Wydawnictwo: Fronda
Warszawa 2014
Oprawa: miękka
Liczba stron:296
ISSN: 1231-6474
Uczyli mnie od dziecka, by nie sądzić książki po okładce. Analogicznie, przysłowie to dotyczy również czasopism. Cóż... jednak czasami ciężko. Choć okładka "Frondy Lux" dotyka tematu przewodniego tego numeru, czyli gender, moim zdaniem jest nieudana. Sugeruje – w moim, bardzo subiektywnym, może trochę przeczulonym, może nieco zbyt sztywnym odczuciu – że poruszony temat zostanie w jakiś sposób wyśmiany, być może zamiast mądrych argumentów i jakiejś debaty, czytelnik zostanie zasypany tekstami na niskim poziomie, takim, jaki przedstawia właśnie umieszczone na okładce zdjęcie. Szkoda, ponieważ środek okazuje się utrzymywać nie tylko na niezłym, ale wręcz na bardzo wysokim poziomie. Pierwszy minus zatem za okładkę. Przejdźmy do kolejnych punktów programu.
Jako, że to pierwszy numer magazynu, który trafił w moje ręce, trudno mi stwierdzić, czy nowa forma kwartalnika bardzo odbiega od tego, do czego czytelnicy od dawien dawna przywykli. Z pewnością dużym plusem jest format "Frondy Lux" – poręczna, nieduża książka licząca sobie niemal 300 stron. Zmieści się w damskiej torebce, w plecaku, czy nawet pod pachą, a powiewający wiosenny wiaterek nie przeszkodzi nam zbytnio w lekturze. Z tym, że nie wiem, jak to wyglądało wcześniej. W każdym razie lubię pisma, które mają taki format, zamiast klasycznego, powiedzmy A4 plus.
Kwartalnik podzielony jest na dziewięć części. Jak już wspomniałam tematem tego numeru jest gender. I tu, muszę przyznać, niespodzianka. Obawiałam się trochę tych tekstów, tym bardziej, kiedy patrzyłam na okładkę. Tymczasem okazały się bardzo dobre i przeczytałam je od deski do deski. Na moją szczególną uwagę zwróciły dwa z nich: "Samiec alfa Romeo" Marioli Smaugowej i "Miasto-dziewica. Gender i eschatologia" Pawła Rojka. Gorąco polecam! Nie tylko mężczyznom. Zresztą począwszy od strony 150 nie ma ani jednego paragrafu, który nie byłby wart lektury.
Wyśmienity jest również wywiad z Jackiem Dukajem (dział: Lyteratura bardzo polska). Ostrzegam jednak, że Autor "Lodu" i "Czarnych oceanów" to osoba nietuzinkowa i takież są jego wypowiedzi. Trzeba się skupić, by zrozumieć, ale każda chwila skupienia jest tego warta.
To tyż polska lyteratura to kolejny dział, a w nim fantastyczne opowiadanie "Dokumenty" Arkadego Saulskiego. Czytałam z wypiekami na twarzy.
Dział Gender Roma, jak sama nazwa wskazuje, traktuje o... Romach. Gdyby ktoś jednak nie był obeznany z nazewnictwem, to mówiąc bardziej prosto – o Cyganach. Z zamieszczonych tu tekstów zdecydowanie bardziej spodobał mi się wywiad z ks. Stanisławem Opockim, czyli krajowym duszpasterzem Romów w Polsce. Dzięki niemu spojrzałam na tę społeczność z zupełnie nowej perspektywy i myślę, że o to w dużej mierze chodziło, bo chyba nie ma co ukrywać, że za Cyganami nikt specjalnie nie przepada i nie zawsze do końca potrafimy tę naszą fobię logicznie wytłumaczyć własnymi "złymi" doświadczeniami.
Dział poważny, jak przystało na dział poważny – to dwa bardzo interesujące teksty poruszające kwestie historii. W pierwszym z nich Marcin Pieczyrak zapoznaje nas z polityką historyczną Niemców. Wplata w to wszystko Hegla i Nietzschego, sięgając jednocześnie do zrealizowanego niedawno filmu (czy też mini-serialu) "Nasze matki, nasi ojcowie". Jako, że film/serial sama niedawno oglądałam (i nawet zamierzałam napisać jego recenzję, ale... jak to bywa, czasu nie starczyło), miałam możliwość głębszego dotknięcia tematu. I choć w wielu wnioskach wysnutych przez Autora, a traktujących o tym filmie nie mogę się zgodzić, to przyznaję, że sam tekst jest bardzo ciekawy, a podbudowa filozoficzna zdecydowanie warta poznania. Drugi z tekstów ("Przeklęte continuum. Notatnik smoleński") znowu mnie zaskoczył. Otwarcie powiem, że temat katastrofy smoleńskiej przejadł mi się już dawno i odbija co jakiś czas i to niezbyt przyjemnie. Nie czytuję polemik w tej kwestii. Nie słucham i nie oglądam wywiadów. Nie biorę udziału w debatach, naradach, narzekaniach, opowieściach o spisku i tym podobnych. Mam swoje zdanie. Nie zmienię go. Nie było mnie tam (ani w czasie katastrofy, ani w czasie badań). Nie widziałam na żywo, co się działo i nikt z nas nie widział. Nie jesteśmy więc tak naprawdę uprawnieni do oceniania i snucia wniosków na temat tego, co i dlaczego poszło nie tak i kto miał jakiś zamiar, bo ten zamiar to zna jedynie ta jedna osoba i Bóg...No i znów się nakręcam, więc zamilknę. Tekst mnie mimo to zainteresował i doczytałam go do końca, choć czasami miałam ochotę przerwać. Co powodowało mną, że jednak tego nie zrobiłam? Nie wiem. Być może po prostu Autor (czy też Autorka, bo nie wiem, kto się kryje pod pseudonimem Dagome) napisał po prostu dobrze skonstruowany a'la pamiętnik z tamtych dni...
Afterek to rzeczywiście coś na zakończenie. Kilka stron opowiadających o przygotowaniu imprezy w stylu... disco polo. Następnie przedstawienie dwóch filmów Slavoja Zizka, a na ostatniej stronie wiersz zatytułowany "Ostatnia strona".
Wracając jednak do pierwszych 150 stron magazynu. Sporo w tym numerze tekstów traktujących o przemianach, które nastąpiły w Polsce w wyniku zmiany ustroju. Wspomnienia dotyczące lat 80 i 90 ubiegłego wieku to swego rodzaju podróż w czasie dla, takich jak ja, trzydziestolatków. Gorąco polecam Wam tekst "Lata 90" Krzysztofa Wołodźko. Szczególnie zaś wszystkim poznaniakom i osobom zamieszkałym w pobliżu.
Tuż przed końcem chciałam jeszcze zwrócić uwagę na "Historię pewnej transgresji" Antoniny Karpowicz-Zbińkowskiej, czyli słów kilka o muzyce klasycznej i muzyce dawnej, w nawiązaniu (znów) do czaru wspomnień z czasów zmian ustrojowych.
Cały numer skupia się w dużej mierze na szeroko pojętej kulturze – znajdą tu coś dla siebie zarówno literaci, jak i wielbiciele kinematografii. Nie zabraknie ciekawostek dla muzofili i filozofów. Podoba mi się ta droga.
O okładce już było, to teraz sów kilka o pozostałych kwestiach technicznych dotyczących wydania. Są teksty świetnie zredagowane, w których nie znalazłam żadnego błędu (nawet źle postawionego przecinka), ale są i takie, nad którymi chyba ktoś przysypiał. Mimo wszystko jednak korekta i redakcja spisały się całkiem dobrze i mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej. Bardzo podoba mi się umieszczenie dużej ilości rysunków, grafik, szkiców (nie znam się na różnicach pomiędzy nimi). Dodają one całości takiej... wiosennej lekkości. Minus na koniec? Ok – coś czego się nie spodziewałam, czyli... Kto wpadł na pomysł, że w magazynie nie trzeba tekstu justować z dwóch stron i wystarczy to zrobić tylko z lewej strony? Ojej, to największy minus całego wydania, które poza tym przecież prezentuje się bardzo dobrze (duży plus np. za zróżnicowanie kolorów stron i czcionek). W dzisiejszych czasach nawet dzieci z klas nauczania zintegrowanego wiedzą, jak w Wordzie zrobić justowanie z obu stron. Czy to takie trudne? Oczy mnie bolały od tego "biegającego", "tańczącego" tekstu. Proszę, błagam, zaklinam – poprawcie to w kolejnym numerze! I będzie idealnie.
Jestem bardzo ciekawa numeru 71...
Kwartalnik przeczytałam dzięki życzliwości Wydawnictwa Fronda
Kwartalnik przeczytany w ramach Wyzwania: