad możliwościami jej zakończenia, wszystko to jednak przez pryzmat
własnych lokalnych i rodzinnych koligacji i interesów. Czy zwycięży jeden, czy drugi
władca zdaje się nie mieć dla nich takiego znaczenia, dopóki ich ziemie i
tytuły zostaną zabezpieczone, a ludzie będą mieli co jeść.
Również braciszkowie nie
snują intryg dworskich. Liturgia godzin wybija tu rytm ich życia, modlitwa
rzeczywiście jest najważniejsza. Jakaż więc trwoga spadnie na bernardynów z
Shrewsbury, gdy po powodzi odkryją zaginięcie relikwiarza Świętej Winifredy. To
wokół jej trumny krążą wszystkie wątki tej znakomicie napisanej, trzymającej do
ostatniej strony w napięciu powieści. Tajemnica goni tu tajemnicę, a to, co z
początku czytelnikowi zdawać się może oczywiste.… Cóż, Ellis Peters w
wyśmienitym stylu tworzy niespodziewane zwroty akcji, a jej postaci są wyraziste
i tajemnicze.
Genialny jest brat
Cadfael, o którym z miłą chęcią dowiem się więcej, czytając wcześniejsze tomy Kronik
(i równie chętnie obejrzę pewnego dnia serial). Lotny umysł, niesamowita
spostrzegawczość, bezpośredniość i… wiele nieujawnionych cech, a także umiejętności.
Jest bratem, jest przyjacielem, jest zielarzem i chyba lekarzem, świetnym
detektywem, ale wie również, jak władać bronią i rozpoznać rany nią zadane.
Skrywa również pewien mroczny sekret, który dzieli jedynie ze swym
przyjacielem, szeryfem. Kradzież relikwii ukochanej świętej jest dla niego
czymś więcej – to osobista porażka i… zagrożenie. Zrobi więc wszystko, by ją odzyskać
i dowiedzieć się, kto i dlaczego postanowił ją zabrać.
To także niesamowicie
uzdolniony muzycznie Tutilo – nowicjusz z Ramsey o głosie anioła. Głosie
jedynie, ponieważ raczej jest urwisem, niż aniołem. Nie ma jednak tego złego,
co by na dobre nie wyszło – piękny głos uratuje go być może przed nieuniknionym
stryczkiem w procesie o morderstwo.
Galeria postaci jest
olbrzymia i spektakularna, choć przecież książeczka stwarza pozór, że to
opowiastka niedługa i być może prosta. Nic w tym rodzaju. To kryminał na miarę
Holmesa, czy Poirot. One również do grubych nie należały, a trudno zaprzeczyć,
że wszystkie trzymają w napięciu.
„Świątobliwego złodzieja”
czyta się z zapartym tchem, także dlatego, że jest świetnie przetłumaczony. Tu
ukłon dla tłumacza, Marka Michowskiego (Marku, dziękuję, że mi tę książkę
podarowałeś i dałeś szansę, bym zapoznała się z historią Cadfaela). Zysk i S-ka
nie spisał się chyba jedynie jeśli chodzi o korektę. Co dziwne – gdzieś do
połowy książki byłam z niej bardzo zadowolona, niestety w drugiej połowie – znacznie
mniej, ponieważ usiana jest literówkami. Szkoda, bo trochę psuje to odbiór,
choć muszę przyznać, że na tyle mało, by nadal sprawiać radość czytania.
Czas sięgnąć po
wcześniejsze części i… czekać na kolejną. Szkoda tylko, że to już ostatnia,
ponieważ autorka zmarła już prawie dwadzieścia lat temu. Do przetłumaczenia
pozostał tylko ten jeden tom i zbiór trzech opowiadań. Nadal to jednak
dwadzieścia jeden tomów – a dopiero jeden za mną. Nie mogę się już doczekać. Z
pewnością dopiszę do listy książek, które chciałabym dostać :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz