Stawiguda 2009
Cykl: Tetralogia "Tułacze", tom I
Oprawa: miękka
Liczba stron: 272
Przekład: Witold Jabłoński
ISBN: 978-83-89951-67-3
Od czego tym razem zacząć, kiedy myśli jest milion na sekundę? Od początku? Niech będzie, że od samego...
Rok 1994, Marina i Siergiej Diaczenko wydają swoją pierwsza powieść. Debiut jest ważny w życiu każdego autora. Pisza później kolejne części tetralogii "Tułacze", a następnie jeszcze kilka innych powieści. W roku 2009 pierwszy tom serii, pod tytułem "Odźwierny" trafia – za sprawą wydawnictwa Solaris – na polskie półki księgarskie i... nasze. No dobrze, na moją trafia trzy lata później. Jest rok 2012, sierpień. Wrocław, Polcon. Spędzam dwie godziny na prelekcji dotyczącej ukraińskiej literatury fantastycznej i jestem całkowicie zachwycona. Kilka godzin później trafiam do sklepiku i tam, na stanowisku Solarisu, widzę właśnie tę serię. Dlaczego kupuję? Przypomina mi się fascynująca prelekcja, mam kupon rabatowy na dowolne pozycje (głupio nie kupić, skoro można trochę oszczędzić) i jeszcze zostało mi trochę pieniędzy. Dogaduję się na jeszcze większą zniżkę i trzymam w łapkach wszystkie cztery tomy. O – przyznaję – zauroczyły nie także okładki. Wracam do Janek, ustawiam ksiązki na półeczce i cekają grzecznie na swoją kolej. Czekają, czekaja i w końcu nie wytrzymuję.
Mamy maj 2013 roku, a ja pochłaniam "Odźwiernego" w niespełna dwa dni. Książka, która w 2005 roku została wyróżniona nagrodą Euroconu dla najlepszych europejskich fantastów roku nie mogla się okazać gniotem. Jednak przekonałam się już, że nie wszystko to, czym się inni zachwycają podoba się także mnie. Na szczęście tym razem podzielam ogólną opinię.
O co w tym wszystkim chodzi? Państwo Diaczenko przedstawiają nam świat, w którym ludzi dzieli się na dwie kategorie - czarodziej i pozostałych. jednak są i tacy, którzy wierzą, że istnieje jeszcze tajemnicza Trzecia Siła. Czym jest? Nikt do końca nie wie. Jedno jest pewne – to coś złego, coś, czego należy się obawiać i czemu nie wolno pozwolić, by się wydostało. Ciężko jednak "walczyć" z siłą, o której nic się właściwie nie wie. Na szczęście nadal pozostaje ona gdzies uwięziona i jedynie Odźwierny może ją uwolnić.
Kim jest więc tytułowy Odźwierny? Tego także nikt nie wie, ponieważ... jeszcze nie został powołany. Są tacy, którzy wiedza, ima to być czarodziej, ale nie czarodziej. Wystarczająco dziwne? To dopiero świetny początek bardzo udanej opowieści, która rozpoczyna czterotomowy cykl!
Magii nie widzimy właściwie za wiele. Sporo się o niej mówi, ona po prostu jest i to wiadomo. dopiero pod koniec dostaniemy pewną jej porcję – na tyle jednak dużą, by zadowolić tym, którym wcześniej było za mało.
"Odźwiernego" można spokojnie nazwać powieścią drogi. Właściwie mamy tu trzech głównych bohaterów i każdy z nich udaje się w podróż. Na początku poznajemy Damir, który jest służącym czarnoksiężnika Larta Legiara. Wspólnie wybiorą się w wędrówkę w poszukiwaniu Odźwiernego. Będą jednocześnie kusić Trzecią Siłę, by się ujawniła, a także wspominać o... trzeciej i chyba najważniejszej postaci w tej historii. Mianowicie o Raulu Ilmarrananie, zwanym także Marranem. Kim jest ten osobnik? Kiedyś był potężnym magiem, potrafił niejedno, w tym także wkurzyć pozostałych władających magiczną mocą. Oberwało mu się za to całkiem nieźle. Po tym, jak trzy lata spędzi w postaci drewnianego wieszaka na płaszcze, wrócony do ludzkiej postaci pozbawiony jest jednak swych mocy oraz... miłości kobiety. Poszukiwanie siebie, odkrywanie się na nowo, zrozumienie, kim się jest i na cym polega prawdziwa magia – oto, o czym tak naprawdę zdaje się być "Odźwierny". Czy Raul okaże się dobry, cyt zły, tego nie powiem, chociaż... w tym świecie nikt nie jest tak naprawdę zły, ani tak do końca dobry. Ponieważ nawet czarnoksiężnicy są tylko ludźmi, a wiadomo, że człowiek... człowiekowi wilkiem.
Akcja toczy się dwutorowo i to samo można powiedzieć o narracji. fragmenty dotyczące Marrana są opowiedziane przez wszechwiedzącego narratora w trzeciej osobie. Natomiast to, co dzieje się w domu czarnoksiężnika Larta oraz w czasie jego podróży poznajemy z pierwszoosobowej narracji jego sługi, Damira. Ciekawy to pomysł i moim zdaniem bardzo urozmaicił powieść.
Akcja w "Odźwiernym" toczy się powoli, dopiero na końcu przyspiesza. Napięcie rośnie z każdą kolejną stroną. Nie wiadomo czego można się dalej spodziewać. Czy to już? A może jeszcze chwilka? Jakie bohaterowie podejmą decyzje i czy Trzecia Siła zostanie uwolniona? Autorzy świetnie sobie z tym poradzili i rzeczywiście do ostatniej strony czytelnik ma wrażenie, że jeszcze nie wszystkie karty zostały odkryte. Zgodnie z zasada, ze należy przed wszystkim zaciekawić i niekoniecznie od razu udzielić za wiele odpowiedzi. Można się nad wieloma sytuacjami zadumać, zamyślić, przystanąć i zastanowić ad kondycją człowieka. Także czasami zaśmiać i zapłakać, wzruszyć, albo zezłościć. Ponieważ świat, w którym żyją nasi bohaterowie potrafi być naprawdę okrutny i niesprawiedliwy. Zupełnie jak nasz – za okazaną dobroć często zamiast nagrody czeka cię kara.
Ludzkie społeczności odwiedzane przez wędrowców są opisane również w bardzo ciekawy sposób. Wydaje się w pierwszej chwili, że dość dokładnie, a jednak przy dłuższym zamyśleniu nie sposób dojść do innego wniosku, jak do tego, że jednak raczej pobieżnie. Widzimy bowiem, jak są ubrani, co jedzą i jak malują swoje doniczki, nie wiemy jednak, jak wyglądają ich układy i układziki, jaka jest polityka i religia w odwiedzanych miejscach. właściwie widzimy dokładnie to, co może zobaczyć wędrowiec, który w jednym miejscu zatrzymuje się jedynie na chwilę, na nocleg, na posiłek, na jeden dzień. Nie poznajemy tego świata głębiej. Trochę szkoda, chociaż... o czymś autorzy muszą pisać w kolejnych trzech tomach i mam nadzieję, że uzupełnią nieco te lukę, bo to jeden z dwóch mankamentów powieści. Mankament niewielki, który w żaden sposób nie zmienia faktu, że powieść czyta się po prostu znakomicie i delektuje niemal każdym zdaniem.
O okładce już wspomniała – mnie urzekła i choć teraz mam pełną świadomość, że z treścią "Odźwiernego" ma tyle wspólnego, co ja z Trzecią Siłą" to nadal bardzo mi się podoba. jet równie magiczna i tajemnicza, jak cała powieść.
Świetnie spisała się korekta, jeśli chodzi o literówki. Znalazłam bodaj trzy, a to doskonały wynik. Szkoda, że mniej się przyłożono do poprawy kalek językowych, czy błędów gramatycznych, których dokonał tłumacz. Przytoczę tylko jeden przykład, który oddaje dokładnie problem, a jest ich, niestety, na pęczki... "Siedział na brzeżku fotela, założywszy wdzięcznie nogę na nogę, w którym spoczywała półleżąca kobieta." No, na tym koniec, ale zdanie brzmi strasznie, opornie, niegramatycznie i po prostu krzywi mi się twarz na takie zdania. Na szczęście poza tym jest naprawdę dobrze i ze szczerego serca mogę polecić te powieść. Ja natomiast wkrótce zabiorę się za drugi tom, czyli "Szramę".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz