Wydawnictwo:
Książka i Wiedza
Warszawa
1949
Oprawa:
miękka
Liczba
stron: 130
Przekład:
Zofia Beylin
ISBN:
brak – książka wydana przed rokiem 1966
Dziwna
to historia, w której dwóch badaczy radzieckich stara się dowieść faktu, że
dawno temu, na długo zanim na Ziemi pojawił się człowiek, na naszej planecie
pojawiły się statki obcych istot. Kosmitów będących na wysokim szczeblu
rozwoju, którzy już wtedy potrafili opanować siłę atomu. Tym dziwniejszy jest
fakt, że dowieść tego muszą, badając zakopywane przez miliony lat kości
wielkich gadów.
Cóż
– jak widać paleontologia w wydaniu radzieckiego autora, który sam był
paleontologiem, to nie tylko nauka o przeszłości, ale także taka, która zmierza
ku przyszłości.
To
fascynujące dyskusje o tym, czym powinny się charakteryzować myślące,
inteligentne istoty i dlaczego. Roztrząsane są więc wielkość czaszki, rodzaj
uzębienia, czy ilość i długość kończy, ale także przecież otoczenie, w jakim
mogło dojść do rozwinięcia się tak zaawansowanej technologii, która pozwoliła tajemniczym
kosmicznym przybyszom odwiedzić Ziemię.
Początkowo
gubiłam się trochę, który bohater jest kim, ale szybko udało mi się zaskoczyć.
Jeden fragment trochę mnie znudził – za dużo zaawansowanej fizyki, ale ogółem –
to naprawdę bardzo ciekawa opowieść, która skupia uwagę na fizycznych i
socjologicznych podstawach. „Gwiezdne okręty” traktują również o tym, czy warto
zajmować się gałęzią nauki, która jest w danym momencie niepopularna. Bo
przecież paleontologia w kilka lat po zakończeniu działań wojennych, kiedy
mocarstwa groziły sobie użyciem broni atomowej i rozpoczynała się już powoli
zimna wojna nie mogła być najbardziej obleganą dziedziną wiedzy. I nie była,
stąd młodzi studenci zastanawiają się głęboko, czy nie lepiej byłoby zająć się
fizyką jądrową, która przecież pomoże Związkowi Radzieckiemu w przyszłości –
zamiast grzebać w ziemi i oglądać się za siebie, w daleką przeszłość.
Tak
więc – utwór niedługi, ale ważny, także
bardzo interesujący. Zarówno jeśli chodzi o jego treść, jak i akt, że pokazuje
kierunki, w których zmierzała nauka radziecka w końcu lat czterdziestych oraz…
o czym marzyli ówcześni naukowcy.
Błędów
specjalnych nie znalazłam – historia mocno mnie wciągnęła i nie zwracałam przez
to specjalnej na nie uwagi. Zastanawia natomiast okładka, która jest co
najmniej dziwna – jakoś tak nie pasuje mi zupełnie do tego, co jest w środku.
Cóż- na szczęście nie oceniam książek jedynie po okładce i zdaję sobie również sprawę,
że powojenna Polska miała wówczas większe i znacznie poważniejsze problemy do rozwiązania,
niż szukanie ciekawych grafik do książek, szczególnie fantastyczno-naukowych.
Co
również bardzo interesujące to inicjał znajdujący się na okładce I, a może J.
Przy czym w środku książki znajdziemy literę L. Wyraźne L, w dwóch miejscach
nawet. Iwan Jefremow – tak brzmi imię i nazwisko tego paleontologa i pisarza
powieści sf, którego debiutem były właśnie „Gwiezdne okręty”. Drukarski
chochlik?