Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

czwartek, 2 maja 2013

Ciemniejsza strona Greya - E. L. James



Wydawnictwo: Sonia Draga
Katowice 2012
Oprawa: miękka
Przekład: Monika Wiśniewska
Liczba stron: 632
ISBN: 978-83-7508-595-2



Cóż, nie udało mi się na długo powstrzymać przed sięgnięciem po dalszy ciąg przygód naiwnej Any i seksownego Christiana. Ciekawe jest to, że tak chętnie i często ludzie krytykują serię powieści E.L. James (nawet ci, którzy nie „zhańbili się” dotknięciem tych książek), a jednak historia tej niecodziennej pary wciąga miliony czytelników i sprzedaje się jak świeże, ciepłe i pachnące bułeczki w środku spustoszonego wojną kraju… Zdaje się, że im więcej krytyków, tym większa popularność, a przecież książki w ostatnim czasie nie należą do najpopularniejszej rozrywki. Czy seria „Fifty Shades of Grey” to taki nowy Harry Potter, tyle, że dla dorosłych?
Drugi tom rozpoczyna się chwilę zaledwie po tym, jak Ana zostawiła Christiana. Nie oszukujmy się – nie byłoby tej książki, ani tym bardziej trzeciego tomu, gdyby do siebie nie wrócili, w związku z tym autorka serwuje nam powrót już po kilkunastu stronach, a  każdym razie po zaledwie paru dniach. Coś za szybko, zważywszy na szok, jaki był udziałem Any i ból, jaki zniosła. Choć po prawdzie – sama tego chciała i właściwie trudno do końca mieć Christianowi za złe to, co robił na jej własne życzenie (no, tak jakby, bardzo upraszczając – skoro jednak autorka może, to i ja tu sobie na to pozwolę).
Drugi tom serii obfituje w wiele akcji niełóżkowych – o rany, serio? No, nareszcie jest akcja, która nie polega tylko i wyłącznie na „perwersyjnym ruchaniu”. Nie, żeby w pierwszym tomie jakoś specjalnie mi ono przeszkadzało – w końcu o to w nim chodziło. Tym razem jednak Ana i Christian napotkają na swej drodze kilka przygód, którymi nie pogardziliby też z pewnością męscy autorzy. Będzie więc była Uległa Christiana. Śliczna kiedyś, bardzo do Any podobna Leila, która przeżywa załamanie nerwowe i… gana nasza parę głównych bohaterów po mieście z… bronią w ręku. Będzie się trochę działo i wątek mogę szczerze polecić.
Ana pozna też panią Robinson, czy właściwie – Lincoln. Nie polubi – czemu nie można się dziwić – byłej kochanki swego wybranka i trochę czasu upłynie zanim jej niezdrowy związek z nastolatkiem wyjdzie na jaw i raz na zawsze więź zostanie zerwana. Chociaż, czy na pewno raz na zawsze?
Dobrze, o treści nie ma co wiele opowiadać – przeczytacie i sami się przekonacie, że w „Ciemniejszej stronie Greya” dzieje się fabularnie naprawdę sporo i to jest olbrzymi plus tej powieści. Minusy? Znów autorka powtarza do znudzenia te same zdania, formułki, powiedzonka. Trochę barwniej, jakby się rozkręcała, co daje całkiem niezłe nadzieje na trzeci tom, ale jeszcze to nie to. Kiedy się jednak wkręcić w czytanie, przestają te powtórki tak bardzo razić i rzucać się w oczy. Ot, inne podejście do czytadła i od razu lepiej.
Dowiemy się w końcu co nieco o mrocznej i tajemniczej przeszłości Christiana i to jest najlepsza część tego tomu. Rzeczywiście na to czekałam czytając „Pięćdziesiąt twarzy Greya” i teraz czuję się usatysfakcjonowana. Można się było trochę domyśleć, ale rzeczywiście to co innego, niż o tym przeczytać. Tak więc kilka słów o dzieciństwie i trudnościach w relacjach z ludźmi, niezdolnej do opieki matce i  jej okrutnym alfonsie oraz… rodzina Greyów w całej okazałości. Na rodzinnym obiadku, w salonie Christiana, na wielkim balu charytatywnym… Spotykamy ich tu i ówdzie, ubarwiają fabułę i tworzą nową jakość, w szczególności najmłodsza  z rodzeństwa – Mia.
Ana? Nadal tak samo drażniąca, nadal tak samo naiwna. Jednak już pracująca, choć ta praca jakaś taka dziwna, że może non stop mailować sobie z ukochanym. Nie czepiam się jednak, niech będzie. Grunt w tym, że nowa praca sprawia jej radość, a Christian, jak zwykle zaborczy i chcący wszystko kontrolować będzie miał kolejne pole do popisu. A przy okazji nowy szef Anastazji trochę przedobrzy, zrobi o jeden kok za daleko i wyleci z hukiem na bruk, a nasza słodka Ana, która dopiero co skoczyła studia i jej jedynym doświadczeniem jest kilkuletnia praca w sklepie z narzędziami zostanie po tygodniu pracy… wydawcą! Och, pani James, aż tak prosto to w życiu nie mają nawet dziewczyny miliarderów…
Najbardziej denerwujące w tej powieści są naprzemienne stwierdzenia głównych bohaterów – raz mówią, że się kochają, za chwilę, że właściwie to się nie znają, po czym po pięciu minutach znów wyznają sobie dozgonną miłość i przyrzekają, że nigdy się nie opuszczą. Jakie to zakręcone, nierealne i głupie!
Ana pozna w kocu doktora Flynna, psychiatrę Christiana i to też jest ciekawy wątek, a na koniec, gdy zdaje się, że wszystko już się dobrze układa, oświadczyny zostają przyjęte i w ogóle „kwiatki i serduszka”, a ani śladu perwersji, BDSM i całego „tego gówna”, swoje trzy grosze dorzuci przyjaciółka Any, Kate i pani Robinson.
Dziwi tu niesamowita wyrozumiałość Any, która kurza się, że Christian ją we wszystkim kontroluje, ale wszystko mu wybacza i wciąż wierzy, że on się cudownie odmieni. On też nie do końca logiczny – nadal musi mieć wszystko pod kontrolą, ale z dnia na dzień porzuca całe swoje dotychczasowe „ja”, byle tylko została przy nim dziewczyna, której nie zna jeszcze nawet miesiąca. Przez dwadzieścia lat nie pomogła kochająca rodzina, nie poradzili sobie psychologowie, ale nieśmiała dziewczyna, która nie zna swojej wartości odmieniła nagle wszystko, niczym wróżka z bajek…
Związek Any i Christiana jest zdecydowanie patologiczny i każdy chyba zadaje sobie pytanie – czy oni naprawdę powinni być razem. Cóż, o tym przekonamy się – mam taka nadzieję – w ostatnim tomie.
Jest kilka momentów, dla których te książkę zdecydowanie w stu procentach polecam. Łzy, których nie mogłam opanować, gdy Christian po raz pierwszy pozwolił się Anie dotknąć znaczyły naprawdę sporo, bo to nie powieść rozklejająca…
Tłumaczenie? No comment, sorry. Nie, nie i raz jeszcze nie. Pierwszy tom znacznie bardziej mi się podobał. Korekta? Była w ogóle? Tyle błędów znalazłam, że aż nie chciało się liczyć musiałam dawać, że ich nie dostrzegam. Dobrze, że wartka akcja i całkiem sporo erotyzmu pozwalało mi na skupienie się na innych „walorach” tej pozycji (niefortunne użycie słowa?).
Ogólnie – polecam. Warto przeczytać, naprawdę, choć z pewnością nie jest to literatura z najwyższej półki, choć również nie z najniższej. Ot, czytadło do poduszki, albo nawet dla pobudki. Ja z pewnością za chwilę zajrzę do trzeciego tomu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz