1986
Liczba stron: 208
Tytuł oryginału: Dolphin Island
Przekład (z angielskiego): Mira Michałowska
ISBN: 83-7001-112-8
Odradzano mi tę książkę. Że niby nudna, że mało ma wspólnego z sf. W końcu to Clarke. Postanowiłam więc sama sprawdzić.
Ostatecznie nie potrafiłam uwierzyć, że sir Arthur mógłby napisać coś
słabego i niezachęcającego.
"Wyspa delfinów" to... Clarke rzeczywiście w zupełnie innym wydaniu. To powieść najbardziej młodzieżowa z jego dzieł. Nie ma tu kosmosu, przybyszów z obcych planet, statków międzygwiezdnych. Nie ma alternatywnych czasów ani światów. Nie ma wielkiego kataklizmu, który by zagrażał ludzkości. Czyli brakuje tego, do czego przywykł czytelnik obeznany z powieściami Clarke'a. Brakuje również wielkiej filozofii, szukania początku wszechrzeczy i celu życia...
Co zatem oferuje ta historia? Otóż dobrą przygodę i młodego bohatera, który mógłby stać się w pewnym stopniu wzorem dla współczesnej młodzieży. Bohatera, który niczego się nie boi, który ma swoje zasady, a przede wszystkim... marzenia. Gdy więc tylko dostrzeże możliwość spełnienia jednego z nich, nie zawaha się zaryzykować. Drogo go to będzie kosztowało, ale... jak się okaże, warto było łapać srokę za ogon. Rozpoczyna się długa i piękna przygoda, która będzie obfitowała w poznawanie nowych osób, zawieranie niesamowitych przyjaźni i zakończy się wzięciem udziału w naprawdę nieprawdopodobnej i niezmiernie ważnej akcji. Zanim jednak do tego dojdzie, Johnny będzie się zmagał z oceanem, samotnością, bólem i strachem. Taka jest cena jego przygody.
Czy powieść sprostała moim wymaganiom? I tak i nie. Rzeczywiście jest to coś zupełnie innego, niż się spodziewałam. Zupełnie nowa jakość Clarke'a. Ciekawa, wciągająca historia, która na swój sposób urzeka, ale... nie jest tym, czego poszukuję w jego twórczości. Choć przyznaję, że lektura sprawiła mi sporo przyjemności.
Akcja powieści rozgrywa się mniej więcej w czasach nam współczesnych. Tym razem Clarke'owi średnio poszło przewidywanie przyszłości. Sprzęty, o których pisał są dzisiaj już raczej obiektami muzealnymi, a nie szczytem techniki i technologii. Nie spełniły się również jego przewidywania dotyczące zmian w systemie edukacji. To jednak tylko tło tej historii. Najważniejsze są bowiem kontakty na linii człowiek-delfin i ludzie między sobą. Tu już jest znacznie lepiej, nawet kiedy do lektury zabiera się dorosły i wyrobiony czytelnik. Choć znać, że jest to jednak opowieść skierowana bardziej do czytelnika młodszego. Zarówno pod względem fabuły, jak i języka oraz opisów związanych z technologią.
Czy polecam? Owszem, ale raczej jako ciekawą odskocznię na krótką chwilę, jeśli jesteś dorosły. Jeśli natomiast uczysz się jeszcze na poziomie gimnazjum bądź szkoły średniej - może to być dla Ciebie ciekawa przygoda i zapoznanie się z autorem, który jest ikoną sf i którego powieści należą do dzieł z naprawdę najwyższej półki.
Jeśli chodzi o samo wydanie, nie mam większych uwag krytycznych. Książka jest stara i zastanawia jedynie, dlaczego nie wznowiono wydania. Być może nie przyjęła się na polskim rynku czytelniczym w latach .... i została po prostu zapomniana?
"Wyspa delfinów" to... Clarke rzeczywiście w zupełnie innym wydaniu. To powieść najbardziej młodzieżowa z jego dzieł. Nie ma tu kosmosu, przybyszów z obcych planet, statków międzygwiezdnych. Nie ma alternatywnych czasów ani światów. Nie ma wielkiego kataklizmu, który by zagrażał ludzkości. Czyli brakuje tego, do czego przywykł czytelnik obeznany z powieściami Clarke'a. Brakuje również wielkiej filozofii, szukania początku wszechrzeczy i celu życia...
Co zatem oferuje ta historia? Otóż dobrą przygodę i młodego bohatera, który mógłby stać się w pewnym stopniu wzorem dla współczesnej młodzieży. Bohatera, który niczego się nie boi, który ma swoje zasady, a przede wszystkim... marzenia. Gdy więc tylko dostrzeże możliwość spełnienia jednego z nich, nie zawaha się zaryzykować. Drogo go to będzie kosztowało, ale... jak się okaże, warto było łapać srokę za ogon. Rozpoczyna się długa i piękna przygoda, która będzie obfitowała w poznawanie nowych osób, zawieranie niesamowitych przyjaźni i zakończy się wzięciem udziału w naprawdę nieprawdopodobnej i niezmiernie ważnej akcji. Zanim jednak do tego dojdzie, Johnny będzie się zmagał z oceanem, samotnością, bólem i strachem. Taka jest cena jego przygody.
Czy powieść sprostała moim wymaganiom? I tak i nie. Rzeczywiście jest to coś zupełnie innego, niż się spodziewałam. Zupełnie nowa jakość Clarke'a. Ciekawa, wciągająca historia, która na swój sposób urzeka, ale... nie jest tym, czego poszukuję w jego twórczości. Choć przyznaję, że lektura sprawiła mi sporo przyjemności.
Akcja powieści rozgrywa się mniej więcej w czasach nam współczesnych. Tym razem Clarke'owi średnio poszło przewidywanie przyszłości. Sprzęty, o których pisał są dzisiaj już raczej obiektami muzealnymi, a nie szczytem techniki i technologii. Nie spełniły się również jego przewidywania dotyczące zmian w systemie edukacji. To jednak tylko tło tej historii. Najważniejsze są bowiem kontakty na linii człowiek-delfin i ludzie między sobą. Tu już jest znacznie lepiej, nawet kiedy do lektury zabiera się dorosły i wyrobiony czytelnik. Choć znać, że jest to jednak opowieść skierowana bardziej do czytelnika młodszego. Zarówno pod względem fabuły, jak i języka oraz opisów związanych z technologią.
Czy polecam? Owszem, ale raczej jako ciekawą odskocznię na krótką chwilę, jeśli jesteś dorosły. Jeśli natomiast uczysz się jeszcze na poziomie gimnazjum bądź szkoły średniej - może to być dla Ciebie ciekawa przygoda i zapoznanie się z autorem, który jest ikoną sf i którego powieści należą do dzieł z naprawdę najwyższej półki.
Jeśli chodzi o samo wydanie, nie mam większych uwag krytycznych. Książka jest stara i zastanawia jedynie, dlaczego nie wznowiono wydania. Być może nie przyjęła się na polskim rynku czytelniczym w latach .... i została po prostu zapomniana?
Książka przeczytana w ramach Wyzwania: