Warszawa 2013
Liczba stron:525
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
ISBN: 978-83-280-0839-7
Wałbrzych.
Miasto, którego szczerze nie lubię. Zimno i ciemno. Paskudnie. Jednym
słowem zapowiada się niezbyt optymistycznie. Zresztą nie jestem
ignorantką. wiem przecież, że za tę powieść Bator otrzymała Nike (a dla
tych, co nie wiedzą – napisali to na okładce całkiem sporą czcionką).
Wiem też, jakie książki mają szansę na tę nagrodę. Ciężkie. Trudne.
Inne...
Wałbrzych. Listopad. Zimno, na ulicach już śnieżnie. Stare domy, biedne dzielnice tego i tak niezbyt bogatego miasta, które już dawno przestało się rozwijać. Zaginione dzieci. Tajemnice sprzed lat. Poniemieckie noże... Ciemno, prawie noc, a wokoło czai się zło. Gdzie się nie obejrzysz – w każdej chwili możesz natknąć się na kotołaka.
Wałbrzych, miasto, jakich wiele. Symbol. Do niego po latach wraca Alicja Tabor (zwróćcie uwagę na jej nazwisko, sic!) – teraz dziennikarka największej polskiej gazety, mieszkająca w Warszawie kobieta około czterdziestki. Nazywana przez współpracowników pancernikiem. Niczego się nie lęka. Nic nie jest jest straszne. Przyjechała, by napisać artykuł o zaginionych dzieciach. Czy ktoś się spodziewał, że odnajdzie prawdę o sobie i swojej rodzinie? Alicja Pancernik po przyjeździe do rodzinnego miasta i poniemieckiego domu, w którym przed laty zdarzyła się niejedna tragedia, przemienia się w Alicję-Wielbłądkę. Tak kiedyś nazywała ją starsza siostra. Ewa nie żyje od dawna, a jej tajemnicze samobójstwo cieniem kładzie się na całym życiu Alicji.
Wałbrzych. Listopad. Zimno, na ulicach już śnieżnie. Stare domy, biedne dzielnice tego i tak niezbyt bogatego miasta, które już dawno przestało się rozwijać. Zaginione dzieci. Tajemnice sprzed lat. Poniemieckie noże... Ciemno, prawie noc, a wokoło czai się zło. Gdzie się nie obejrzysz – w każdej chwili możesz natknąć się na kotołaka.
Wałbrzych, miasto, jakich wiele. Symbol. Do niego po latach wraca Alicja Tabor (zwróćcie uwagę na jej nazwisko, sic!) – teraz dziennikarka największej polskiej gazety, mieszkająca w Warszawie kobieta około czterdziestki. Nazywana przez współpracowników pancernikiem. Niczego się nie lęka. Nic nie jest jest straszne. Przyjechała, by napisać artykuł o zaginionych dzieciach. Czy ktoś się spodziewał, że odnajdzie prawdę o sobie i swojej rodzinie? Alicja Pancernik po przyjeździe do rodzinnego miasta i poniemieckiego domu, w którym przed laty zdarzyła się niejedna tragedia, przemienia się w Alicję-Wielbłądkę. Tak kiedyś nazywała ją starsza siostra. Ewa nie żyje od dawna, a jej tajemnicze samobójstwo cieniem kładzie się na całym życiu Alicji.
"Ciemno, prawie noc" to niesamowita galeria barwnych postaci. Choć barwy ich w większości ograniczają się do różnych odcieni szarości i chyba jedynie czerwone Relaksy jednej z kociar, rude włosy Celestyny i kanarkowy płaszczyk po nastoletniej Ewie są dowodem na to, że w Wałbrzychu kolory mają jeszcze prawo istnieć. Nie sposób wymazać z pamięci pana Alberta nigdy niezdejmującego z głowy zdartej, zniszczonej pilotki (gdzieś w połowie powieści dowiemy się, dlaczego ją nosi). Trudno zapomnieć o straszliwym Adalbercie i jego matce, Gertrud, która wszystkim wydawała się silna, a najbardziej bała się własnego dziecka. Po prostu nie da się wciąż (skończyłam jakiś tydzień temu) nie myśleć o Annie Lipiec – matce Alicji i Ewy, albo o ich ojcu – wiecznym marzycielu, którzy wierzył, że odnajdzie wielkie skarby ukryte w podziemiach zamku Książ i dzięki temu zapewni szczęście swej rodzinie. Czy można zapomnieć o okrutnym losie, który spotkał...? Nie, rozpędziłam się, a chcę, byście odkrywali te postaci powolutku, tak jak przedstawia je Bator, tak jak poznawałam je ja.
"Ciemno, prawie noc" to powieść wielowątkowa. Choć nawet to słowo nie oddaje całej złożoności fabuły. Zaginięcie "niepotrzebnej nikomu" Andżeliki, ukochanego wnusia – Patryka i sierotki Kalinki to tylko jeden z wątków tej niesamowitej historii, która uwięzi Was w mrocznym, pełnym czającego się zła i wydobywającej się ze szpar ektoplazmy świecie. Opowieść o pojawieniu się samozwańczych proroków – Jana Kołka i Jerzego Łabędzia jest kolejną i trzeba przyznać, bardzo dobrze oddającą realia polskiej zaściankowości. Świat pełen nienawiści i zawiści, kompletnego braku tolerancji, obrzucania się błotem, obrażania cudzych uczuć, nienawiści rasowej i kulturowej, bluzgi. Tak, bluzgi to odpowiednie słowo choćby dlatego, że trzykrotnie użyła go Autorka w tytułach rozdziałów. I choć te rozdziały są niesamowite, choć mówią wiele prawdy, choć w dużej mierze są głosem nowoczesnego społeczeństwa XXI wieku (są to zapisy "rozmów" na czacie) to muszę przyznać, że moim zdaniem były najsłabszą częścią książki. Męczyłam się przy lekturze tych kilkudziesięciu stron. Męczyłam straszliwie, a jednak nie mogłam sobie darować czytania dalej, bo przecież tak wiele się dzisiaj dzieje w świecie wirtualnym. Prawda w oczy kole...
Zestawienie kociar (najwspanialzych i najczystszych dusz w ludzkich ciałach) i kotołaków, Matki Boskiej Bolesnej i kazirodztwa, gwałtów na dzieciach, przemocy domowej. Silnej, nowoczesnej kobiety i wystraszonego dziecka, którym niegdyś była. Wszystko to wplata Autorka w opowieść o istocie dobra i istocie zła. W tym świecie pełnym szarości znajduje się miejsce dla wszystkich. Kiedyć wystarczało go nawet dla barwnych i roztańczonych Cyganów. Dzisiaj i oni się zdegradowali i mieszkają w ruderach biednej dzielnicy, co jakiś czas biorąc udział w miejskich burdach. Jak zauważa pan Albert – o Cyganach nikt nie mówi, nikt nie pamięta, nikt nie pyta, gdzie się podziali. Nikt nie stawia pomników tym, którzy ich w czasie wojny ratowali. Żydom pozostał przynajmniej głos, Cyganie nie mają już niczego.
Mnóstwo trudnych tematów podjęła Bator w tej powieści. Ujęła je w ramy, próbowała okiełznać, choć przecież zło czai się zawsze za rogiem. A może... może siedzi pod podłogą? W każdym razie okiełznać je nie jest łatwo. Czy Autorce się udało? Przeczytajcie i przekonajcie się sami.
"Ciemno, prawie noc" to powieść wielowątkowa. Choć nawet to słowo nie oddaje całej złożoności fabuły. Zaginięcie "niepotrzebnej nikomu" Andżeliki, ukochanego wnusia – Patryka i sierotki Kalinki to tylko jeden z wątków tej niesamowitej historii, która uwięzi Was w mrocznym, pełnym czającego się zła i wydobywającej się ze szpar ektoplazmy świecie. Opowieść o pojawieniu się samozwańczych proroków – Jana Kołka i Jerzego Łabędzia jest kolejną i trzeba przyznać, bardzo dobrze oddającą realia polskiej zaściankowości. Świat pełen nienawiści i zawiści, kompletnego braku tolerancji, obrzucania się błotem, obrażania cudzych uczuć, nienawiści rasowej i kulturowej, bluzgi. Tak, bluzgi to odpowiednie słowo choćby dlatego, że trzykrotnie użyła go Autorka w tytułach rozdziałów. I choć te rozdziały są niesamowite, choć mówią wiele prawdy, choć w dużej mierze są głosem nowoczesnego społeczeństwa XXI wieku (są to zapisy "rozmów" na czacie) to muszę przyznać, że moim zdaniem były najsłabszą częścią książki. Męczyłam się przy lekturze tych kilkudziesięciu stron. Męczyłam straszliwie, a jednak nie mogłam sobie darować czytania dalej, bo przecież tak wiele się dzisiaj dzieje w świecie wirtualnym. Prawda w oczy kole...
Zestawienie kociar (najwspanialzych i najczystszych dusz w ludzkich ciałach) i kotołaków, Matki Boskiej Bolesnej i kazirodztwa, gwałtów na dzieciach, przemocy domowej. Silnej, nowoczesnej kobiety i wystraszonego dziecka, którym niegdyś była. Wszystko to wplata Autorka w opowieść o istocie dobra i istocie zła. W tym świecie pełnym szarości znajduje się miejsce dla wszystkich. Kiedyć wystarczało go nawet dla barwnych i roztańczonych Cyganów. Dzisiaj i oni się zdegradowali i mieszkają w ruderach biednej dzielnicy, co jakiś czas biorąc udział w miejskich burdach. Jak zauważa pan Albert – o Cyganach nikt nie mówi, nikt nie pamięta, nikt nie pyta, gdzie się podziali. Nikt nie stawia pomników tym, którzy ich w czasie wojny ratowali. Żydom pozostał przynajmniej głos, Cyganie nie mają już niczego.
Mnóstwo trudnych tematów podjęła Bator w tej powieści. Ujęła je w ramy, próbowała okiełznać, choć przecież zło czai się zawsze za rogiem. A może... może siedzi pod podłogą? W każdym razie okiełznać je nie jest łatwo. Czy Autorce się udało? Przeczytajcie i przekonajcie się sami.
Okrutność w warstwie fabularnej łączy się tu z magią języka. Bo język, jakim posługuje się Autorka zasługuje na wielką pochwałę. Choć nie przypadły mi do gustu te słowa-zdania, których na początku całkiem sporo (na szczęście dalej jest ich coraz mniej), to trzeba przyznać, że pomysł miała Bator rewelacyjny. Czyż nie mówimy tak właśnie? Czy może jednak słyszycie w swoich wypowiedziach wyraźne pauzy? W każdym razie, pomijając ten zabieg – posługuje się językiem pięknym i naprawdę literackim. To nie jakiś tam pisarz, to prawdziwy "Pisarz". Natomiast słowotwórstwo w postaci języka kociar to po prostu majstersztyk. Wielkie gratulacje. Choćby i za to należałoby powieść nagrodzić. A że treściowo książka jest naprawdę głęboka i porusza niezmiernie ważne tematy – Nike wcale nie dziwi.
Wydanie? Kilka małych literówek, które nie zwracają szczególnej uwagi. Można by je właściwie pominąć milczeniem. Klimatyczna okładka, od której wieje chłodem wałbrzyskiej później jesieni. Szczególnie w porównaniu z wcześniejszą wersją – ta okładka robi bardzo dobre wrażenie. Nie napiszę, że pozytywne, wszak jest ono (i ma być) raczej depresyjne i trochę straszne, jak cała powieść. W każdym razie wydawnictwo spisało się naprawdę dobrze.
Autorka sama przyznaje, że po lekturze jej powieści można sobie strzelić w łeb. Można... Choć lepiej, byście tego nie robili. Nie chcę Was mieć na sumieniu – wszak polecam tę książkę. Lojalnie jednak uprzedzam, że za skutki lektury nie ponoszę odpowiedzialności .
Autorka sama przyznaje, że po lekturze jej powieści można sobie strzelić w łeb. Można... Choć lepiej, byście tego nie robili. Nie chcę Was mieć na sumieniu – wszak polecam tę książkę. Lojalnie jednak uprzedzam, że za skutki lektury nie ponoszę odpowiedzialności .
Nie
byłam przekonana do tej książki. Nie byłam pewna, czy chcę ją
przeczytać. Obawiałam się trochę, że mi się nie spodoba, a przecież
wypada, by książki, które zyskały tak ważną nagrodę... Ble, ble, ble.
Pożyczyłam, przeczytałam, nigdy nie będę żałowała. Choć na razie po
wcześniejsze powieści Bator nie sięgam. Mam kaca po "Ciemno, prawie noc"
i długo się z niego nie wyleczę.
Książka przeczytana w ramach Wyzwania