Pierwszy tom nowej trylogii Kena Folletta to moje drugie spotkanie z tym autorem. Na tom drugi przyjdzie nam jeszcze trochę czekać i był to dość poważny argument przeciwko czytaniu już teraz, jednak zachęciła mnie wcześniejsza lektura „Filarów Ziemi” i ciekawa okładka. Cieszę się, że zabrałam się do lektury już teraz i z tym większym zniecierpliwieniem oczekuję kolejnych części.
Spodobał mi się bardzo pomysł zamieszczenia na początku listy bohaterów z podziałem na kraje i klasy, z których pochodzą. Czułam się, jakbym zaczynała czytać sztukę teatralną i muszę przyznać, że przez całe ponad tysiąc stron czułam się, jakbym oglądała dobre przedstawienie. Naprawdę dobre, mimo kilku niezbyt pochlebnych opinii, z którymi spotkałam się w sieci.
Opowieść rozpoczyna się na kilka miesięcy przed wybuchem pierwszej wojny światowej. W Europie (a także USA) niepokój – co będzie? Na Bałkanach wrze, Niemcy się zbroją, w Rosji panuje nieprzyjemna atmosfera, partia bolszewicka ma coraz więcej do powiedzenia. Tymczasem poznajemy rodzinę walijskich górników, Williamsów i sytuację mieszkańców ich miasteczka, Aberowen. Po chwili, razem z córką Williamsów, Ethel, przenosimy się do majątku Ty Gwyn. Teraz mamy okazję spojrzeć na to, jak żyją angielskie wyższe sfery. Spotykamy hrabiego Fitzherberta, jego żonę, Beę (rosyjską księżniczkę) i siostrę, Maud. Odbywa się właśnie przyjęcie, na które przybyli również Gus Dewar – Amerykanin, Robert von Ulrich – Austriak i Walter von Ulrich – Niemiec, który z wzajemnością zakochuje się w Maud. Razem z nimi za jakiś czas pojedziemy do carskiej Rosji i tam przeżyjemy dramaty wraz z braćmi Peszkov.
Każdy z bohaterów ma jasno wyznaczone miejsce w społeczności, wie, co do niego należy, jakie ma prawa i obowiązki. Wszystko działa niemal jak w zegarku, trybiki są do siebie dopasowane bez zarzutu i wygląda na to, że nic się nie zmieni, choćby nawet wybuchła wojna, której widmo wisi nad kontynentem. Wszystko to zostanie wywrócone do góry nogami, nie mając już nigdy wrócić na dawne i dobrze znane tory. Wojna rzeczywiście wybucha. Nic już nigdy nie będzie takie samo – mechanizm bezpowrotnie uległ zniszczeniu.
Hrabia Fitzherbert i Billy Williams idą do wojska, w szeregach Fizylierów Walijskich walczą na francuskim froncie. Ethel wcześniej traci pracę, gdy okazuje się, że jest w ciąży ze swym pracodawcą (co skrzętnie przed wszystkimi ukrywa). Wyprowadza się z domu i wyjeżdża do Londynu, gdzie zaczyna współpracować z Maud – walcząc o równouprawnienie dla kobiet i pomagając tym, których mężczyźni poszli na wojnę. Ukochany Maud i jego kuzyn również trafiają do armii, jednak po przeciwnej stronie konfliktu. Lev Peszkov, oskarżony o morderstwo, musi uciekać z Petersburga, a jego bratu, Grigorijowi pozostaje zaopiekować się piękną Kateriną, która spodziewa się jego bratanka.
Świat staje na głowie. Na wszystkich frontach Europy giną miliony ludzi. Gus Dewar zostaje doradcą prezydenta Wilsona i próbuje nie dopuścić do tego, by Stany Zjednoczone przyłączyły się do konfliktu zbrojnego. Jednak los postanowi mu pewnego dnia splatać figla.
Groza okopów, bunty w rosyjskiej armii, codzienna niepewność jutra i walka o to, by ujrzeć jeszcze jeden wschód słońca przeplatają się tutaj z bojem o prawo kobiet do wpływu na politykę i o… bochenek chleba dla rodziny w ogarniętej coraz większą biedą Rosji.
Autor – nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości – doskonale zna realia czasów, o których pisze. Wielką politykę przeplata społecznymi debatami, a szpiegowskie spiski spostrzeżeniami delikatnych zmian, tak zdawałoby się nieistotnych w wirze Wielkiej wojny. Urocze wydają się – ale i bardzo inteligentne – wtrącenia na tematy błahe. Najbardziej zapadła mi w pamięć obserwacja Gusa w kwestii damskich kostek, których widok w 1917 stal się już niemal codziennością, a przecież jeszcze tak niedawno budził pożądanie (bądź zgorszenie – w zależności od gustu, tak mężczyzny, jak i właścicielki kostki – przyp. Chani). Takie drobnostki dodają smaczku całej powieści, pojawiając się, jakby znikąd, a przecież z nich właśnie toczy się prawdziwe życie.
Follett jest autorem z doświadczeniem i nieobce są mu również zasady trzymania się realiów społeczno-językowych. Inaczej więc będzie się wypowiadał Fitz, którego arystokratyczne drzewo genealogiczne z pewnością sięga bitwy pod Hastings, a inaczej Billy, górnik z Aberowen. Inaczej ułożony Gus Dewar z kapitalistycznych Stanów Zjednoczonych, a inaczej Grigorij Peszkov – robotnik-buntownik, który marzy o nowej, bolszewickiej władzy w Rosji. Również ich wiedza ogólna (naukowa) i społeczna, a także świadomość polityczna muszą się różnić.
Wojna jednak, jak to zwykle bywa – dobiega końca i należy się odnaleźć w zupełnie nowym świecie – gdzie reguły dopiero będą powoli powstawały, a wpływ na nie będą mieć znacznie szersze kręgi niż przed jej wybuchem. To zupełnie inna codzienność i nowe wyzwania, nie mniej ważne od walki na froncie. Czy jednak naszym bohaterom uda się przyzwyczaić do tego, że to, co znane i tradycyjne, przeminęło?
Powieść kończy się w roku 1924 – minęło kilka lat od podpisania traktatów pokojowych, ale świat nadal nie jest spokojny. Państwom i narodom trudno się podnieść po wojennych klęskach i pogodzić z przegraną. Zwycięzcy też nie maja łatwo – pogłębia się kryzys gospodarczy, narastają niepokoje społeczne. Jak potoczą się losy naszych bohaterów w tej nowej rzeczywistości? Poznany początki, na ciąg dalszy przyjdzie jeszcze trochę poczekać - przynajmniej do przyszłego roku.
To zajmująca lektura, pełna różnych charakterów, z których każdy został naprawdę dobrze przemyślany i opisany. Spektakularna epopeja, w której Wielka wojna jest tak tłem wydarzeń, jak i jednym z bohaterów. Jej groza ma nas przestrzec przed popełnianiem podobnych błędów w przyszłości. Błyskotliwe spostrzeżenia i pięknie wprowadzone do całości postaci historyczne są dodatkową wisienką na szczycie kremowego tortu. Z resztą – 1068 stron pozwala na rozwinięcie skrzydeł, które Folletta wzniosły na prawdziwe wyżyny literackiej doskonałości.
Minusy? Muszę jeszcze przynajmniej kilka miesięcy czekać na kolejną część, trzecia natomiast ukaże się dopiero w 2014 roku. Długo, za długo…
Cóż – tomiszcze pokaźnych rozmiarów, to i recenzja się wydłużyła. Polecam gorąco – chyba przede wszystkim tym, którzy uważali dotychczas historię za naukę polegającą na wkuwaniu dat i nazwisk. Przekonacie się, że jest to dziedzina ciekawa i warto ją poznać, choćby po to, by uczyć się na cudzych, a nie własnych błędach. Miłośnikom historii lub Folletta z pewnością polecać nie trzeba – sami zajrzą do „Upadku gigantów” i nie pożałują. Prawdziwa uczta literacka.
Spodobał mi się bardzo pomysł zamieszczenia na początku listy bohaterów z podziałem na kraje i klasy, z których pochodzą. Czułam się, jakbym zaczynała czytać sztukę teatralną i muszę przyznać, że przez całe ponad tysiąc stron czułam się, jakbym oglądała dobre przedstawienie. Naprawdę dobre, mimo kilku niezbyt pochlebnych opinii, z którymi spotkałam się w sieci.
Opowieść rozpoczyna się na kilka miesięcy przed wybuchem pierwszej wojny światowej. W Europie (a także USA) niepokój – co będzie? Na Bałkanach wrze, Niemcy się zbroją, w Rosji panuje nieprzyjemna atmosfera, partia bolszewicka ma coraz więcej do powiedzenia. Tymczasem poznajemy rodzinę walijskich górników, Williamsów i sytuację mieszkańców ich miasteczka, Aberowen. Po chwili, razem z córką Williamsów, Ethel, przenosimy się do majątku Ty Gwyn. Teraz mamy okazję spojrzeć na to, jak żyją angielskie wyższe sfery. Spotykamy hrabiego Fitzherberta, jego żonę, Beę (rosyjską księżniczkę) i siostrę, Maud. Odbywa się właśnie przyjęcie, na które przybyli również Gus Dewar – Amerykanin, Robert von Ulrich – Austriak i Walter von Ulrich – Niemiec, który z wzajemnością zakochuje się w Maud. Razem z nimi za jakiś czas pojedziemy do carskiej Rosji i tam przeżyjemy dramaty wraz z braćmi Peszkov.
Każdy z bohaterów ma jasno wyznaczone miejsce w społeczności, wie, co do niego należy, jakie ma prawa i obowiązki. Wszystko działa niemal jak w zegarku, trybiki są do siebie dopasowane bez zarzutu i wygląda na to, że nic się nie zmieni, choćby nawet wybuchła wojna, której widmo wisi nad kontynentem. Wszystko to zostanie wywrócone do góry nogami, nie mając już nigdy wrócić na dawne i dobrze znane tory. Wojna rzeczywiście wybucha. Nic już nigdy nie będzie takie samo – mechanizm bezpowrotnie uległ zniszczeniu.
Hrabia Fitzherbert i Billy Williams idą do wojska, w szeregach Fizylierów Walijskich walczą na francuskim froncie. Ethel wcześniej traci pracę, gdy okazuje się, że jest w ciąży ze swym pracodawcą (co skrzętnie przed wszystkimi ukrywa). Wyprowadza się z domu i wyjeżdża do Londynu, gdzie zaczyna współpracować z Maud – walcząc o równouprawnienie dla kobiet i pomagając tym, których mężczyźni poszli na wojnę. Ukochany Maud i jego kuzyn również trafiają do armii, jednak po przeciwnej stronie konfliktu. Lev Peszkov, oskarżony o morderstwo, musi uciekać z Petersburga, a jego bratu, Grigorijowi pozostaje zaopiekować się piękną Kateriną, która spodziewa się jego bratanka.
Świat staje na głowie. Na wszystkich frontach Europy giną miliony ludzi. Gus Dewar zostaje doradcą prezydenta Wilsona i próbuje nie dopuścić do tego, by Stany Zjednoczone przyłączyły się do konfliktu zbrojnego. Jednak los postanowi mu pewnego dnia splatać figla.
Groza okopów, bunty w rosyjskiej armii, codzienna niepewność jutra i walka o to, by ujrzeć jeszcze jeden wschód słońca przeplatają się tutaj z bojem o prawo kobiet do wpływu na politykę i o… bochenek chleba dla rodziny w ogarniętej coraz większą biedą Rosji.
Autor – nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości – doskonale zna realia czasów, o których pisze. Wielką politykę przeplata społecznymi debatami, a szpiegowskie spiski spostrzeżeniami delikatnych zmian, tak zdawałoby się nieistotnych w wirze Wielkiej wojny. Urocze wydają się – ale i bardzo inteligentne – wtrącenia na tematy błahe. Najbardziej zapadła mi w pamięć obserwacja Gusa w kwestii damskich kostek, których widok w 1917 stal się już niemal codziennością, a przecież jeszcze tak niedawno budził pożądanie (bądź zgorszenie – w zależności od gustu, tak mężczyzny, jak i właścicielki kostki – przyp. Chani). Takie drobnostki dodają smaczku całej powieści, pojawiając się, jakby znikąd, a przecież z nich właśnie toczy się prawdziwe życie.
Follett jest autorem z doświadczeniem i nieobce są mu również zasady trzymania się realiów społeczno-językowych. Inaczej więc będzie się wypowiadał Fitz, którego arystokratyczne drzewo genealogiczne z pewnością sięga bitwy pod Hastings, a inaczej Billy, górnik z Aberowen. Inaczej ułożony Gus Dewar z kapitalistycznych Stanów Zjednoczonych, a inaczej Grigorij Peszkov – robotnik-buntownik, który marzy o nowej, bolszewickiej władzy w Rosji. Również ich wiedza ogólna (naukowa) i społeczna, a także świadomość polityczna muszą się różnić.
Wojna jednak, jak to zwykle bywa – dobiega końca i należy się odnaleźć w zupełnie nowym świecie – gdzie reguły dopiero będą powoli powstawały, a wpływ na nie będą mieć znacznie szersze kręgi niż przed jej wybuchem. To zupełnie inna codzienność i nowe wyzwania, nie mniej ważne od walki na froncie. Czy jednak naszym bohaterom uda się przyzwyczaić do tego, że to, co znane i tradycyjne, przeminęło?
Powieść kończy się w roku 1924 – minęło kilka lat od podpisania traktatów pokojowych, ale świat nadal nie jest spokojny. Państwom i narodom trudno się podnieść po wojennych klęskach i pogodzić z przegraną. Zwycięzcy też nie maja łatwo – pogłębia się kryzys gospodarczy, narastają niepokoje społeczne. Jak potoczą się losy naszych bohaterów w tej nowej rzeczywistości? Poznany początki, na ciąg dalszy przyjdzie jeszcze trochę poczekać - przynajmniej do przyszłego roku.
To zajmująca lektura, pełna różnych charakterów, z których każdy został naprawdę dobrze przemyślany i opisany. Spektakularna epopeja, w której Wielka wojna jest tak tłem wydarzeń, jak i jednym z bohaterów. Jej groza ma nas przestrzec przed popełnianiem podobnych błędów w przyszłości. Błyskotliwe spostrzeżenia i pięknie wprowadzone do całości postaci historyczne są dodatkową wisienką na szczycie kremowego tortu. Z resztą – 1068 stron pozwala na rozwinięcie skrzydeł, które Folletta wzniosły na prawdziwe wyżyny literackiej doskonałości.
Minusy? Muszę jeszcze przynajmniej kilka miesięcy czekać na kolejną część, trzecia natomiast ukaże się dopiero w 2014 roku. Długo, za długo…
Cóż – tomiszcze pokaźnych rozmiarów, to i recenzja się wydłużyła. Polecam gorąco – chyba przede wszystkim tym, którzy uważali dotychczas historię za naukę polegającą na wkuwaniu dat i nazwisk. Przekonacie się, że jest to dziedzina ciekawa i warto ją poznać, choćby po to, by uczyć się na cudzych, a nie własnych błędach. Miłośnikom historii lub Folletta z pewnością polecać nie trzeba – sami zajrzą do „Upadku gigantów” i nie pożałują. Prawdziwa uczta literacka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz