Dlaczego śliczna i cnotliwa
Lila udała się do obozu wojskowego z pistoletem i kogo chciała zabić? Jaki jest
powód oziębłości Andreasa w stosunku do jego pięknej żony? Dlaczego Marga nie
znajduje w swoim mężu wsparcia, a jedynie napotyka na pogardę? Wszystko jednak
od początku.
Gutta i Bertram zmarli,
doczekali się jednak – jak wiemy – dzieci. „Córkę drukarza” rozpoczyna kondukt
żałobny jednego z nich – Gerona. Geron Geisenheimer wsławił rodzinne nazwisko i
dzięki niemu ród stał się znany i bardzo szanowany. Gdy umiera… wiadomo – gdy nie
wiadomo, w czym jest problem, chodzi o pieniądze. Zaskakujący testament
sprawia, że Rieke, żona Andreasa (który jest wnukiem Gerona) jeszcze bardziej
znienawidzi swoją szwagierkę Lilę i poprzysięgnie, że położy jeszcze swoją dłoń
na spadku po wielkim kupcu i patrycjuszu.
To historia jednej
rodziny, ale każda jej odnoga stanowi niejako o własnym losie, jest
jednocześnie wplątana w intrygi całości rodziny, ale jest też bytem samym w
sobie. Słowami samej Ines Thorn – „tak podobni jak byli do siebie bracia (czyli
Andreas i Arno), tak różne były ich żony (Rieke i Lila)”. Pierwsza nie zawaha
się przed niczym, by osiągnąć swój cel – zajść w ciążę i spłodzić potomka,
który odziedziczy znaczną część majątku. Do czego jest zdolna się posunąć? Oj,
nawet się nie spodziewacie. Lila natomiast to uosobienie dobra – mądra,
spokojna i pobożna – znakomita żona, perfekcyjna pani domu, matka kochająca
dzieci – jednym słowem wzór cnót wszelakich. Jest jednak tylko człowiekiem, a
wiadomo – mylić się jest rzeczą ludzką. Lila popełnia więc błąd, który
doprowadzi do całej masy przykrych i bolesnych wypadków. Chcąc skryć tajemnicę,
którą nosi od wielu lat, będzie musiała znieść upodlenie i chwilową bezdomność,
by ostatecznie odnieść zwycięstwo.
To jednak również
historia Judith – wdowy, która bardzo pragnie nie być samotna. Nie potrafi
jednak wybrać pomiędzy dwoma mężczyznami, którzy zabiegają o jej względy, mimo
że jest już niepierwszej młodości (niedługo, jak się obawia, jej córka wyjdzie
za mąż i odejdzie z domu). Który z nich okaże się godny tej zacnej damy o
wielkim sercu, która cudem chyba tylko uniknęła śmierci, gdy we Frankfurcie panowała
czarna śmierć?
Kim jednak jest
tytułowa córka drukarza, której pewnego dnia wróżka przepowie, że to ona przedłuży
ród, który będzie dalej rósł w siłę? To Marga, kuzynka Arna i Andreasa, która
mieszka w Lipsku. Prowadzi drukarnię, którą odziedziczyła po ojcu, jednak nie
ma łatwego życia. Daleko jej do patrycjuszowskich wygód frankfurckiej części
rodziny, a o miłości ze strony męża powinna już dawno zapomnieć. Wyszydzana,
wyzywana i poniżana przez małżonka i syna, stara się nie poddawać. Los się do
niej uśmiechnie, przejdzie jednak długą i bardzo bolesną drogę.
Ines Thorn pokazała
swój kunszt i uowodniła, że jest prawdziwą mistrzynią. Druga część sagi o
wielopokoleniowej frankfurckiej rodzinie kupieckiej w niczym nie ustępuje „Córce
kupca”. Wciąga całkowicie i zniewala pod każdym względem. To kupieckie wolne
miasto w czasie oblężenia i czarnej śmierci. To ciągłe walki katolików z protestantami
i… winionymi za wszelkie niepowodzenia Żydami. Piękna i wzruszająca opowieść o
zmaganiach z losem – tymi codziennymi drobnymi problemami, z którymi – mimo upływu
czterech wieków – nadal możemy się spotkać każdego dnia i tymi wielkimi – które
spowodowane są przez Historię przez wielkie H. Nie ma tu jednak jednej silnej
kobiety, która przeciwstawia się swojemu miejscu w społeczeństwie –jak Gutta. Wydaje
się, że drugi tom jest jeszcze głębszy, jeszcze mądrzejszy. Każda z bohaterek
bowiem jest kobietą z krwi i kości – to nie tylko papierowe lalki, pojawiające
się na stronicach książki. One żyją pełnią życia, a każda szuka swojego
sposobu, by to życie spożytkować jak najlepiej. Każda ma swoje priorytety i
swoje doświadczenia, dzięki czemu żadna nie nudzi. Mężczyźni są może trochę
słabiej opisani, ale także każdy z nich jest inny. Autorka nie powiela
scenariuszy, ani charakterystyk. Budowani przez nią bohaterowie są tak
naturalni, jak to tylko możliwe na czasy, w których przyszło im żyć.
Cudownie, że udało się
Thorn wpleść w kilku miejscach – i jak to pięknie uzasadniła – ukochane powiedzonko
Gutty – „Głupstwo i błazenada”. Dodała tym delikatnym akcentem sporo smaczku,
choć i tak jej książka jest idealnie przyprawiona.
Kilka błędów – zliczyć można
na palcach jednej ręki. Naprawdę nie mogę się przyczepić. Książka z piękną
okładką – po prostu dobrze wykonana. Jeśli już musiałabym się pożalić – kto wpadł
na pomysł, by na grzbiecie tytuł napisać w poziomie, kiedy na pierwszym tomie
jest w pionie? Teraz, kiedy książki stoją obok siebie, wygląda to naprawdę
dziwnie. Tyle ode mnie – wkrótce zabieram się za trzeci tom – kończącą sagę – „Kupiecką
baronową”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz