Napisać o trzecim tomie
nie jest łatwo, kiedy nie można powiedzieć czegoś dokładnie odwrotnego, niż o
poprzednich. Właśnie w tym sęk – „Trucizna królewska” Maurice’a Druona z cyklu „Królowie
przeklęci” jest tak samo genialna, jak jej poprzedniczki.
Po straszliwej podróży
z Neapolu – burze, zatonięcie znacznej części bagażu, choroby morskie i
wszelkie tragedie, które się na wodzie przydarzają – Klemencja w końcu dobija
do wybrzeży Francji, by po niedługim czasie spotkać swego przyszłego małżonka.
Ludwik X jest szczerze oczarowany jej postacią – piękną, młodą kobietą pełną
wdzięku, w której nie tylko płynie błękitna krew Andegawenów – niemalże tę krew
widać. Pobożna, czuła i otwarta – taka bowiem jest przyszła królowa
największego katolickiego królestwa w średniowieczu.
To jednak nie tylko
powieść o związku młodych małżonków, w którym to Klemencja – dzięki delikatności
i pobożności – wiedzie prym. Ludwik pod jej skrzydłami łagodnieje, staje się
przyjemniejszy w obyciu, zdolny nawet do ludzkich odruchów, wydaje się, że
kocha swą żonę. To także historia miłości dzielnego Guccia, Lombarda
zakochanego w szlachciance. Ich miłość zostanie wystawiona na prawdziwą próbę i
trudno powiedzieć, jakie będzie zakończenie tej „przygód” (w końcu przed nami
jeszcze cztery tomy sagi).
Na dworze nadal nie ma
spokoju – owszem, król wziął ślub, nowa małżonka została koronowana. Jednak co
z następcą tronu? Kto, w razie śmierci władcy, zasiądzie na tronie? Jego wuj Walezjusz,
czy może młodszy brat Filip (któremu udało się wyrwać z twierdzy żonę i
przebaczyć jej – szczerze chyba, ponieważ niedługo po tym Blanka zachodzi w
ciążę)? Co z córeczką króla i jego poprzedniej żony? Czy jest rzeczywiście królewskim
dzieckiem, czy może bękartem?
Pojawiają się też
templariusze, którzy nadal żyją nadzieją odbudowania zakonu i zemsty na
potomkach Filipa Pięknego. Bunt we Flandrii i w księstwie Artois będą
niejednokrotnie spędzać sen z powiek nie tylko króla i jego najbliższych. Jakby
tego było mało – nadal nie wybrano papieża. Co prawda Ludwik X mniej się już tym
faktem przejmuje, ale nadal mamy pustkę na tronie namiestnika świętego Piotra.
Wszystko to prowadzi do
niesamowicie porywających akcji, których nie sposób przewidzieć. Jedno maleńkie
zdarzenie, jedna pomyłka może wstrząsnąć całym krajem, a może i światem.
Druon w fascynujący
sposób przybliża nam średniowieczną Francę, pokazując również ciekawe różnice
pomiędzy dworem francuskim a neapolitańskim, z którego przybywa Klemencja.
Dzięki jej pojawieniu się, muśniemy trochę innego świata oczami damy. Z resztą
ciekawych kobiet jest tu znacznie więcej – Mahaut Burgundzka także nie powiedziała
swojego ostatniego słowa i zamierza walczyć o ziemie, które uznaje za swoje –
za wszelką cenę. Jak daleko się posunie, gdy król odmówi jej pomocy?
Druon w swej sadze
zaskakuje właściwie non stop. Poza tym - być może wspominałam już – jest prawdziwym mistrzem powieści historycznej.
Wszystkim znane są takie powieści, w strych bohater osadzony jest w dawnych
realiach, które gdzieniegdzie spotykamy, które dają nam o sobie znać, żebyśmy
nie zapomnieli, że jednak ta, czy owa postać nie chadza w jeansach i wytartym
podkoszulku, a w średniowiecznej szacie. Jednak mało jest takich utworów, w
których główni bohaterowie tworzę Historię przez duże H. Takich, którzy są
postaciami znanymi z lekcji w szkole. To naprawdę rzadkość – świadczy o olbrzymim
kunszcie pisarza, jeśli mu się taki zabieg powiedzie, a Druonomwi z całą pewnością
się udało.
Cóż więcej mogę rzec?
Naliczyłam DWA błędy (to chyba najmniej ze wszystkich książek, z jakimi miałam
w tym roku do czynienia).
POLECAM GORĄCO!