Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Poznań 2015
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 278
ISBN: 978-83-7785-630-7
"Esesman i Żydówka" to jedna z tych książek, na które czekałam z niecierpliwością od chwili, gdy ukazała się informacja o nadchodzącej premierze. Choć o Autorce wcześniej nie słyszałam, to tytuł, krótki opis i okładka sprawiły, że zapragnęłam tę książkę z całych sił. Czy otrzymałam to, na co liczyłam? Owszem. Śmiem nawet stwierdzić, że więcej.
Powieść pochłonęłam jednego dnia, co jest niemałym wyczynem, gdy zważyć na jej niemalże 300 stron. Nie dało się jednak oderwać od tej historii.
To jedna z tych książek, które poza interesującą fabułą mają również ciekawych bohaterów i charakteryzują się niezbyt często spotykaną narracją. Bowiem poza trzecioosobowym narratorem, który opowiada mniej więcej połowę wydarzeń, czytelnik poznaje historię również oczami Debory i Brunona, czyli tytułowych Żydówki i esesmana. W pewnym momencie do ich listów dołącza również krótka korespondencja pomiędzy Deborą i jej narzeczonym Dawidem.
Spotkali się w naprawdę złych okolicznościach. Ona wyskoczyła z pociągu, który wiózł ją do Auschwitz. On znalazł ją w lesie. Powinien był zastrzelić i poszukiwać pozostałych zbiegów, jeśli tacy byli. Ona nie miała już siły uciekać. Czekała na strzał, który nie nastąpił. On bowiem rozpoznał w niej sanitariuszkę, która we wrześniu '39 uratowała mu nogę, a pewnie i życie. Spotkali się w bardzo złym momencie, w niesprzyjających miłości okolicznościach wojennych. Gdyby jednak nie wojna, prawdopodobnie nie spotkaliby się nigdy.
Czas mija, drogi Debory i Brunona łączą się. Wzajemnie ratują się z opresji, ale każde z nich wie, że jeśli ich znajomość wyjdzie na jaw, to czeka ich z pewnością śmierć. Każde z nich jest niebezpieczne dla tego drugiego. Jednak coś wciąż ich ku sobie ciągnie. Choć Kraków jest miastem dużym, a oni się nie poszukują, to w różnych sytuacjach na siebie po prostu "wpadają". Aż pewnego dnia muszą podjąć naprawdę niebezpieczną grę i zacząć udawać zakochaną parę. Z początku raczej z przymusu sytuacji. Odkryją jednak, że czują do siebie znacznie więcej, niżby chcieli i mogli przyznać. Znacznie więcej, niż powinni do siebie czuć kat i ofiara. Bo takie właśnie role napisał im wojenny los. Czy z losem natomiast można walczyć?
Połowa powieści dzieje się w trakcie wojny, druga część niedługo po jej zakończeniu. Choć początkowo wydaje się, że wojenne losy rozrywają czytelnikowi serce, że ocalenie Debory przed nieuniknioną śmiercią, że uczucie, jakim obdarzyła swego potencjalnego oprawcę, że całe to okrucieństwo niemieckich najeźdźców jest już ponad jego siły, że nie da się już bardziej wzruszyć... Justyna Wydra go zaskakuje. Nagłe i niespodziewane szczęście – wolna Polska, odzyskana młodzieńcza miłość, perspektywy na szczęście i bezpieczeństwo. Wspaniałe chwile w Gliwicach. Kilka tygodni, zaledwie miesiąc. Kruche momenty, które roztrzaskają się o więzienną posadzkę. A później akcja przyspieszy jeszcze bardziej. Powiedzie nas przez gliwickie katownie podległe sowieckim "wyzwolicielom", poprzez sądową salę, z której każdy Niemiec wychodzi z wyrokiem śmierci i poprzez wspomnienia obozu koncentracyjnego, by w końcu ukazać ruiny zniszczonego przez Aliantów Berlina i błogiego Schwarzwaldu.
Autorka biegle operuje językiem, stopniując napięcie nie tylko poprzez użycie odpowiednich wyrażeń, ale również sprawną żonglerkę czasem narracji. Użycie czasu teraźniejszego sprawia, że sceny w ten sposób napisane lepiej oddają emocje chwili, powodują większe zaangażowanie czytelnika, odczuwanie bliskości w stosunku do bohaterów. Czytając te fragmenty miałam wrażenie, jakbym znów miała w rękach "Kamienie na szaniec". Tak, Justyna Wydra w wielu momentach przypominała mi niezrównanego Aleksandra Kamińskiego i chwała jej za to. Jest nadzieja wśród młodych polskich pisarzy.
Wojna kojarzy nam się ze spustoszeniem i utratą. Debora straciła dom, rodziców, siostrę, zdecydowaną większość znajomych. Wielokrotnie pakowała swój niewielki dobytek do jednej sfatygowanej walizki, choć pamiętała, że kiedyś mieszkała w bogatym domu, którym na proszonych obiadach bywała śmietanka towarzyska i artystyczna Wilna. Straciła to wszystko bezpowrotnie i rany w jej sercu prawdopodobnie nigdy się nie zagoiły. Bruno wstąpił do SS z własnej woli, choć raczej bardziej na przekór matce i bratu, niż dlatego, że głęboko wierzył w idee głoszone przez Hitlera. Wiedział jednak doskonale, że na jego rękach wiele jest polskiej krwi. Mimo tych jasno napisanych ról: on – oprawca, kat i ona – ofiara zapałali do siebie miłością. Miłością ciężką, niepewną, pełną wyrzeczeń, niebezpieczną, niezrozumiałą dla otoczenia, w końcu okupioną czyimś nieszczęściem. Czy w powojennej Europie znajdzie się dla takiej miłości miejsce, czy jest ona z góry skazana na niepowodzenie?
Powieść Wydry nie jest zwykłym romansidłem z historią w tle. To mądra opowieść, po przeczytaniu której człowiek zadaje sobie całe mnóstwo ważnych pytań. Zresztą zadaje je sobie już w trakcie lektury.
Piękny język, barwna fabuła, ciekawe postaci, których psychologiczny portret Autorka prezentuje z dużym kunsztem, zabawy formą – wszystko to sprawia, że "Esesman i Żydówka" to powieść, obok której nie można przejść obojętnie. Dobra korekta i redakcja oraz ciekawa, przyciągająca wzrok okładka dopełniają dzieła.
Czy mam jakieś zastrzeżenia? Nie rozumiem, dlaczego Autorka używa wyrażenia "esesowskie" zamiast "esesmańskie". Dopiero za którymś razem do mnie dotarło, o co jej chodzi. Druga sprawa – piękna okładka, która urzekła mnie dosłownie od pierwszej sekundy i na którą wciąż nie mogę się napatrzeć ma jednak błąd. Dlaczegóż to tytułowy esesman, bo wnioskuję, że to on stoi do nas plecami, ma zielony mundur zamiast czarnego? Poza tymi dwoma przytykami wynikającymi chyba z mojego czepialstwa – powieść jest po prostu wyśmienita i gorąco ją polecam.
Książkę przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Zysk i S-ka
Książka przeczytana w ramach Wyzwania:
Książka przeczytana w ramach Wyzwania: