Wydawnictwo: Białe Pióro
Warszawa 2014
Oprawa: miękka
Liczba stron: 138
Ilustracje: Ilona Ejsmont i Agnieszka Kazała
ISBN: 978-83-64426-01-8
Julia Bardini – urodziła się 2 września 1999 roku w
historycznym miasteczku Sarzana, w słonecznej Italii. Wesołe i
beztroskie dzieciństwo wywoływało promienny uśmiech na jej twarzy do
11 roku jej życia. Małżeńskie problemy jej rodziców przyczyniły się do
przyjazdu Julii wraz z mamą do utęsknionej ojczyzny jej rodzicielki –
Polski. We wrześniu 2010 roku Julia zasiadła w szkolnej ławce w 6
klasie szkoły podstawowej w Tomaszowie Mazowieckim. Dziewczynka
wiedziała, że będzie ciężko, bo słabo pisała i mówiła po polsku; myliła
znaczenie wyrazów, źle je wymawiała. Zamknęła się w swoim świecie
fantazji, zbudowanym na bazie przeczytanych w dużej ilości książek
fantasy, początkowo tylko w języku włoskim, a następnie powoli języku
polskim. Julia jest niezwykle upartą i konsekwentną w działaniu
dziewczynką, postanowiła napisać książkę w języku polskim.
Julia napisała swoją książkę. Co więcej, wydała ją. Jednak wiemy, że w dzisiejszych czasach, gdy ktoś zapłaci, wydać może właściwie wszystko. Nie zawsze da się to czytać. W przypadku Julii Bardini i jej "Mocy Akvamarynu" zasada ta jednak nie ma zastosowania. Bo choć Autorka jest bardzo młoda, choć jeszcze niedawno nie radziła sobie z językiem polskim, to jej powieść jest znakomitym przykładem tego, że jak ktoś chce i się stara, to nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. "Moc Akvamarynu" nie jest lekturą wybitną, jest jednak historią bardzo ciekawą i do tego naprawdę dobrze napisaną. Bez żadnego ale. Jeśli zaś wziąć pod uwagę wiek Autorki – jest lekturą genialną. W ostatnim czasie wpadło w moje ręce kilka książek nie najwyższych lotów, o czym wkrótce się przekonacie – kiedy się zepnę w sobie i zmuszę do napisania ich recenzji. Tym bardziej więc ta, niedługa przecież, opowieść urzekła mnie i na jeden wieczór przeniosła do świata pełnego magii, fantastycznych syren i ciepłego słońca mojej ukochanej Sycylii...
Chyba jeszcze nie miałam okazji czytać o syrenach, choć przecież są one tak często spotykane w popkulturze (pomijam, oczywiście, klasyczną mitologię, z której się wywodzą, choć tak inne..). Kiedy więc zaczynałam czytać, nie wiedziałam, na co mogę liczyć. Tym bardziej, że i Autorka młodziutka i debiut literacki. Wiemy, jak to bywa z debiutami. Troszeczkę się bałam, że będzie to bardzo dziecinna powiastka. Nie jest. Oczywiście, gdyby pisał tę powieść autor dorosły, znany i ceniony, z pewnością bardziej bym się czepiała. Pamiętam jednak, za jakie teksty literackie ja byłam chwalona w wieku Julii, za jakie dostawałam szóstki w szkole i... były one dalekie temu, co otrzymałam tym razem.
W dużym skrócie – jest to historia, w której świat, jaki znamy, przeplata się z magicznym. Główni bohaterowie to Polacy, Włosi i właśnie Syreny. Choć podział nie jest taki prosty. Jeśli do dzisiaj byliście przekonani, że jesteście zwykłymi ludźmi, możecie się pewnego dnia zdziwić. Magia jednak istnieje, a w ciepłych morzach, pośród ukwiałów żyją syreny, które przyjaźnią się z delfinami. Od dawna jednak obawiają się Jego. Kogo? Ach, to długa historia, a imienia Jego nikt nie wymawia. Wiedzą jednak, że to postać zgoła zła, do cna zepsuta, żądna władzy... Ktoś, kto na świat ześle klęski, a kiedy się to stanie – zapanuje Zło. Do walki z Nim stają właśnie nasi główni bohaterowie.
Autorka bardzo ładnie splata różne wątki. Jej powieść jest wielokulturowa – jak rodzina, z której pochodzi Julia. Na początku trochę mnie denerwowało, że syrenka ma na imię Alina, mimo że żyje we włoskich wodach, a siostra Marka Jankowskiego... Annabel. Szybko jednak się do tego przyzwyczaiłam. Muszę przyznać, że bohaterowie bardzo szybko przypadli mi do gustu i razem z nimi przeżywałam wszystkie przygody, które były ich udziałem. A mieli ich co nie miara. Niestety, jak to w życiu bywa, nie wszystkim się udało. To olbrzymi plus – że nawet tak młoda Autorka nie boi się zabić swoich bohaterów, nie słodzi zanadto, nie tworzy jakiejś różowej papki niezdatnej do przeżucia. "Moc Alvamarynu" ma głębszy sens. Jest dobrze napisana, choć widać, że warsztat potrzebuje jeszcze szlifu. Wciąga, jak morski wir i aż chciałoby się, by wciągnął na tyle głęboko, byśmy mogli spotkać wśród tych wód taką piękną Alinę...
Dodatkowym atutem książki są ilustracje, a właściwie szkice delfinów i syren. Bardzo mi się podobały.
Będę z pewnością śledzić dalsze losy Julii Bardini i mam nadzieję, że uda jej się jeszcze kiedyś przenieść mnie w równie magiczny świat. Życzę jej powodzenia i... trochę zazdroszczę. Wam natomiast polecam "Moc Akvamarynu", która już wkrótce pojawi się nakładem Wydawnictwa Literackiego Białe Pióro.
Chyba jeszcze nie miałam okazji czytać o syrenach, choć przecież są one tak często spotykane w popkulturze (pomijam, oczywiście, klasyczną mitologię, z której się wywodzą, choć tak inne..). Kiedy więc zaczynałam czytać, nie wiedziałam, na co mogę liczyć. Tym bardziej, że i Autorka młodziutka i debiut literacki. Wiemy, jak to bywa z debiutami. Troszeczkę się bałam, że będzie to bardzo dziecinna powiastka. Nie jest. Oczywiście, gdyby pisał tę powieść autor dorosły, znany i ceniony, z pewnością bardziej bym się czepiała. Pamiętam jednak, za jakie teksty literackie ja byłam chwalona w wieku Julii, za jakie dostawałam szóstki w szkole i... były one dalekie temu, co otrzymałam tym razem.
W dużym skrócie – jest to historia, w której świat, jaki znamy, przeplata się z magicznym. Główni bohaterowie to Polacy, Włosi i właśnie Syreny. Choć podział nie jest taki prosty. Jeśli do dzisiaj byliście przekonani, że jesteście zwykłymi ludźmi, możecie się pewnego dnia zdziwić. Magia jednak istnieje, a w ciepłych morzach, pośród ukwiałów żyją syreny, które przyjaźnią się z delfinami. Od dawna jednak obawiają się Jego. Kogo? Ach, to długa historia, a imienia Jego nikt nie wymawia. Wiedzą jednak, że to postać zgoła zła, do cna zepsuta, żądna władzy... Ktoś, kto na świat ześle klęski, a kiedy się to stanie – zapanuje Zło. Do walki z Nim stają właśnie nasi główni bohaterowie.
Autorka bardzo ładnie splata różne wątki. Jej powieść jest wielokulturowa – jak rodzina, z której pochodzi Julia. Na początku trochę mnie denerwowało, że syrenka ma na imię Alina, mimo że żyje we włoskich wodach, a siostra Marka Jankowskiego... Annabel. Szybko jednak się do tego przyzwyczaiłam. Muszę przyznać, że bohaterowie bardzo szybko przypadli mi do gustu i razem z nimi przeżywałam wszystkie przygody, które były ich udziałem. A mieli ich co nie miara. Niestety, jak to w życiu bywa, nie wszystkim się udało. To olbrzymi plus – że nawet tak młoda Autorka nie boi się zabić swoich bohaterów, nie słodzi zanadto, nie tworzy jakiejś różowej papki niezdatnej do przeżucia. "Moc Alvamarynu" ma głębszy sens. Jest dobrze napisana, choć widać, że warsztat potrzebuje jeszcze szlifu. Wciąga, jak morski wir i aż chciałoby się, by wciągnął na tyle głęboko, byśmy mogli spotkać wśród tych wód taką piękną Alinę...
Dodatkowym atutem książki są ilustracje, a właściwie szkice delfinów i syren. Bardzo mi się podobały.
Będę z pewnością śledzić dalsze losy Julii Bardini i mam nadzieję, że uda jej się jeszcze kiedyś przenieść mnie w równie magiczny świat. Życzę jej powodzenia i... trochę zazdroszczę. Wam natomiast polecam "Moc Akvamarynu", która już wkrótce pojawi się nakładem Wydawnictwa Literackiego Białe Pióro.
Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Literackiego Białe Pióro
Książka przeczytana w ramach Wyzwania:
Książka przeczytana w ramach wyzwania:
Bardzo ciekawa recenzja :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Natalia Z :3
Dziękuję. Przede wszystkim ciekawa książka.
OdpowiedzUsuń