Wydawnictwo: sumptem Autorki
druk: SOWA, 2014
Oprawa: miękka
Liczba stron: 197
ISBN: 978-83-934739-6-0
Do Trójmiasta przylatuje Paul, a właściwie Paweł. Przed laty, jeszcze jako młodzieniec, opuścił Polskę i zamieszkał w Stanach. Jest dziennikarzem i postanowił napisać książkę. Jego bestseller ma traktować o ekskluzywnych prostytutkach.
Nie tego się jednak spodziewał, kiedy znajomy umówił go z panią Magnolią – właścicielką najdroższego domu uciech w Polsce.
Nie tego się jednak spodziewał, kiedy znajomy umówił go z panią Magnolią – właścicielką najdroższego domu uciech w Polsce.
Owiany tajemnicą, a jednak znany przez wszystkich ze słyszenia. Można by o nim powiedzieć "miejska legenda". Dom, a właściwie cały kompleks, w którym piękne kobiety dotrzymują mężczyznom towarzystwa. Za duże pieniądze wykonują najstarszy zawód świata. Jak się tam znalazły? Dlaczego postanowiły właśnie w ten sposób zarabiać na przysłowiowy chleb (a może szampana i kawior?)? Paweł powoli poznaje historię Magnolii i Ogrodu, w którym kobiety noszą imiona kwiatów, a tą najbardziej pożądaną i najpiękniejszą jest tytułowa Lawenda.
Trójmiasto, wielkie pieniądze, luksusy, młode i ponętne ciała. W opozycji – pogarda, tajemnice, zranione serca i dusze. Skłócone, niepełne rodziny. Dzieci, które rzadko widują matki. Rodzice, którzy wyrzekają się swych córek. I malutki promyk nadziei na to, że szczęście jest jednak pisane każdemu, niezależnie od zawodu, jaki ta osoba uprawia.
Dzięki rozmowom z Pawłem Magnolia, a właściwie Ada, otwiera się i opowiada swą długą historię. Paul słucha i wzrusza się niejednokrotnie. Z każdym kolejnym spotkaniem zaczyna dostrzegać, że książka, którą zamierzał napisać zmienia się wraz ze zdaniami wypowiadanymi przez elegancką starszą panią, która dorobiła się potężnego majątku, a jednak wciąż zdaje się nie być szczęśliwa. Nam, czytelnikom, przychodzi natomiast na myśl pytanie o to, czy można Adę potępiać. Czy można potępiać którąkolwiek z tych cór Koryntu.
Drugą bohaterką jest Małgorzata, która w Ogrodzie znana jest jako Lawenda. Odtrącenie rodziców, wyjazd do Stanów razem z ukochanym i jego utrata, bolesny powrót, czarnoskóre bliźnięta. Jedna osoba, która podała pomocną dłoń. Przyjaciółka, opiekunka, a jednocześnie szefowa. Kim właściwie jest dla Lawendy Magnolia? A przystojny i super bogaty Henry?
Historia opisana przez Autorkę jest wzruszająca i wciągająca. Chce się wciąż poznawać lepiej, bliżej, głębiej. Czyta się z zapartym tchem, co ułatwia prosty język. Zupełnie, jakbyśmy nie czytali, a słuchali opowieści. Trochę romantycznej, trochę strasznej. Z pewnością poruszającej. Bo życie dewizowych mewek na polskim Wybrzeżu nie jest do pozazdroszczenia.
Szkoda, że powieść jest taka krótka. W pewnym momencie akcja zaczyna galopować jak pełnokrwisty Arab, trochę nawet za szybko. Zakończenie wątków następuje znienacka, szkoda. Ostatnie 30-40 stron rozpisałabym na co najmniej sto. Bo za szybko i zbyt nieprawdopodobnie kończy się ta historia. Spodziewałam się z pewnością nieco innego zakończenia, choć trudno powiedzieć, że takie, jakie wymyśliła Ewa Formella jest złe. Myślę, że zadowoli sporą rzeszę czytelniczek, a jednak...
"Lawenda" to powieść o miłości, przebaczeniu i godności. O tolerancji i próbie zrozumienia wnętrza drugiego człowieka. Choć napisana prostym językiem, ma głębokie przesłanie.
Czytając "Lawendę" często miałam przed oczami niesamowity i kontrowersyjny serial "Satisfaction", który oglądałam już dwukrotnie i który również opowiada o domu publicznym i jego pracownikach (bo nie tylko pracownicach).
Minusy? Mnóstwo źle postawionych przecinków, kilka literówek, klasyczne "tą" zamiast "tę". Nic, z czym dobra korekta i redakcja by sobie nie poradziły. Niestety w tym przypadku nie można mówić o "dobrych", jako że zdecydowanie osoby, którym te zadania powierzono – nie dały rady.
Książka przeczytana w ramach Projektu:
Książka przeczytana w ramach Wyzwania:
Książka została wydana jako self-publishing, jako autorka zdaję sobie sprawę z tego, że interpunkcja u mnie leży, dlatego staram się szukać osób, które skorygują moje błędy. W przypadku "Lawendy" jedną z korektorek była polonistka. Byłam pewna, że tym razem będzie dobrze, no cóż... Dziękuję jednak za tak ciepłą opinię i cieszę się, że fabuła książki spodobała się.
OdpowiedzUsuńCóż, interpunkcja rzeczywiście nie wyszła. Jednak tematyka, jaką Pani podjęła jest niezmiernie ciekawa i... odważna. Na dodatek udało się Pani napisać to w naprawdę ciekawy sposób. Historia mnie wciągnęła całkowicie. Mąż był mniej zadowolony, bo znów zawaliłam noc, czytając. To chyba największy komplement, kiedy pisze go taki śpioch, jak ja. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń