Wydawnictwo:
ISKRY
Oprawa:
twarda z obwolutą
Liczba
stron: 228
ISBN:
978-83-244-0108-6
Pół
roku niedawno minęło odkąd przeprowadziłam się z Poznania pod Warszawę. Nie
spodziewałam się, że tak szybko poznam ją od tej mrocznej strony, choć na
szczęście – jedynie literacko.
Książka
Milewskiego to niejako kontynuacja „Intymnego życia niegdysiejszej Warszawy”
(tej książki jeszcze nie czytałam), w której autor skupia się na wszelkich
mętach, złodziejach, oszustach, stręczycielach i innych rzezimieszkach. Cóż i
słowo rzezimieszek zostało przez niego leksykalnie wytłumaczone, bowiem w swej
książce zajmuje się między innymi rozszyfrowywaniem różnych powiedzeń i
terminów używanych w „tym” światku.
Skupia
się autor przede wszystkim na wieku dziewiętnastym i dwudziestym do wybuchu
drugiej wojny światowej. W niektórych miejscach cofa się trochę do wieku XVIII,
a nawet czasem do XVII, jednak to dziewiętnaste stulecie i początek
dwudziestego są najlepiej udokumentowane i im poświęca najwięcej uwagi.
Czytając
„Szemrane towarzystwo niegdysiejszej Warszawy” dowiemy się nie tylko o tym, jak
się w slangu świata przestępczego mówi, ale też jaki obowiązuje w nim kodeks honoru
(bo obowiązuje!), jakie są zasady, a także poznany co niektórych przestępców. Tych
sławniejszych, o których pisały gazety, a ludzie na ulicach szeptali ze strachem
i trwogą, albo śpiewali o nich ballady (sic!).
Autor
odkrywa przed nami ewolucje systemu penitencjarnego, opowiadana o zsyłkach na
Sybir, piętnowaniu więźniów, karaniu cielesnym i moralnym, budowaniu kolejnych
więzień (a wcześniej wież, w których osadzano skazanych). Jeden z rozdziałów
poświęca także… akademiom przestępców, w których to bardzie doświadczeni w
kantowaniu i omijaniu wymiaru sprawiedliwości uczyli tych, którzy byli
doświadczeni mniej.
Wszystko
to jest poparte cytatami z gazet (w szczególności z – jak byśmy dzisiaj
powiedzieli – tabloidowego Kuriera Warszawskiego), rysunkami i kawałami, a
także pamiętnikami tak samych przestępców, jak i przedstawicieli wymiaru
sprawiedliwości. Rysunki i kawały sprawiły mi wielką uciechę, śmiałam się z
nich do łez.
Książka
jest pięknie wydana, nie znalazłam jakichś większych błędów. Twarda oprawa, dobry
papier, ładna Trzcionka. Same plusy. Poza jednymi ego wydawnictwu nie wybaczę –
jak można (???!!!) zapytuję, jak można nie wyjustować tekstu? Każdy
przedszkolak potrafi to dzisiaj wykonać, a wydawnictwo z sześćdziesięcioletnim
stażem wypuściło książkę, której czytanie męczy oczy, które musza biegać po
krzywych linijkach tekstu. Straszne, doprawdy, nieprawdopodobne i tego nie
jestem w stanie ani zrozumieć, ani tolerować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz