Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

środa, 30 kwietnia 2014

Pisane nocą – Bożena Pajdosz

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie Białe Pióro
Warszawa 2014
Oprawa: miękka
Liczba stron: 100
ISBN: 978-83-64426-05-6






Upłynęły już przynajmniej trzy tygodnie, odkąd przeczytałam tę książkę. Dlaczego aż tyle czasu, zanim usiadłam do recenzji? Ponieważ napisanie o "Pisane nocą" nie jest łatwe. Z wielu względów, również osobistych. Przede wszystkim jednak literackich. Co to oznacza?
Powieść, choć nie do końca jestem pewna, że można ją tak nazwać... Załóżmy jednak, że powieść... Uderza autentycznością, atakuje nas całą gamą emocji, uczuć, łez, złości, bólu, rozterek... Atakuje? Po trosze właśnie tak. Emocjami nie tylko uderza, emocje z niej wypływają, wsiąkają w czytelnika, nie chcą odejść, nie pozwalają zapomnieć, zmuszają do ciągłego myślenia... O czym? O tym, że życie pisze dla nas scenariusze dalekie od wyidealizowanych bajek, które mama czytała nam w dzieciństwie. Że czasem to kobieta musi być silniejsza. Że nie ma znaczenia, czy jesteś kobietą, czy mężczyzną – umieranie boli. Nie tylko Ciebie, ale i Twoich bliskich. Przede wszystkim bliskich, którzy muszą zostać, kiedy Ciebie już nie ma. Zostać i nadal żyć... Czasami tak, jakby nic się nie stało, nic nie zmieniło. Nieraz daje "szansę" na przygotowanie się, na przyswojenie sobie umierania, na "zaznajomienie się" ze śmiercią. Czy jednak ta pozorna szansa, ten prezent od losu, który niby pozwala uporządkować niezakończone sprawy nie jest czasem bardziej przekleństwem?
"Pisane nocą" to książka, która zadaje mnóstwo trudnych pytań. Czy na nie odpowiada? Daje swoistą odpowiedź, pokazuje jedną z możliwych dróg. Tę, którą przeszła Autorka, kiedy zachorował jej mąż. Kiedy umierał i kiedy ostatecznie odszedł, a ona została.
Młodzi, zakochani do szaleństwa. Mają swoje marzenia, swoje plany. Coś się układa, coś wychodzi, co innego nie. Ot, życie. Bilans jednak wychodzi stale na plus. Bo mają siebie, mają dach nad głową, rodzi się dziecko. Jest miłość, jest szczęście, jako-takie bezpieczeństwo. Jeszcze przed nimi wiele dekad spędzonych na wspólnym prowadzeniu winnicy, w pewnym momencie na bawieniu wnuków. I nagle ten wyrok... Rak. U niego. Co dalej? Jak przygotować najbliższych na to, że pewnego dnia już go nie będzie? Jak nauczyć ich żyć? Bo przecież muszą żyć dalej. A potem pustka, bo odszedł. Mąż, kochanek, przyjaciel. Ojciec. I została. Z dorosłym synem, który potrafi pomóc i pocieszyć, ale nie jest Nim. I nigdy nie będzie. A pewnego dnia założy własną rodzinę, a ona znów zostanie sama. Z winnicą, która była Jego wielką miłością...
Badziewne znicze na grobie, sztuczne kwiaty. Nie lubi tego. Już, już ma je wyrzucić, zła, że ktoś to postawił na Jego nagrobku. I wtedy zdaje sobie sprawę że przecież nie tylko ona Go straciła. Byli tez inni, którzy go kochali, szanowali, lubili. Mają prawo do tego, by na swój sposób się z Nim pożegnać. Choć tak ciężko... Tak ciężko przywyknąć do myśi, że ktoś inny tez cierpi z powodu Jego odejścia.
"Pisane nocą" przepełnione jest takimi mocnymi scenami. Wyciskaczami łez? I tak i nie. To coś więcej. Szczególnie, gdy mamy świadomość (a mamy ją), że to swego rodzaju biograficzna powieść. Że Autorka pisze o swoich przeżyciach, swoich uczuciach. Śmierci swojego męża...
Później jakby druga część opowieści. Tym razem te ostatnie miesiące widziane oczami... Jego. Zupełnie inne spojrzenie, a jednak tak samo przejmujące.
Dlaczego tak trudno o tym pisać? Boli. Temat. Słowa. Wspomnienia. Boli też to, że... książka jest napisana fatalnie. Próbowałam, wierzcie mi, z całego serca próbowałam to sobie tłumaczyć potokiem myśli, bólem, żalem, miłością, tym wszystkim, co Bożena Pajdosz musiała czuć, kiedy pisała. Próbowałam, ale nadal nie potrafiłam w żaden sposób uzasadnić fatalnej polszczyzny. Wzruszająca historia, która łapie za serce i mimo tych kilku tygodni nie chce puścić... chyba nie powinna się znaleźć na księgarskich półkach. Przynajmniej nie w takiej wersji. Wymaga jeszcze wiele poprawek. Choć nie sądzę, by zostały wprowadzone, by książka ukazała się powtórnie. Zbyt wiele bólu...
Czy polecam? Nie potrafię powiedzieć. Jeśli język polski jest Ci raczej obojętny i nie sprawia bólu jego kaleczenie – w stu procentach tak, bo naprawdę warto poznać tę opowieść. Jeśli jednak masz z tym problemy, może zastanów się jeszcze nad sięgnięciem po tę powieść. W każdym razie miej na uwadze, że językowo odbiega ona od tego, co nazwać by można "poprawną i ładną polszczyzną".





Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Literackiego Białe Pióro


Książka przeczytana w ramach Wyzwania:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz