Fragment mojej recenzji został umieszczony na okładce powieści "Skazaniec. Z bestią w sercu" Krzysztofa Spadło


Moja recenzja została zamieszczona na okładce powieści "Wojownicy. Odwet Wysokiej Gwiazdy" Erin Hunter

Fragment mojej recenzji „Korony śniegu i krwi” został umieszczony na okładce powieści Elżbiety Cherezińskiej – "Niewidzialna korona"

poniedziałek, 24 lutego 2014

Diuna. Dżihad Butleriański – Brian Herbert, Kevin J. Anderson

Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Poznań 2008
Cykl: Legendy Diuny, Część I
Oprawa: twarda z obwolutą
Liczba stron: 695
Przekład (z angielskiego): Andrzej Jankowski
Tytuł oryginału: Dune: The Butlerian Jihad
Ilustracje: Wojciech Siudmak
ISBN: 978-83-7510-099-0




Trudno zacząć recenzję książki, o której ma się tyle do powiedzenia. Myśli krążą po głowie i nie chcą się ułożyć w logiczną całość. Bo od czego zacząć? To podstawowe pytanie. Od "Diuny" Franka Herberta? Zdawałoby się logiczne, bo przecież "Dżihad..." jest prequelem. Można go czytać jako pierwszy, bo w świecie Diuny akcja w nim opisana jest najstarsza. Jednak nie sposób ciągle nie porównywać, nie wracać myślami do "oryginalnego" sześcioksięgu. Albo i choćby do napisanych wcześniej przez Briana i Kevina "Rodów...". Może jednak powinnam opuścić wszystko to, zresetować się i podejść do tematu, jakby to była pierwsza powieść ze świata? Wprowadzić Was do niej, jakbyście nigdy wcześniej się nie spotkali się z pustynną planetą, która jest centrum Duniversum... Nie, nie da się tak. Choćby dlatego, że tak ważne jest właśnie to, iż "Dżihad..." jest częścią Duniversum. Nie tylko preludium do, jest częścią, która moim zdaniem świetnie wpisuje się w całość, częścią, którą wszyscy fani "Diuny" powinni poznać. Nie zgodzę się z niektórymi ortodoksyjnymi czytelnikami, że "Legendy Diuny" niewiele mają wspólnego z "Kronikami Diuny" Franka Herberta. Zarówno "Legendy...", jak i "Rody..." (a teraz także "Wielkie Szkoły Diuny" i "Bohaterowie Diuny" oraz zakończenie serii) pióra Briana i Kevina tworzą spójną całość. Dzięki nim lepiej możemy zrozumieć to, co Wielki Mistrz Frank chciał nam powiedzieć. Osobiście bardzo się cieszę, że ktoś kontynuuje jego dzieło (bo to nie praca, to dzieło). Przejdźmy jednak do meritum, czyli "Dżihadu Butleriańskiego".
Dlaczego Dżihad, dlaczego Butleriański? Pierwsze pytania, które mogą się nasunąć. Bo choć o nim wspominano w samej "Diunie", bo choć nazwa padała i mówiono, o co w nim chodziło, nie do końca można było się dowiedzieć, co kryje się pod tą nazwą. Teraz więc mamy szansę, by odkryć rąbek tajemnicy. Dżihad czyli święta wojna. W tym wypadku tocząca się między ludźmi a myślącymi maszynami (do czego za chwilę powrócę). Butleriański? Ponieważ iskierką wzniecająca wielki płomień, zagrzewająca do walki była Serena Butler, a symbolem wojowników o wolność jej niespełna roczny synek Manion, który został zamordowany przez myślące maszyny (szczegółów nie zamierzam Wam zdradzać). Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na Samuela Butlera, angielskiego pisarza, który już w połowie XIX wieku przestrzegał przed tworzeniem maszyn na ludzkie podobieństwo.
Miejsce akcji? Cały Wszechświat? Pewnie nie cały, bo choćby Hekate gdzieś uciekła i nikt nie wie, gdzie. Jednak bez wątpienia cały Znany Wszechświat. Wszechświat, który został podzielony jak gdyby na trzy: na Zsynchronizowanych Planetach rządzą myślące maszyny, na Światach Ligi – wolni ludzie, którzy zrzeszyli się i starają się sobie wzajemnie pomagać i chronić się przed Omniusem (o nim już za chwilkę), a na Niezrzeszonych Planetach również ludzie, choć często dzicy, nieprzychylni obcym, w dużej mierze zenszyici i zensunnici (o tych też za moment), którzy w kluczowym momencie historii uciekli, odżegnując się od znanego świata, a teraz "muszą" spłacić swój dług, często jako niewolnicy na innych planetach.
Zaczynając jednak od początku... Akcja dzieje się jakieś 11 tysięcy lat przed wydarzeniami opisanymi w "Diunie" (tam rok 10191 Ery Gildii, która jeszcze nie powstała w "Dzihadzie..."). Jednak historia ta ma zaczątki znacznie wcześniej, około 1100 lat wcześniej, by być dokładnym. Ludzie zrobili się gnuśni i leniwi. chcieli się bawić, czerpać z życia, nie pracować. Wszystkie zadania, które mogli oddali maszynom, a sami po prostu żyli. Z tym, że z czasem to życie traciło sens, stawało się zwykłą, nudną egzystencją. Grupka młodych ludzi zbuntowała się i postanowiła obalić rządy i wziąć sprawy w swoje ręce. Tak powstali Tytani. By skutki ich działań były długofalowe, postanowili pozbyć się swoich ciał i mózgi umieścili w mechanicznych powłokach. Mogli je do woli zmieniać, co pozwoliło im przetrwać setki lat. gdzie więc nastąpił błąd? Cóż, człowiek, nawet w metalicznym ciele jest stworzeniem omylnym. Jedna chwila wystarczyła, by niechcący oddali całą władzę wielkiemu komputerowemu mózgowi, którego stworzyli... Omnius zapanował, a Tytani stali się jego poddanymi. I choć nie może ich zabić, wykorzystuje ich do swych celów. A celem nadrzędnym jest zdobycie wszystkich światów i zniszczenie ludzkości...
Tak dochodzimy do chwili teraźniejszej, czyli miesięcy tuż przed wybuchem wielkiego Dżihadu. Poznajemy nie tylko Tytanów, Omniusa i niezależnego robota Erazma, który będzie miał w całej akcji olbrzymie znaczenie. Poznajemy też i ludzi: Serenę Butler i jej ojca, wicekróla Ligi Sprawiedliwych, Maniona Butlera. Xaviera Harkonnena, wojskowego, który kocha Serenę całym sercem i planuje z nią wspólne życie. Poznajemy wspaniałą, silną, złośliwą i wywyższającą się Czarodziejkę z Rossaka, Zufę Cenvę, jej partnera życiowego Aureliusza Venporta i Normę, jej córkę, która jest genialnym matematykiem, niedocenianym przez matkę i poszukującym sensu swego talentu. Spotkamy na swej drodze łowcę niewolników i handlarza organami, Tuka Keedaira i Selima, który dosiądzie wielkiego Szej-huluda. Vor Atryda może początkowo budzić dużą niechęć, a fanów "Diuny" zszokować, chociaż potrafi wzbudzić sympatię. Poza nimi jeszcze cała galeria różnych postaci. Ot, choćby wielki uczony Tio Holzman, tytan Agamemnon, kogitor Eklo... Nie będziecie się nudzić.
Jak i w oryginalnej "Diunie" wątków tu co niemiara. Niewprawiony czytelnik może się początkowo trochę gubić, choć myślę, że szybko odnajdzie właściwą drogę. W każdym razie to bogactwo światów jest olbrzymim plusem powieści. Każda przedstawiona planeta jest inna, bo nie tylko inną ma budowę, florę i faunę, ale i społeczeństwo. Liga Szlachetnych bowiem uważa na to, by każdy planetarny rząd mógł rządzić według własnych praw. To dodaje wszystkiemu smaczku, powodując liczne dyskusje, kłótnie i nieporozumienia. Bo gdy na jednym świecie ponad wszystko szanuje się wolność jednostki, a na drugim gospodarka opiera się na niewolnictwie, nie sposób po prostu dojść do porozumienia. I jak słusznie zauważają niewolnicy – jaka jest różnica pomiędzy niewolą u myślących maszyn, a tą u ludzi? W "Dzihadzie..." znajdziemy wiele takich uniwersalnych zagadnień i mądrych pytań.
Klasycznie już, jak w "Kronikach diuny" Franka Herberta, rozdziały zaczynają się od epigrafów. Czasami mają one coś wspólnego z konkretnym rozdziałem, czasami nie, zawsze jednak są to mądre zdania, nad którymi warto się choćby chwilę zatrzymać.
Minusy? Nie do końca podoba mi się obraz ludzi pustyni, mieszkańców Arrakis. Fremeni zawsze zdawali się honorowymi ludźmi, a ci tutaj... Pozostaje mały niesmak. Plusy? Och, dużo ich. Przede wszystkim chyba kogitorzy. Genialni, oddający się dumaniu przez wielki, a jednak... Jednak tak oddzieleni od otoczenia, od współczesności, od tego, co się dzieje tu i teraz, że zastanawia aż, jak mogli komukolwiek doradzać. W każdym razie kogitorzy są bardzo ciekawi.
W odróżnieniu od świata opisanego w "Rodach..." Autorzy wykreowali tym razem zupełnie nowy świat. Nie korzystali z bohaterów znanych i lubianych (bądź nielubianych), których stworzył Frank Herbert. "Dżihad Butleriański" to nowa powieść, nowy świat. Na upartego można by ją czytać zupełnie osobno, bez znajomości "Diuny", choć... taki czytelnik stracił by naprawdę dużo...
Ciekawe są stawiane przez bohaterów pytania, które zmuszają nas poniekąd, by zastanowić się nad tym, w którym momencie dziejów jesteśmy. Jak blisko nam do stworzenia Omniusa, czy wykreowania Tytanów? A także nad tym, jaka jest relacja pomiędzy Bogiem – Człowiekiem – Myślącą Maszyną.
Podsumowując samą powieść jest tu wielu bohaterów, którzy zapadają w pamięć, wartka akcja, głęboka filozofia (tylko trzeba chcieć jej poszukać). Kiedy do tego wszystkiego dodamy fantastyczną pracę, którą wykonał REBIS... Mamy naprawdę nietuzinkowa pozycję. Gruby papier, elegancka czcionka, złota oprawa, piękna obwoluta, a w środku prace samego Mistrza, Wojciecha Siudmaka. Czy można chcieć więcej? Można... chcieć przeczytać kolejne tomy. Polecam gorąco!


Brian Herbert i Kevin J. Andersona na Dune Fairytales:
 
Kevin J. Andersona na Dune Fairytales:
Książka przeczytana w ramach Wyzwania


Książka przeczytana w ramach Wyzwania


2 komentarze:

  1. Nie nazwał bym tego książką tylko arcydziełem. Tak samo jak Saga Roboty Asimova tak samo to jest już doskonałe samo w sobie. Jeśli czyta się zgodnie z chronologią.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Robotów" jeszcze nie znam, ale zaczynam poznawać "Fundację" :)

    OdpowiedzUsuń