Ostatnimi czasy postanowiłam wrócić do niektórych lektur przeczytanych lata temu – w większości w czasie około maturalnym. Tym samym wpadła mi w ręce powieść Jerzego Andrzejewskiego „Popiół i diament” (swoją drogą ciekawe, że nie miałam nigdy okazji obejrzeć adaptacji Andrzeja Wajdy).
Książki chyba streszczać nie trzeba, dlatego tylko pokrótce o fabule. Mamy maj 1945 roku, właśnie kończy się wojna. Nie znamy jeszcze jej wszystkich tragicznych skutków. Na razie Polacy cieszą się ze zwycięstwa i zastanawiają się, jaka będzie ta nowa Polska, o którą część z nich wałczyła na froncie, inni ciężką pracą w okupowanym kraju, inni jeszcze – działając politycznie. Na pytanie to każdy ma, oczywiście, inną odpowiedź. Jak mówi stare prawidło – punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – można jednak uogólnić kilka postaw. Mamy tu cały przekrój ostrowieckiego społeczeństwa – robotników, polityków, inteligentów, robotników, aktorów. Są ci, którzy walczyli w szeregach AK i ci, którzy chcą budować socjalistyczną/komunistyczną Polskę pod sztandarem równości klasowej i egidą Związku Radzieckiego.
Dla mnie to powieść przede wszystkim o trzech bohaterach, jednak każdy może wybrać innych. Pierwszym z nich jest Maciej Chełmicki. Przybywa do Ostrowca z jasno wyznaczonym celem – ma wykonać zamach na sekretarza Komitetu Wojewódzkiego, Stefana Szczukę. Pierwsza próba nie jest udana i ginie dwóch niewinnych robotników. Jednak nie to wywoła u Maćka wątpliwości co do sensu powierzonego mu zadania. To Krysia – barmanka, którą poznaje w restauracji hotelu „Monopol” odmienia jego sposób patrzenia na życie. Wiąże go jednak żołnierska przysięga i honor. Co jest ważniejsze – życie Szczuki czy wykonanie raz podjętego zadania?
Drugi bohater to właśnie Szczuka. Wojnę spędził w obozie koncentracyjnym, w Gross-Rosen. W Ravensbrück zginęła jego żona, Maria. Przybywa do Ostrowca i od razu, pierwszego dnia, dowiaduje się, że z obozu wrócił właśnie Antoni Kossecki, człowiek znany w Gross-Rosen ze współpracy z oprawcami hitlerowskimi. Szczuka pragnie się z nim spotkać. Ostrowiec to także miasto, z którego pochodziła jego ukochana Maria, tu mieszka również jej siostra. Szczuka musi więc pogodzić interesy partii, której jest przedstawicielem i która go tu przysłała w celu agitacji wśród robotników ze swymi prywatnymi zmorami. Czy kule Maćka Chełmickiego go dosięgną i czy podoła z porządkowaniem własnego życia?
Trzeci bohater – Antoni Kossecki. Niezbyt inteligentny człowiek, który dzięki zawzięciu, ciężkiej pracy i zdecydowanej postawie ziścił marzenie i został adwokatem. To porządny człowiek – szanowany w mieście, żonaty, ojciec dwóch synów. Znany w Ostrowcu, u niego również aplikację robił towarzysz Szczuki, Franciszek Podgórski. Po powrocie z obozu jest jednak zupełnie inny – zamknięty w czterech ścianach, obawia się wyjść do ludzi, nie chce rozmawiać z żoną, chowa się w swoim własnym, bezpiecznym – ma taką przynajmniej nadzieję – świecie. Wiadomość o tym, że chce się z nim spotkać współwięzień z Gross-Rosen poniekąd przeraża go, ale także wyzwala. Czuje, że będzie mógł się ujawnić, nie będzie już musiał się ukrywać, obawiać, wstydzić. W końcu „nie można czynów ludzkich mierzyć czasem, który mógłby być. Mierzy się je czasem, który jest.” W obozie natomiast – tak przynajmniej uważa – musiał przede wszystkim myśleć o sobie, nawet jeśli oznaczało to zadawanie cierpienia współwięźniom i współpracę z Niemcami. Mam wrażenie, że źle się czuje ze swymi wspomnieniami nie dlatego, że robił źle, ale dlatego, iż obawia się, że jego żona jest za dobra, by zrozumieć.
Powieść Andrzejewskiego nie wskazuje na postawy właściwe i naganne. Był to z resztą jeden z powodów niechęci krytyków – powieści zarzucano niewystarczające poparcie dla nowej władzy, co z kolei spowodowało, że Andrzejewski odciął się od swej dotychczasowej twórczości.
Historia kończy się smutno – nie ma tu nadziei na lepsze jutro, powiewających flag, hymnu państwowego – całego tego patosu, do którego od lat przyzwyczaja nas kino amerykańskie. Życie płynie dalej, kraj podnosi się z ruin. Jaki będzie jego los? Tego autor nie stara się przewidzieć. Liczy się tylko tak zwane „tu i teraz”. I to, jakie decyzje podejmujemy w danej chwili – one właśnie zadecydują o przyszłym kształcie ojczyzny. Jak mówi sam autor – „Dużo o tym wszystkim można mówić. I cóż ostatecznie pozostaje? To tylko, co człowiek czyni, nic więcej.”.
Autor przedstawia nam dokładnie każdego z bohaterów, poniekąd wyjaśniając jego zachowanie i stosunek do zaistniałej rzeczywistości. Nie ma tu jednak ani usprawiedliwiania ich działań, ani karcenia. Każdy z czytelników musi sam podjąć decyzję, czy dana postać postąpiła właściwie. Andrzejewski jednak cały czas podkreśla, by nie zapomnieć – oceniać można jedynie przez pryzmat istniejących w danym momencie warunków ogólnych. Nikt nie jest oderwany od świata, nikt nie żyje w próżni i żadne działania nie są bez przyczyn i skutków. Bo czyż i my dzisiaj nie zastanawiamy się, czy wybralibyśmy honor, czy dobro rodziny, gdyby przyszło nam wybierać pomiędzy nimi?
Oczywiście, gdyby skupić się na pozostałych postaciach możnaby napisać zupełnie coś innego. Jednak zaznaczyłam już na początku, że te trzy historie były dla mnie najistotniejsze. Być może przy kolejnym czytaniu, którego nie wykluczam, skupię się na przykład na Jurku Szretterze, bądź też na synach Kosseckiego.
Książki chyba streszczać nie trzeba, dlatego tylko pokrótce o fabule. Mamy maj 1945 roku, właśnie kończy się wojna. Nie znamy jeszcze jej wszystkich tragicznych skutków. Na razie Polacy cieszą się ze zwycięstwa i zastanawiają się, jaka będzie ta nowa Polska, o którą część z nich wałczyła na froncie, inni ciężką pracą w okupowanym kraju, inni jeszcze – działając politycznie. Na pytanie to każdy ma, oczywiście, inną odpowiedź. Jak mówi stare prawidło – punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – można jednak uogólnić kilka postaw. Mamy tu cały przekrój ostrowieckiego społeczeństwa – robotników, polityków, inteligentów, robotników, aktorów. Są ci, którzy walczyli w szeregach AK i ci, którzy chcą budować socjalistyczną/komunistyczną Polskę pod sztandarem równości klasowej i egidą Związku Radzieckiego.
Dla mnie to powieść przede wszystkim o trzech bohaterach, jednak każdy może wybrać innych. Pierwszym z nich jest Maciej Chełmicki. Przybywa do Ostrowca z jasno wyznaczonym celem – ma wykonać zamach na sekretarza Komitetu Wojewódzkiego, Stefana Szczukę. Pierwsza próba nie jest udana i ginie dwóch niewinnych robotników. Jednak nie to wywoła u Maćka wątpliwości co do sensu powierzonego mu zadania. To Krysia – barmanka, którą poznaje w restauracji hotelu „Monopol” odmienia jego sposób patrzenia na życie. Wiąże go jednak żołnierska przysięga i honor. Co jest ważniejsze – życie Szczuki czy wykonanie raz podjętego zadania?
Drugi bohater to właśnie Szczuka. Wojnę spędził w obozie koncentracyjnym, w Gross-Rosen. W Ravensbrück zginęła jego żona, Maria. Przybywa do Ostrowca i od razu, pierwszego dnia, dowiaduje się, że z obozu wrócił właśnie Antoni Kossecki, człowiek znany w Gross-Rosen ze współpracy z oprawcami hitlerowskimi. Szczuka pragnie się z nim spotkać. Ostrowiec to także miasto, z którego pochodziła jego ukochana Maria, tu mieszka również jej siostra. Szczuka musi więc pogodzić interesy partii, której jest przedstawicielem i która go tu przysłała w celu agitacji wśród robotników ze swymi prywatnymi zmorami. Czy kule Maćka Chełmickiego go dosięgną i czy podoła z porządkowaniem własnego życia?
Trzeci bohater – Antoni Kossecki. Niezbyt inteligentny człowiek, który dzięki zawzięciu, ciężkiej pracy i zdecydowanej postawie ziścił marzenie i został adwokatem. To porządny człowiek – szanowany w mieście, żonaty, ojciec dwóch synów. Znany w Ostrowcu, u niego również aplikację robił towarzysz Szczuki, Franciszek Podgórski. Po powrocie z obozu jest jednak zupełnie inny – zamknięty w czterech ścianach, obawia się wyjść do ludzi, nie chce rozmawiać z żoną, chowa się w swoim własnym, bezpiecznym – ma taką przynajmniej nadzieję – świecie. Wiadomość o tym, że chce się z nim spotkać współwięzień z Gross-Rosen poniekąd przeraża go, ale także wyzwala. Czuje, że będzie mógł się ujawnić, nie będzie już musiał się ukrywać, obawiać, wstydzić. W końcu „nie można czynów ludzkich mierzyć czasem, który mógłby być. Mierzy się je czasem, który jest.” W obozie natomiast – tak przynajmniej uważa – musiał przede wszystkim myśleć o sobie, nawet jeśli oznaczało to zadawanie cierpienia współwięźniom i współpracę z Niemcami. Mam wrażenie, że źle się czuje ze swymi wspomnieniami nie dlatego, że robił źle, ale dlatego, iż obawia się, że jego żona jest za dobra, by zrozumieć.
Powieść Andrzejewskiego nie wskazuje na postawy właściwe i naganne. Był to z resztą jeden z powodów niechęci krytyków – powieści zarzucano niewystarczające poparcie dla nowej władzy, co z kolei spowodowało, że Andrzejewski odciął się od swej dotychczasowej twórczości.
Historia kończy się smutno – nie ma tu nadziei na lepsze jutro, powiewających flag, hymnu państwowego – całego tego patosu, do którego od lat przyzwyczaja nas kino amerykańskie. Życie płynie dalej, kraj podnosi się z ruin. Jaki będzie jego los? Tego autor nie stara się przewidzieć. Liczy się tylko tak zwane „tu i teraz”. I to, jakie decyzje podejmujemy w danej chwili – one właśnie zadecydują o przyszłym kształcie ojczyzny. Jak mówi sam autor – „Dużo o tym wszystkim można mówić. I cóż ostatecznie pozostaje? To tylko, co człowiek czyni, nic więcej.”.
Autor przedstawia nam dokładnie każdego z bohaterów, poniekąd wyjaśniając jego zachowanie i stosunek do zaistniałej rzeczywistości. Nie ma tu jednak ani usprawiedliwiania ich działań, ani karcenia. Każdy z czytelników musi sam podjąć decyzję, czy dana postać postąpiła właściwie. Andrzejewski jednak cały czas podkreśla, by nie zapomnieć – oceniać można jedynie przez pryzmat istniejących w danym momencie warunków ogólnych. Nikt nie jest oderwany od świata, nikt nie żyje w próżni i żadne działania nie są bez przyczyn i skutków. Bo czyż i my dzisiaj nie zastanawiamy się, czy wybralibyśmy honor, czy dobro rodziny, gdyby przyszło nam wybierać pomiędzy nimi?
Oczywiście, gdyby skupić się na pozostałych postaciach możnaby napisać zupełnie coś innego. Jednak zaznaczyłam już na początku, że te trzy historie były dla mnie najistotniejsze. Być może przy kolejnym czytaniu, którego nie wykluczam, skupię się na przykład na Jurku Szretterze, bądź też na synach Kosseckiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz