Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

wtorek, 4 listopada 2014

English matters #49/2014 oraz numer specjalny 11/2015

Wydawnictwo: Colorful media
Poznań 2014
ISSN: 1896-4184

















"English matters" było dla mnie wielkim odkryciem. Angielski jest moją pasją od... 23 lat. Od trzech – tłumaczę w parze polski-angielski. Muszę przyznać, że troszkę się obawiałam, iż pismo może mieć za niski poziom. Zaryzykowałam i okazało się, że zrobiłam dobrze. Bogate słownictwo, podręczne słowniczki, możliwość wysłuchania tekstów i ciekawe tematy poruszane w piśmie to tylko niektóre plusy. Po kolei jednak.
Numer 49/2014 jest po prostu wyśmienity. Benedict Cumberbatch w roli Sherlocka nie mógł okazać się temat kiepskim. Na dodatek wszystkie artykuły dotyczące tych postaci zostały świetnie napisane. Ścieżka kariery aktora i jego podejście do życia często zaskakuje fanów, tak jak zaskakiwał bohater stworzony przez sir Arthura Conan Doyle'a. Przegląd postaci występujących w jego twórczości przez pryzmat współczesnego serialu BBC zdaje się rewelacyjnym materiałem do poznania nowego słownictwa.
Bardzo zainteresował mnie, z oczywistych względów, artykuł poświęcony blogowaniu i vlogowaniu. Nie miałam pojęcia, że vlogi są dzisiaj tak powszechne i mają tak wielki wpływ na społeczeństwo. Chyba warto się im przyjrzeć. Może nawet zacznę od tych, o których wspomniał Dan Sandford.
Kolejny świetny tekst dotyczy... słowotwórstwa, czyli tego, co tygryski lubią najbardziej. Wymyślanie nowych wyrażeń jest w literaturze bardzo powszechne. Czy wiecie ile takich neologizmów wymyślił np. Shakespeare albo Dickens? Nie? To sięgnijcie po "English matters" i odkryjcie piękny świat tworzenia słów, które na zawsze wchodzą do języka.
Jeszcze dwa artykuły w tym numerze zwróciły moja uwagę. Jeden dotyczył dronów, druki Pekinu. Wydawało mi się, że całkiem sporo wiem o dronach, okazało się jednak, że jestem już mocno nie na czasie. Nie dawałam sobie sprawy z tego, że są one tak często używane w cywilnych celach. Jeśli zaś chodzi o tekst dotyczący stolicy Chin – mnóstwo przydatnych słów opisujących wielkie miasta i nowe, nieznane kultury. Z pewnością będą w użytku w czasie kolejnej zagranicznej podróży.
Numer specjalny zatytułowany jest "Women only". Jak wiecie – odrzucają mnie etykietki "tylko dla kobiet". W pierwszej chwili wydawało mi się, że nie znalazłam nic dla siebie. Przekartkowałam jednak drugi raz i szczerze się zdziwiłam. Natrafiłam m.in. na artykuł dotyczący tego, jak duże znaczenie dla zapracowanych i wciąż zabieganych kobiet ma Internet i w jak wielu sprawach może być pomocny. Czasem nawet nie spodziewamy się, w jakich. Trochę mniej wciągnął mnie tekst o naturalnych kosmetykach, które można samodzielnie wykonać, wykorzystując znajdujące się w kuchni składniki. Nie był nudny, ale nie powalił mnie na kolana. Choć z pewnością zwrócił uwagę na kilka nieużywanych słów i wyrażeń.
Zaciekawiły mnie również wywiady przeprowadzone z kilkunastoma mężczyznami w różnym wieku i z kilku krajów dotyczące tego, jaka jest kobieta ich marzeń. Ja już swego mężczyznę ze snów spotkałam, więc "artykuł" zainteresował mnie wyłącznie teoretycznie, ale był bardzo interesujący i bogaty leksykalnie.
Najbardziej przypadł mi z numeru specjalnego tekst o Nottingham. Zawsze czułam słabość do Robin Hooda (choć ostatnio chyba jednak większą do Gaya, ale to już inna bajka). Mnóstwo ciekawych słówek, a do tego naprawdę interesujący artykuł o miejscach, które warto zobaczyć, gdy jest się w pobliżu. Cóż, legenda zakapturzonej bandy z lasów Sherwood wiecznie żywa.
Numery są, jak można zauważyć tematyczne co ma swoje duże plusy. Oczywiście, gdy trafić na temat, który jest dla nas mało interesujący, robi się mniej... kolorowo. Ja bałam się tego, co zobaczę w piśmie dla kobiet i okazało się, że jest w nim całkiem sporo interesujących i mądrych tekstów, powiedzmy, okołokobiecych. Warto było zaryzykować.
Pismo wydawane jest na ładnym papierze, który na dodatek jest całkiem wytrzymały (przynajmniej na wodę), co wypróbowałam, trzymając oba numery w łazience, gdzie wilgotność i temperatura raczej nie sprzyjają przechowywaniu książek i pism. 
Ciekawa szata graficzna ułatwia korzystanie z tekstów. Każdy artykuł drukowany jest w kolumnach. Na dole strony znajdują się słowniczki, które również są oznaczone numerami kolumn – tak, że łatwo od razu znaleźć poszukiwane słowo. Działa to także w drugą stronę. Gdy zaczniecie czytać słowniczek – bez problemu znajdziecie słówko w tekście, ponieważ będzie ono w odpowiedniej kolumnie, a na dodatek jest podkreślone. Prosty, a jakże przydatny i wygodny patent.
Artykuły są pisane przez osoby, które naprawdę dobrze władają językiem. Zresztą czuwa nad nimi korekta native speakera. 
Niektóre z tekstów można odsłuchać na stronie wydawnictwa, albo ściągnąć w formacie mp3 (po wpisaniu kodu zawartego w artykule). W wielu miejscach możecie znaleźć również kody QR, które przeniosą Was w różne ciekawe miejsca w sieci.
Jednym słowem – niezależnie od tego, jaki poziom angielskiego reprezentujesz – warto sięgnąć po "English matters". Możesz traktować magazyn jako pomoc naukową, albo po prostu ciekawe pismo. Ja nie żałuję.




Magazyny przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Colorful Media

2 komentarze:

  1. Czytam aktualnie wydanie specjalne "Only woman" i mi się podoba bardziej niz wydanie 49/2014. Ale marzy mi się wydanie specjalne o literaturze...Mam nadzieję, że kiedyś takie powstanie ;)

    http://pasion-libros.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem za – taki numer o literaturze to by było coś :)

    OdpowiedzUsuń