Wydawnictwo:
GREG
Oprawa:
miękka
Liczba
stron: 269
Ilustracje:
Lucjan Ławnicki
ISBN:
83-87139-98-X
Powieść
nie nowa i chyba przynajmniej większości doskonale znana. Przynajmniej za moich
czasów – lektura szkolna.
Napisana
przez Stefana Żeromskiego w 1924 roku, ma już prawie 90 lat i… nadal wydaje się
na czasie. Mówi bowiem o sposobach na uzdrowienie Polski. Choć minęło już tyle
lat, a nasz kraj przetrwał nawałnicę drugiej wojny światowej, a następnie
dziesięciolecia w bloku wschodnim, Polska wydaje się ciągle być w okresie
tytułowego przedwiośnia.
Powieść
ta biegnie niejako dwutorowo – z jednej strony oglądamy Polskę i jej wznoszenie
się z klęczek po ponad 120 latach nieistnienia na mapach Europy. Z drugiej zaś
przyglądamy się dojrzewaniu głównego bohatera, Cezarego, który również patrzy
na kraj swych rodziców, do którego dopiero co przybył.
Jest
to jednak przede wszystkim – i nie ma co z tym faktem polemizować – powieść
polityczna. Dzisiaj mamy świadomość, jak rzeczywiście potoczyły się losy II RP,
jakie podjęto decyzje i jakie były ich skutki dla Polaków. Jednak w chwili
pisania powieści, Żeromski oglądał Polskę dopiero co wstającą, rozkwitającą,
nową i świeżą. Szukał dla niej recepty, by znów stała się państwem silnym, a
przede wszystkim takim, w którym ludziom będzie się dobrze żyło.
Ówczesne
przekonania, poglądy i uprzedzenia, koncepcja szklanych domów, obraz polskich
Żydów, Nawłoci i Chłodka – dla nas to jedynie (a może aż) kawałek historii –
dla autora i jego bohatera – codzienność. Możemy dziś dzięki tej powieści zobaczyć
nie tylko, jak miasto i wieś polska w latach dwudziestych poprzedniego stulecia
wyglądały, ale tez jak były widziane przez samych Polaków. To bardzo ciekawe.
Mimo
jednak niesamowitych idei i obrazu Polski chwilę po odzyskaniu niepodległości –
książkę czytało mi się ciężko. Język piękny, choć trudny. Literki małe, męczące,
już nie te oczy, co w liceum. Przede wszystkim jednak czytało się ją wolno z
powodu właściwie braku akcji. Umysł przyzwyczaił się do współczesnej
literatury, gdzie ciągle coś się dzieje. W „Przedwiośniu” akcji jest właściwie
niewiele, a nawet, kiedy coś się już dzieje (czy to rewolucja w Baku, czy
sprzeczka i bijatyka Cezarego o ukochaną) – jest to jakieś takie mało
dynamiczne. Oczywiście – mam pełną świadomość, że dla autora ważniejsze było
przekazanie idei i statycznego obrazu jego kraju w danym momencie, że jest to
powieść polityczna, a nie akcji, jednak i tak trudno mi się pogodzić z tym, że
w tym czasie zdążyłam przeczytać trzy inne książki, tak często musiałam robić
sobie „chwilę oddechu” od – genialnego pod innym kątem – „Przedwiośnia”.
Być
może spowodowane to jest tym, że w pamięci mojej książka ta przez kilkanaście dobrych
lat była idealizowana, ponieważ podobała mi się bardzo w czasach szkoły
średniej. Młoda idealistka, uważająca, że utopijny socjalizm jest lekiem na
każde zło widziała jednak świat w nieco innych (pewnie bardziej czerwonych)
barwach, niż dzisiaj. Bo ani idealistka już nie jestem, ani socjalistką. Choć
rzeczywiście, gdy przypominam sobie założenia utopijnego socjalizmu, znajduję w
nim wiele dobrego. Jednak jestem o te kilkanaście lat starsza i śmiem twierdzić
– mądrzejsza. Doświadczenie i setki tysięcy(o ile nie miliony)stron
przeczytanych od tamtych szkolnych lat sprawiły, że Przedwiośnie” czytane
dzisiaj było bardziej męczarnią, niż przyjemnością i nie wiem, czy kiedykolwiek
jeszcze do niego wrócę.
Książka
z opracowaniem? Jak wspomniałam – była to lektura szkolna, stąd tez taka forma,
a nie inna. Gdzieś u Rodziców jest bardziej ekskluzywne wydanie, ja zajrzałam do
swojego. Znalazłam w nim dwa błędy. Właściwie niewiele, ale jak na opracowanie
dla uczniów – mimo wszystko niedopatrzenie.
Ilustracje?
Nie podobały mi się, burzyły jakoś dostojność tego dzieła, które choć mnie znudziło,
nadal uważam za epokowe i ważne, a także właśnie poważne. Dlatego rysunki pana
Ławnickiego bardziej przeszkadzały, niż pomagały.
Samo
opracowanie lektury (również przeczytałam – z ciekawości, co też autor miał niby
na myśli…) jest rzeczywiście na wysokim poziomie i nie można nic mu zarzucić,
jednak nie polecam tego konkretnie wydania, właśnie z powodu bardzo niewielkiego
druku i – niestety – irytujących ilustracji. Chociaż bez wątpienia – „Przedwiośnie”
trzeba przeczytać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz