Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Warszawa 2013
Tom I
Oprawa: miękka
Liczba stron: 568
ISBN: 978-83-7805-689-8
Warszawa 2013
Tom I
Oprawa: miękka
Liczba stron: 568
ISBN: 978-83-7805-689-8
Jest rok 2052. Przed czterdziestu laty wydarzyła się katastrofa. Jaka? Dowiemy się w trakcie lektury. Co jest najważniejsze? Doszło do przesunięcia kontynentów, zalania dużej części z nich, wytworzenia się nowych pustyń, wypiętrzenia gór... A władzę nad tym Nowym Światem przejęli w dużej mierze magowie. Brzmi ciekawie? Trudno zaprzeczyć.
W tym świecie żyje między innymi Arina – dwudziestojednoletnia magiczka (z potężnego Rodu Veilleur), która przed ośmioma laty została pojmana przez potężnego, groźnego i brutalnego maga Aszarte, imieniem Azazel. Zniewolona... Teraz jest jego niewolnicą, nałożnicą, która mu służy i w tym winna upatrywać sensu swego życia. Niewola u Aszarte to nie przelewki. Szczególnie, jeśli trafi się na Azazela. Kim właściwie są Aszarte? To magowie, którzy czerpią moc z zadawania cierpienia. Brzmi okrutnie? Wierzcie mi, dopiero kiedy poznacie historię Ariny, zrozumiecie, jak bardzo...
Historia zdaje się na początku dość prosta i przewidywalna, choć świat przedstawiony jest bardzo skomplikowany i niestandardowy. Powieść ma jednak niemalże sześćset stron i już chwilę za setną odkryjemy, że ta prostota jest myląca. Od nienawiści do miłości prowadzi jeden krok, linia jest cienka i łatwo ją przekroczyć. Czy jednak rzeczywiście możesz pokochać człowieka, który pastwił się nad Tobą przez osiem lat? Który zabija, bije, dostarcza tylu cierpień innym i to każdego dnia... Znany jest w psychologii syndrom ofiary, która identyfikuje się ze swym oprawcą, broni go, a nawet potrafi obdarzyć ciepłymi uczuciami. Nie jestem psychologiem, nie będę rozwijać tego wątku, wiem jednak, że nie jest to niemożliwe. Co jednak, jeśli ta miłość jest zakazana nie tylko przez prawo Aszarte, ale przez los? Jeśli skazana jest na zgubę? Czy to w ogóle miłość? Tyle pytań...
Powieść podzielona jest na cztery części (plus króciutki epilog), które stanowią o pewnych etapach życia Ariny, bo to ona jest główną i tytułową bohaterką "Niewolnicy". Być może tytuł powieści nie robi aż takiego wrażenia, jak tytuł tej pierwszej części... "Jarzmo zniewolenia"... Przechodzą mnie ciarki, kiedy czytam te dwa słowa. Rzeczywiście bowiem jarzmo zniewolenia, w które popadła Arina to nie tylko fizyczna niewola, niemoc podejmowania decyzji o własnym działaniu. To również, a nawet przede wszystkim, niewola psychiczna, duchowa. To postrzeganie siebie jako rzeczy, która służy innemu człowiekowi. Beznadzieja, brak perspektyw na lepsze jutro, brak kontroli nad sobą i możliwości działania w obronie najbliższych. Najlepiej chyba zobrazuje to cytat z powieści: "On mnie uprowadził, zniewolił, podporządkował sobie. Uczynił moje życie koszmarem, a mnie samą swoim przekleństwem." Autorka naprawdę bardzo dobrze odmalowała (bo nie tylko naszkicowała) psychikę niewolnicy.
Chyba nadszedł czas na przedstawienie Autorki, choć zazwyczaj piszę o autorach w innym miejscu. A. M. Chaudiere to pseudonim literacki polskiej pisarki, mieszkanki Rzeszowa, pracującej obecnie w szkole, architekt krajobrazu. Jest to jej debiut literacki i to debiut niebagatelny. Przyznać należy, że ta dwudziestopięciolatka ma talent i dużo do powiedzenia. Czekam więc z niecierpliwością na drugą część "przygód" Ariny, nad którą obecnie pracuje. Jak doczytałam dzisiaj – właśnie przekroczyła magiczną połowę, więc kto wie, może w tym roku doczekamy się dalszej historii.
Wracając jednak do historii. Czy miłość (jeśli to w ogóle miłość) przetrwa? Tego nie zamierzam zdradzać. Powiem jedynie, że w życiu Ariny wiele się zmieni, pojawi się jeszcze przynajmniej dwóch adoratorów, zyska przyjaciół i popleczników... Cieszyć się? Cóż, upadek boli bardziej, jeśli spada się z wysoka... Nie sposób natomiast nie zauważyć, że "Niewolnica" to w dużej mierze opowieść o podnoszeniu się po kolejnych upadkach. O walce do końca. O trwaniu przy sobie i dla siebie. Zawsze, cokolwiek by się działo.
W powieści nie ma wytyczonych jasnych granic, kto jest dobry, a kto zły (gatunkowo). Każda postać odpowiada za swe czyny, niezależnie od tego, czy jest magiem (Aszarte, czy też magiem z Akademii Morza Deszczów), człowiekiem, czarownicą, wampirem, czy elfem. Tak, sporo nadprzyrodzonych postaci spotkacie na kartach tej książki. Magowie, ludzie i wampiry pojawiają się od samego początku. Czarownice i elfy dopiero pod koniec. Przyznam, że nie odniosłam pozytywnego wrażenia, kiedy się pojawiły (takie Deus ex Machina). Choć chyba powinnam się do tego przyzwyczaić – jako fanka serialu "True Blood". W każdym razie – wiemy, jak powstał Nowy Świat, nie bardzo jednak mogłam się zorientować, skąd nagle pojawiło się tyle istot nadprzyrodzonych. Czyżbym nieuważnie czytała? Czy może Autorka pominęła ten wątek, uznając, że to czytelnika nie zainteresuje? A może... szykuje odpowiedzi na te pytania w drugim tomie...
Trzecia i czwarta część powieści opowiadają o życiu w Akademii Morza Deszczów. Poznajemy więc wielu nowych bohaterów. Jedyne, czego mi tutaj zabrakło to odpowiedzi, co się stało z Cath po wydarzeniach na pustyni. Obiecała sobie bowiem nadal pilnować Ariny, dowiedzieć się, co się dzieje z jej przyjaciółką i... przez następne trzysta stron słuch o Cath zaginął... Szkoda...
Kończąc o części fabularnej – zakończenie. Chyba nie myślicie, że je zdradzę. O, nie! Powiem natomiast, że zaskakuje, wbija w fotel i całkowicie pozostawia czytelnika z przysłowiową opuszczoną szczęką. Cóż, gdzieś tam w tekście pojawiały się małe podpowiedzi, coś mogło nas naprowadzić na takie wydarzenia, a jednak nie... Nie spodziewałam się, choć też nie liczyłam na jakiś wielki happy end. Chociaż, kiedy czytałam, nie wiedziałam jeszcze o drugim tomie.
W tym świecie żyje między innymi Arina – dwudziestojednoletnia magiczka (z potężnego Rodu Veilleur), która przed ośmioma laty została pojmana przez potężnego, groźnego i brutalnego maga Aszarte, imieniem Azazel. Zniewolona... Teraz jest jego niewolnicą, nałożnicą, która mu służy i w tym winna upatrywać sensu swego życia. Niewola u Aszarte to nie przelewki. Szczególnie, jeśli trafi się na Azazela. Kim właściwie są Aszarte? To magowie, którzy czerpią moc z zadawania cierpienia. Brzmi okrutnie? Wierzcie mi, dopiero kiedy poznacie historię Ariny, zrozumiecie, jak bardzo...
Historia zdaje się na początku dość prosta i przewidywalna, choć świat przedstawiony jest bardzo skomplikowany i niestandardowy. Powieść ma jednak niemalże sześćset stron i już chwilę za setną odkryjemy, że ta prostota jest myląca. Od nienawiści do miłości prowadzi jeden krok, linia jest cienka i łatwo ją przekroczyć. Czy jednak rzeczywiście możesz pokochać człowieka, który pastwił się nad Tobą przez osiem lat? Który zabija, bije, dostarcza tylu cierpień innym i to każdego dnia... Znany jest w psychologii syndrom ofiary, która identyfikuje się ze swym oprawcą, broni go, a nawet potrafi obdarzyć ciepłymi uczuciami. Nie jestem psychologiem, nie będę rozwijać tego wątku, wiem jednak, że nie jest to niemożliwe. Co jednak, jeśli ta miłość jest zakazana nie tylko przez prawo Aszarte, ale przez los? Jeśli skazana jest na zgubę? Czy to w ogóle miłość? Tyle pytań...
Powieść podzielona jest na cztery części (plus króciutki epilog), które stanowią o pewnych etapach życia Ariny, bo to ona jest główną i tytułową bohaterką "Niewolnicy". Być może tytuł powieści nie robi aż takiego wrażenia, jak tytuł tej pierwszej części... "Jarzmo zniewolenia"... Przechodzą mnie ciarki, kiedy czytam te dwa słowa. Rzeczywiście bowiem jarzmo zniewolenia, w które popadła Arina to nie tylko fizyczna niewola, niemoc podejmowania decyzji o własnym działaniu. To również, a nawet przede wszystkim, niewola psychiczna, duchowa. To postrzeganie siebie jako rzeczy, która służy innemu człowiekowi. Beznadzieja, brak perspektyw na lepsze jutro, brak kontroli nad sobą i możliwości działania w obronie najbliższych. Najlepiej chyba zobrazuje to cytat z powieści: "On mnie uprowadził, zniewolił, podporządkował sobie. Uczynił moje życie koszmarem, a mnie samą swoim przekleństwem." Autorka naprawdę bardzo dobrze odmalowała (bo nie tylko naszkicowała) psychikę niewolnicy.
Chyba nadszedł czas na przedstawienie Autorki, choć zazwyczaj piszę o autorach w innym miejscu. A. M. Chaudiere to pseudonim literacki polskiej pisarki, mieszkanki Rzeszowa, pracującej obecnie w szkole, architekt krajobrazu. Jest to jej debiut literacki i to debiut niebagatelny. Przyznać należy, że ta dwudziestopięciolatka ma talent i dużo do powiedzenia. Czekam więc z niecierpliwością na drugą część "przygód" Ariny, nad którą obecnie pracuje. Jak doczytałam dzisiaj – właśnie przekroczyła magiczną połowę, więc kto wie, może w tym roku doczekamy się dalszej historii.
Wracając jednak do historii. Czy miłość (jeśli to w ogóle miłość) przetrwa? Tego nie zamierzam zdradzać. Powiem jedynie, że w życiu Ariny wiele się zmieni, pojawi się jeszcze przynajmniej dwóch adoratorów, zyska przyjaciół i popleczników... Cieszyć się? Cóż, upadek boli bardziej, jeśli spada się z wysoka... Nie sposób natomiast nie zauważyć, że "Niewolnica" to w dużej mierze opowieść o podnoszeniu się po kolejnych upadkach. O walce do końca. O trwaniu przy sobie i dla siebie. Zawsze, cokolwiek by się działo.
W powieści nie ma wytyczonych jasnych granic, kto jest dobry, a kto zły (gatunkowo). Każda postać odpowiada za swe czyny, niezależnie od tego, czy jest magiem (Aszarte, czy też magiem z Akademii Morza Deszczów), człowiekiem, czarownicą, wampirem, czy elfem. Tak, sporo nadprzyrodzonych postaci spotkacie na kartach tej książki. Magowie, ludzie i wampiry pojawiają się od samego początku. Czarownice i elfy dopiero pod koniec. Przyznam, że nie odniosłam pozytywnego wrażenia, kiedy się pojawiły (takie Deus ex Machina). Choć chyba powinnam się do tego przyzwyczaić – jako fanka serialu "True Blood". W każdym razie – wiemy, jak powstał Nowy Świat, nie bardzo jednak mogłam się zorientować, skąd nagle pojawiło się tyle istot nadprzyrodzonych. Czyżbym nieuważnie czytała? Czy może Autorka pominęła ten wątek, uznając, że to czytelnika nie zainteresuje? A może... szykuje odpowiedzi na te pytania w drugim tomie...
Trzecia i czwarta część powieści opowiadają o życiu w Akademii Morza Deszczów. Poznajemy więc wielu nowych bohaterów. Jedyne, czego mi tutaj zabrakło to odpowiedzi, co się stało z Cath po wydarzeniach na pustyni. Obiecała sobie bowiem nadal pilnować Ariny, dowiedzieć się, co się dzieje z jej przyjaciółką i... przez następne trzysta stron słuch o Cath zaginął... Szkoda...
Kończąc o części fabularnej – zakończenie. Chyba nie myślicie, że je zdradzę. O, nie! Powiem natomiast, że zaskakuje, wbija w fotel i całkowicie pozostawia czytelnika z przysłowiową opuszczoną szczęką. Cóż, gdzieś tam w tekście pojawiały się małe podpowiedzi, coś mogło nas naprowadzić na takie wydarzenia, a jednak nie... Nie spodziewałam się, choć też nie liczyłam na jakiś wielki happy end. Chociaż, kiedy czytałam, nie wiedziałam jeszcze o drugim tomie.
Okładka. Na pierwszy rzut oka robi niesamowicie pozytywne wrażenie. Ten jedyny odcień zieleni, który naprawdę lubię, do tego delikatne, błyszczące złoto i Ona... Właśnie... Ona już nie jest taka idealna. Ani nie pasuje za bardzo do książkowego opisu, ani nie wygląda zbyt naturalnie. Lepiej więc na okładkę patrzeć z lekkiego oddalenia – wówczas naprawdę wygląda przepięknie, tajemniczo i magicznie. Cała książka jest graficznie doprowadzona do perfekcji. Te wszystkie drobiazgi, zdobienia, czcionka, którą spisane są tytuły rozdziałów. Wprowadza nas to do świata pełnego magii. Na końcu książki znajdziemy również mapki – jedna wyjaśnia nam, jak wygląda świat AD 2052 i bardzo ułatwia zrozumienie wielkiej katastrofy, która zmieniła oblicze Ziemi. Druga przedstawia Akademię Morza Deszczów. Na koniec jeszcze pomocny słowniczek. Na dodatek znalazłam bodaj tylko dwie literówki, czyli na sześćsetstronicowe tomiszcze, tyle, co nic.
Największy minus książki to język. Ładny, przystępny, poetycki. Wszystko na pierwszy rzut oka wydaje się idealne. Jeśli jednak przyjrzeć się bliżej, to widać, że Autorka nadużywa pewnych wyrazów, których używać w ogóle nie powinna, ponieważ znaczą one zupełnie coś innego. Jedna literka, której dodanie wydawać by się mogło niewielkim zabiegiem upiększającym i sprawiającym, że język brzmi bardziej staroświecko i dostojnie, może sprawić, że zdanie kompletnie traci sens. Tak jest na przykład z zastępowaniem wyrazu "wszelkie" przez wyraz "wszelakie", czy też zdecydowanie złe użycie słowa "tudzież". To chyba jednak jedyny poważny minus "Niewolnicy". Mam tylko nadzieję, że w kolejnym tomie A. M. Chaudiere zrezygnuje z tych "upiększaczy". Bardzo mnie one denerwowały i psuły odbiór całości.
Jednym słowem – gorąco polecam lekturę, bo choć może się Wam wydawać, że to zwykły romans paranormalny, kolejny erotyk, czy średnie fantasy – "Niewolnica" jest naprawdę dobrą powieścią psychologiczną, ubraną w bardzo ładny, magiczny strój.
Za książkę dziękuję Autorce
Jednym słowem – gorąco polecam lekturę, bo choć może się Wam wydawać, że to zwykły romans paranormalny, kolejny erotyk, czy średnie fantasy – "Niewolnica" jest naprawdę dobrą powieścią psychologiczną, ubraną w bardzo ładny, magiczny strój.
Książka przeczytana w ramach Wyzwania
Książka przeczytana w ramach Wyzwania
Za książkę dziękuję Autorce
Witaj!
OdpowiedzUsuńChciałabym serdecznie zaprosić do udziału w moim autorskim czytelniczym wyzwaniu pt. KLUCZNIK.
W skrócie - polega ono na czytaniu książek posiadających zaproponowane comiesięczne kluczniki, czyli hasła-klucze.
Szczegóły tutaj: http://recenzjeami.blogspot.com/2014/03/wyzwanie-czytelnicze-klucznik.html
Pozdrawiam
Przyjrzę się i kto wie... kto wie :) Dziękuję za zaproszenie.
OdpowiedzUsuńOkładka trochę straszna ;)
OdpowiedzUsuńNie powiedziałabym, że straszna, ale z pewnością... intrygująca.
OdpowiedzUsuńLubię być wbijana w fotel, dlatego przeczytam z całą pewnością :)
OdpowiedzUsuńNiestety, wbijanie w fotel zdarza się coraz rzadziej, trudno jest wymyślić coś zupełnie nowego i niespodziewanego. Tym bardziej szanuję Autorów, którym się to udaje.
OdpowiedzUsuńTyle, że akurat wszelaki i wszelki to to samo, więc trochę mnie dziwi przyczepienie się akurat do tego, podczas gdy w całej lekturze wiele innych słów użytych zupełnie nie tak jak użyte zostać powinny. Nie mam przy sobie książki, więc nie podam przykładów, a tak z pamięci, to nie wiem, ale... o w sumie mam jeden,
OdpowiedzUsuńZ fragmentów tych dostępnych w internecie. Ale jednak:
" lecz zdusiła w sobie wszelakie interakcje"
Właśnie o słówko interakcje się rozchodzi, bo one nie mogą zachodzić w człowieku. One zachodzą w społeczeństwie, pomiędzy dwoma, lub więcej osobami. Składają się z akcji i reakcji, czyli odpowiedzi na akcję. I są podstawą wszelkich stosunków społecznych. I jeszcze w paru miejscach miałam chwilę refleksji, czy autorka rozumie słowa, których używa.
Wszelki = każdy, bez względu na różnice, wszystko jedno jaki.
OdpowiedzUsuńWszelaki = wszelkiego rodzaju, gatunku.
Tak więc nie do końca to samo. Poza tym to był jedynie przykład, ponieważ to słowo występowało najczęściej użyte nieprawidłowo. Były też inne, o czym Autorka wie. Rozmawiałyśmy o tym długo i ta rozmowa dla nas obu okazała się bardzo odkrywcza :)
Według pewnego słownika, to są synonimy. Więc pewnie zależy od opracowania. Albo od kontekstu. W każdym razie jak mówię, dziwię się, że akurat to wytknęłaś, skoro no właśnie takich słów było więcej i często uchybiania były dużo bardziej poważne. A i dziwię się, że nie ma nic o powtórzeniach. Głównie zaimków.
OdpowiedzUsuńNo skoro tak, to mam nadzieję, że przyniosło to efekt.
Pozdrawiam.
Czy przyniosło efekt? Z pewnością się dowiemy, gdy na rynek trafi druga część "Niewolnicy" :)
OdpowiedzUsuń2 części ani widu ani słychu
OdpowiedzUsuń