Powieść już nie nowa przecież – wydana po raz pierwszy w 1895 roku – zdaje się być ponadczasowa. Ośmielę się nawet napisać, że w obecnej chwili stała się jeszcze bardziej aktualna.
Przyznaję, iż długo wahałam się nad jej przeczytaniem – cieszę się jednak, że to w końcu zrobiłam. Nie liczyłam na wiele – historia już znana z filmów, stara, wydawała mi się nieco oklepana. Mile się zaskoczyłam. Znów przypomniano mi, że filmy nie mają wiele wspólnego ze swymi literackimi pierwowzorami. Niemal w 100% udało mi się obecnie wymazać z pamięci to, co kilka lat temu widziałam na małym ekranie. Pamiętam jedynie, że wówczas myślałam o tej powieści, jako trochę utopijnej. Nic bardziej mylnego – jest absolutnie antyutopijna!
Otóż główny bohater – którego imienia nigdy nie jest nam dane poznać, co jeszcze wzmacnia zainteresowanie – wyrusza w przyszłość do roku…802701! Spędza tam około tygodnia i próbuje poznać zwyczaje i historię potomków ludzkości (a także odzyskać skradzioną machinę, bez której nie może wrócić do dziewiętnastowiecznej Anglii). Powoli przekonuje się, że jego początkowa wizja jest całkowicie mylna. Piękni Ejolowie okazują się rasą bezmyślną i gnuśną – spędzają dni na wygrzewaniu się w słońcu i odpoczywaniu. Wieczorami balują. W pierwszej chwili wydają się cudowni, gdy jednak Podróżnik w Czasie będzie miał wątpliwą przyjemność poznania drugiego gatunku – Morloków, jego wizja się zmieni.
Przerażenie, które go ogarnia, gdy widzi w podziemiach straszliwe stwory, niewiele już przypominające ludzi, ewoluuje w stronę – ostrożnej – ciekawości. Bohater myśli, że Ejolowie wykorzystują Morloków, by móc wygodnie żyć. Okazuje się jednak, że rozkład sił na tej Ziemi przyszłości jest inny, niżby się mogło wydawać.
Po powrocie do domu Podróżnik w Czasie nie potrafi już żyć z dnia na dzień, mając w pamięci – niezbyt obiecującą – przyszłość swego gatunku. Wyrusza w kolejną podróż, jednak nie jest nam dane poznać tych przygód, ponieważ powieść się urywa.
Co mnie zadziwiło? W „Wehikule czasu” to nie piękni z wyższych sfer są u władzy. Siłą jest tutaj strach. To trochę inne podejście, niż w wielu książkach fantastycznych. A przecież nie jest to powieść, która ma na celu siać pesymizm. W końcu do tego roku, do którego trafił nasz Bohater – upłynie w rzekach jeszcze wiele wody. Mamy przed sobą długie tysiąclecia, a przecież należy pamiętać, że samo jego opowiadanie o przyszłości zmieniło jego znajomych. Tak więc – nie ma czegoś takiego, jak przeznaczenie ludzkości – możemy uniknąć losu Ejolów – wszystko zależy od nas. Książka ma pozytywny wydźwięk i daje sporo do myślenia.
Czasami przypominała mi również troszkę „Mroczne materie” P. Pullmana – oczywiście zdaję sobie sprawę, że jest raczej odwrotnie ;)
Przyznaję, iż długo wahałam się nad jej przeczytaniem – cieszę się jednak, że to w końcu zrobiłam. Nie liczyłam na wiele – historia już znana z filmów, stara, wydawała mi się nieco oklepana. Mile się zaskoczyłam. Znów przypomniano mi, że filmy nie mają wiele wspólnego ze swymi literackimi pierwowzorami. Niemal w 100% udało mi się obecnie wymazać z pamięci to, co kilka lat temu widziałam na małym ekranie. Pamiętam jedynie, że wówczas myślałam o tej powieści, jako trochę utopijnej. Nic bardziej mylnego – jest absolutnie antyutopijna!
Otóż główny bohater – którego imienia nigdy nie jest nam dane poznać, co jeszcze wzmacnia zainteresowanie – wyrusza w przyszłość do roku…802701! Spędza tam około tygodnia i próbuje poznać zwyczaje i historię potomków ludzkości (a także odzyskać skradzioną machinę, bez której nie może wrócić do dziewiętnastowiecznej Anglii). Powoli przekonuje się, że jego początkowa wizja jest całkowicie mylna. Piękni Ejolowie okazują się rasą bezmyślną i gnuśną – spędzają dni na wygrzewaniu się w słońcu i odpoczywaniu. Wieczorami balują. W pierwszej chwili wydają się cudowni, gdy jednak Podróżnik w Czasie będzie miał wątpliwą przyjemność poznania drugiego gatunku – Morloków, jego wizja się zmieni.
Przerażenie, które go ogarnia, gdy widzi w podziemiach straszliwe stwory, niewiele już przypominające ludzi, ewoluuje w stronę – ostrożnej – ciekawości. Bohater myśli, że Ejolowie wykorzystują Morloków, by móc wygodnie żyć. Okazuje się jednak, że rozkład sił na tej Ziemi przyszłości jest inny, niżby się mogło wydawać.
Po powrocie do domu Podróżnik w Czasie nie potrafi już żyć z dnia na dzień, mając w pamięci – niezbyt obiecującą – przyszłość swego gatunku. Wyrusza w kolejną podróż, jednak nie jest nam dane poznać tych przygód, ponieważ powieść się urywa.
Co mnie zadziwiło? W „Wehikule czasu” to nie piękni z wyższych sfer są u władzy. Siłą jest tutaj strach. To trochę inne podejście, niż w wielu książkach fantastycznych. A przecież nie jest to powieść, która ma na celu siać pesymizm. W końcu do tego roku, do którego trafił nasz Bohater – upłynie w rzekach jeszcze wiele wody. Mamy przed sobą długie tysiąclecia, a przecież należy pamiętać, że samo jego opowiadanie o przyszłości zmieniło jego znajomych. Tak więc – nie ma czegoś takiego, jak przeznaczenie ludzkości – możemy uniknąć losu Ejolów – wszystko zależy od nas. Książka ma pozytywny wydźwięk i daje sporo do myślenia.
Czasami przypominała mi również troszkę „Mroczne materie” P. Pullmana – oczywiście zdaję sobie sprawę, że jest raczej odwrotnie ;)
Och, "Wehikuł Czasu" mnie zachwycił. I to fakt, nic wspólnego z filmami nie mają. Jeszcze tamta ekranizacja z lat sześćdziesiątych tyle o ile trzyma się kupy, ale też bez przesady.
OdpowiedzUsuńChoć mnie bardziej chyba poruszyła pod sam koniec wizyta Podróżnika w tych ostatnich chwilach istnienia Ziemi, tuż przed eksplozją Słońca... To było coś niesamowitego. o.O
Ale Wells generalnie - w mojej opinii - to geniusz. :) Jego "Wojna Światów" też jest cudna. :) Facet tak przewidujący, tak mądry - aż dziw, że on to pisał w XIX wieku! Gdzieś u siebie też go recenzowałam... Dawno, dawno temu. xD
Fajnie, że inni wciąż go czytają. :) Dobrze by było, żeby "Wehikuł Czasu" nie był znany wyłącznie z durnowatej adaptacji. ;)
Cóż, "Wehikuł..." mnie zachwycił, ale "Wojna światów" zawiodła...
OdpowiedzUsuń