Wydawnictwo: PAX
Warszawa 1956
Oprawa: Twarda z obwolutą
Liczba stron: 459
Seria: Krzyżowcy, t. 1 i 2 z 4
ISBN: brak (nie wiem, dlaczego)
Na początek kilka słów o samej Autorce. Za Wikipedią podaję, że była bratanicą znanego polskiego malarza Wojciecha Kossaka, kuzynką satyryczki Magdaleny Samozwaniec i poetki Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, wnuczką Juliusza Kossaka. Dwukrotnie zamężna. Wielokrotnie nagradzana, współzałożycielka Żegoty (choć w okresie dwudziestolecia międzywojennego, co było zresztą powszechne w tym czasie w tych kręgach, uważała Żydów za "istotne i straszne niebezpieczeństwo"). W 1936 roku otrzymała Zloty Wawrzyn Akademii Polskiej Akademii Literatury – najważniejszej instytucji polskiej kultury okresu międzywojnia. Uhonorowana przynależnością do Rycerskiego i Szpitalnego Zakonu św. Łazarza z Jerozolimy, odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (1937r.). Z pewnością osobowość ciekawa i chętnie bym jeszcze trochę o niej napisała, choć to nie czas, ani miejsce. Odsyłam jednak do internetu, gdzie można znaleźć o Kossak-Szczuckiej wiele ciekawych informacji.
Pisała dużo, ale najbardziej znanymi dziełami jej autorstwa są z pewnością "Król trędowaty", "Bez oręża", "Pożoga. Wspomnienia z Wołynia 1917-1919". Wszystkie one wydane w międzywojniu. Bez wątpienia jednak największą popularnością cieszą się właśnie "Krzyżowcy", tłumaczony na wiele języków czterotomowy cykl powieściowy.
Przechodząc zatem do sedna sprawy, a więc samej powieści, czy też dwóch pierwszych tomów "Krzyżowców", które (napisane w roku 1935) wydane przez PAX w 1956 roku zostały w taki właśnie sposób – dwa woluminy, w każdym dwa tomy... Na początek trochę prywaty. Kossak – w domu mieliśmy kilka albumów Kossaków, Rodzice bardzo ich lubili, ja jako dzieciak się na nich wychowywałam. Stąd nazwisko obce mi nie było. Kossak-Szczucka? Gdzieś na półce stał przez lata "Król trędowaty", którego mój Brat dostał z jakiejś okazji w prezencie. Nikt go nie czytał, byliśmy dzieciakami,nie zwracaliśmy uwagi, tytuł raczej odpychał. Mijały lata. Wiedziałam, że taka pisarka, jak Kossak-Szczucka istniała, a jakże. Nic więcej o niej jednak. Aż jakieś trzy lata temu usłyszałam, że warto przeczytać "Krzyżowców" jej autorstwa. Ok, usłyszałam, zapamiętałam na jakiś czas, zapomniałam. jednak od tego czasu ten tytuł wracał w różnych sytuacjach, w różnych rozmowach, z różnymi osobami. Kiedy więc w końcu, w wakacje, ujrzałam na półce Znajomego (dziękuję, Marku) "Krzyżowców"... pożyczyłam. Wróciłam do domu, zaczęłam czytać. W lipcu "przebrnęłam" przez jakieś 75 stron i odłożyłam "na później". Dlaczego? Przecież nie było nudne. Nie było brzydkie. Było... ciężkie. Choć ciekawe, choć świat opisany przez Kossakową od razu mi się spodobał, bo był taki nasz, swojski, polski, chociaż śląski, ale nasz... świat, w którym chrześcijaństwo tak pięknie współistniało z pogańskimi wierzeniami dawnych Słowian. Świat, który chciałabym lepiej poznać. I język taki piękny, kwiecisty, taki typowo polski, jak za dawnych lat. podobało mi się, a jednak nie mogłam dalej. Bo chociaż opisy piękne, zwyczajów mnóstwo i cała ta warstwa opisowa taka urocza, to niewiele się tam działo, a zanim się wczułam w nastrój to już musiałam książkę odkładać.
"Krzyżowcy" do łatwych i lekkich lektur nie należą. Język, którym pisze Autorka jest przepiękny, a jednak potrzebuję około pięciu stron, żeby się wczuć i móc dalej czytać z przyjemnością. Odkryłam to teraz, w listopadzie, gdy do powieści powróciłam. Nie żałuję tego powrotu, wręcz przeciwnie. Ciesze się niezmiernie, że nadszedł koniec roku, który zawsze mobilizuje mnie do skończenia "nadgryzionych" lektur, które czekały na lepsze dni, lepszy humor, więcej czasu itd.
O czym jednak są "Krzyżowcy", a przynajmniej te dwa tomy, które już za mną (o dwóch kolejnych napisze pewnie dopiero w początkach przyszłego roku)?
Zaczynamy w roku 1095, na Śląsku. Dwunastu rycerzy postanawia wyruszyć na Węgry, gdzie dołączają się do królewskiego poselstwa udającego się do papieża. Jeszcze w domu rodzi się jednemu z nich syn, a te narodziny są nie tylko okazją do świętowania, ale dla nas także szansa poznania ówczesnych zwyczajów związanych z ciążą, porodem i wychowaniem niemowlaka. Mamy możliwość zobaczyć, jak wyglądają stosunki w domach rycerskich, kto i co ma tak naprawdę do powiedzenia i jak to możliwe, że "dobrzy rycerze śląscy", chrześcijańscy wojownicy, wierzący w Pana Naszego Jezusa Chrystusa obawiają się słowiańskich demonów, a ich rodowym herbem jest... strzyga. Kossak rzeczywiście popisała się na początku erudycją i warto te część (choć mi sprawiła tyle trudu) przeczytać, by lepiej poznać ówczesne zwyczaje panujące na ziemiach dawnych Piastów.
Jak już wspomniałam, rycerze udają się z poselstwem do papieża, na swej drodze napotykając wiele europejskiego rycerstwa zdążającego do Clermont, gdzie papież Urban II ogłasza pierwsza krucjatę. To zderzenie śląskich rycerzy z "europejskimi", z inną kulturą, wielkim światem zmieni ich na zawsze, choć w wielu wypadkach moglibyśmy się spodziewać znaczniejszych zmian.
Pierwszy tom kończy się w chwili, zanim rycerstwo ruszy. Jednak przed nimi, z wyprzedzeniem, wyrwała się ludność na czele z Piotrem Eremitą i Walterem bez Mienia. Och, nie skończy się to dobrze, ponieważ wśród krzyżowców nie tylko pasowani, szlachetni i honorowi rycerze, ale również ich służba, pospólstwo, drobniejsze rycerstwo, chłopi, rzezimieszki maści wszelakiej, księża, damy i kobiety lekkich obyczajów. Część idzie odbić Grób Chrystusowy z rąk plugawych Saracenów, inni dla zdobycia złota i klejnotów, inni jeszcze, by rabować, palić i gwałcić. Tak różne są powody, by ruszyć do walki o Jeruzalem, jak różni są ludzie. Wiele krwi się przeleje, zanim – w drugim tomie – dotrą do Konstantynopola, a następnie do, zagarniętej kilkanaście lat wcześniej, Nicei.
Tom drugi to już przede wszystkim spojrzenie na różne kultury. Różne? O, tak. Czasem może się nawet wydać, że Saraceni są bliżsi Latynom, niż Bizantyjczycy! Ci ostatni bowiem na zbyt wielką swobodę pozwalają swym kobietom, które nie tylko czytają i piszą, ale i dyskutują na tematy dotyczące polityki i władzy. Och, jakże to może zdziwić i zezłościć niektórych "Europejczyków". "Fides Graeca" (taki tytuł nosi drugi tom, a znaczy to tyle, co wierność grecka) to świetnie napisane, bardzo dobrze skonstruowane studium socjologiczno-psychologiczne, przy czym tom ten jest pełen zdrad, emocji i zwrotów akcji, których nie sposób przewidzieć. Jest zdecydowanie lepszy od pierwszego (tytuł pierwszego tomu – "Bóg tak chce!"). portrety psychologiczne głównych bohaterów, choć jest ich doprawdy wiele, są nie tylko dobrze nakreślone, ale pogłębione, logiczne i... bardzo naturalne. oczywiście dla ludzi, którzy żyli w XI wieku. To, jak na mieszkańców Konstantynopola spoglądali Latynowie, Frankowie i choćby Ślązacy. To, za kogo ich mieli Bizantyjczycy. To, jak wszyscy oni postrzegali wyznawców Mahometa, i jak Arabowie widzieli krzyżowców. Spotkanie kultur obdarte z całej mitologicznej bajkowości, z magii. proza życia, które było ciężkie i dla wielu kończyło się zdecydowanie za wcześnie, jak na dzisiejsze nasze standardy.
Można by się pokusić o nazwanie "Krzyżowców" kroniką tamtych dni. Choć nie do końca, bo kroniki maja o do siebie, że nie tylko upiększają wydarzenia powodowane wzniosłymi celami, ale i są bardzo subiektywne. Powieść Kossakowej zdaje się być obiektywna, na tyle, na ile to tylko możliwe. Żaden z bohaterów nie jest do końca czysty i niewinny, żaden tez nie jest diabłem wcielonym, nawet jeśli sam się za takowego ma. Przede wszystkim zaś nikt nie jest dobry albo zły tylko i wyłącznie dlatego, że należy do konkretnego obozu, że stoi po tej, a nie po tamtej stronie barykady. Tego w kronikach rycerskich nie znajdziemy. Tam wszystko jest białe, albo czarne, taki etos rycerski, z którym Autorka polemizuje niemal na każdej stronicy swego Dzieła.
Jedynie szkoda tylko, że od chwili, gdy formuje się krucjata, śląscy rycerze tak niewiele już znaczą, tak niewiele mówią, niewiele robią, tak rzadko pojawiają się na czytanych stronach. Pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnych dwóch tomach odzyskamy "swoich", przede wszystkim zaś Imbrana Strzegonia, który zdaje się jedyną postacią, którą Kossakowa chyba naprawdę lubiła i chciała pokazać jako człowieka wybiegającego przed swój czas, otwartego na świat i jego nowości, tak innego od braci i społeczeństwa, w którym się wychował. Cóż, trudno o nim jednak teraz rozprawiać, kiedy de facto jest się dopiero w połowie historii.
Na oczach naszych bohaterów, świat się zmienia. trzęsie się w posadach. nic już nigdy nie będzie takie, jak wcześniej. Krucjata zmieni oblicze Europy i Ziemi Świętej w sposób, jakiego Urban II ani Piotr Eremita nie mogli w żadnym razie przewidzieć. Zmieni także każdego biorącego w niej udział krzyżowca i to właśnie tę zmianę przyjdzie nam tu obserwować i ona (a raczej one) zdaje się być najważniejsza.
Nie zapominajmy również, ze "Krzyżowców" pisała Kossakowa w latach trzydziestych XX stulecia, w chwili, gdy Wielka wojna była jeszcze żywym wspomnieniem większości społeczeństwa. I ten kontekst należy mieć na uwadze, czytając o losach pierwszej krucjaty.
Na zakończenie jeszcze dodam, że książka jest bardzo dobrze zredagowana, PAX musiał mieć świetną, wybitną i bardzo pracowitą korektę. Nie udało mi się znaleźć ani jednego błędu literowego co jest naprawdę niespotykane, szczególnie w nowych wydawnictwach. Myślę, że powinny brać przykład z tego wydania.
Warto tu również zwrócić uwagę - już jako rzeczywiście ostatnie słowo (choć pewnie i po 3 i 4 tomie o tym wspomnę), że choć pod innymi tytułami, zarówno "Król trędowaty", jak i "Bez oręża" są swoistą kontynuacją cyklu dotyczącego krucjat. Szkoda, że powieści Kossakowej są dzisiaj raczej zapomniane (choć może się mylę i jedynie ja się z nimi wcześniej nie spotkałam, choć to trochę trudne, bo zawsze wiele czytałam i podchwytywałam różne tytuły z rozmów osób mnie otaczających)...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz