To pierwsze fantasy, jakie przeczytałam i musze przyznać, że przekonało mnie do tego gatunku. Rzadko zdarza mi się książka, którą czytałabym nawet w mroźne dni w oczekiwaniu na autobus (na ogół otwieram książki dopiero, gdy usiądę wygodnie, a nie na stojąco, na przystanku bez wiaty, gdzie wieje i mrozi). Tym razem – nie mogłam się opamiętać.
Pullman pokazuje nam wiele światów, feerię barw, zapachów, klimatów i… postaci. Nie ma tu nudy i płaskich bohaterów. Wszyscy są wyraziści, każdy z nich czymś się wyróżnia i czymś zasłużył się w tej historii. Nic bowiem w „Mrocznych materiach” nie dzieje się bez przyczyny i skutku. Za każdy błąd należy zapłacić, każda podjęta decyzja ma znaczenie dla późniejszych zdarzeń.
Opowieść rozpoczyna się w Oksfordzie, w Kolegium Jordana. Dziesięcioletnia Lyra Belaqua i jej dajmon, Pantalaimon podsłuchują przypadkowo, że opiekun dziewczynki, Lord Asriel zostanie otruty. Trochę dziwna ta Anglia, bo czymże jest dajmon. Otóż jest to… ludzka dusza pod postacią zwierzątka, a raczej wielu zwierzątek. Razem z człowiekiem bowiem rośnie i dojrzewa i dopiero w pewnym momencie przyjmuje stałą postać, w czasach dzieciństwa natomiast może wielokrotnie zmieniać swój wygląd. Czy to aby na pewno Oksford? Owszem, ale w równoległym do naszego świecie.
Lyra ratuje opiekuna, a następnie – będąc pod urokiem pani Coulter, wyrusza w podróż na Biegun Północny, o czym przecież marzyła przez wiele lat. Poszukując porwanego przyjaciela, Rogera, odkrywa tajemnicze doświadczenia, które jej nowa opiekunka przeprowadza na porywanych dzieciach. Jeszcze w Kolegium Jordana dowiaduje się o istnieniu tajemniczej substancji zwanej pyłem, którym interesuje się zarówno Lord ariel, Pani Coulter oraz duchowni z Magisteriuem. W świecie Lyry bowiem Kościół , zwany właśnie Magisterium ma wielką władzę i nie zamierza jej utracić. Wszystko to zdaje się mieć cos wspólnego z podarkiem, który dziewczynce przekazał rektor uniwersytetu – tak zwanym Aletheiometr, czyli tytułowym złotym kompasem.
Na Biegunie Lyra zaprzyjaźni się – choć nie będzie to początkowo łatwe – z wielkim pancernym niedźwiedziem, którego zwą Iorek Byrnison. Tam również odkryje swoje pochodzenie i więzy, które łączą ją z panią Coulter i Lordem Asrielem.
Wszystko to w pięknej scenerii śniegowych zasp, zaprzęgów sań i zorzy polarnej. Jednak przechodząc z pierwszego do drugiego tomu trylogii przemieszczamy się wraz z dziewczynką z mroźnego Bieguna do Citagazze – innego świata. Tu także spotka Willa, chłopca, który przypadkowo znalazł przejście pomiędzy światami, a pochodzi… z naszego Londynu. Razem odkryją, że Citagazze zamieszkiwane jest jedynie przez dzieci, które w momencie osiągnięcia dojrzałości stają się jedynie straszliwymi upiorami, zupełnie obojętnymi na otaczający ich świat. Tu również chłopiec odnajdzie magiczny nóż, którym może wycinać przejścia do wszystkich równoległych światów.
W poszukiwaniu jego zaginionego ojca przemierzą niejedno dziwne miejsce, odwiedzą również tak dobrze nam znaną stolice wielkiej Brytanii. To tutaj właśnie Lyra pozna Mary Malone, byłą zakonnicę, a obecnie naukowca, który okaże się także prowadzić badania nad tajemniczym Pyłem. Ich drogi jeszcze się skrzyżują na razie jednak Lyra z Willem poszukują dalej jego ojca, który okazuje się ukrywać w świecie Lyry, pod przybranym nazwiskiem. Mary natomiast powędruje do świata dziwnych stworzeń zwanych Mulefa. To dzięki nim odkryje prawdziwa naturę Pyłu.
W tym czasie Lyra z Willem wędrują do krainy zmarłych i ratują udręczone dusze, wycinając z tego straszliwego świata okno, by mogły one uciec i zaznać wreszcie spokoju. Lyra ma dzięki temu szansę, by pożegnać się z Rogerem, a Will z ojcem.
Natomiast Lord Asriel i pani Coulter postanawiają połączyć swe siły i stanąć do ostatecznej walki z Metatrnem, który chce zagarnąć władzę nad wszystkimi światami. Dzięki temu dadzą swej córce szansę na to, by stała się kolejną Ewą i uratowała wszystkie byty i dala im nowy początek.
Och, ależ się rozpisałam. Mam nadzieję, że za wiele nie zdradziłam. To jedynie niewielki skrawek tej pasjonującej historii, pełnej zdrad, tajemnic, wszechmogącego niemal Magisterium, które wszędzie ma swoich agentów, dziwnych stworzeń (pancernych niedźwiedzi, czarownic, małych ludzi i jeżdżących na kolach Mulefa). Nie można nie zauważyć antykościelnego wydźwięku powieści, jednak nie jest tajemnicą, że Pullman sam siebie uważa za agnostyka, który nie toleruje niektórych kościelnych doktryn, nie tylko katolickich (pamiętajmy, ze w świecie Lyry to Kalwin zwyciężył religijne wojny, a Magisterium stoi na straży właśnie tego wyznania). Natomiast warto zwrócić uwagę, że nie jest to książka naukowa, która ma na celu ranić uczucia wierzących, czy zniechęcać ich do wiary – to powieść fantasy, fikcyjna opowieść i jako taka właśnie należy ja traktować.
Całkowicie mnie urzekła i nie mam wątpliwości, ze dam ją do przeczytania moim dorastającym dzieciom, kiedyś, w przyszłości – z nadzieją, że oni również poczują tę niesamowitą magie bijącą z każdej właściwie strony „Mrocznych materii”. Czekam również z niecierpliwością na filmowa adaptację drugiego i trzeciego tomu.
Nie liczyłabym na filmowe adaptacje dalszych części - pierwsza była finansową klapą, tym bardziej że pochłonęła grube miliony w CGI i efektach specjalnych. Publiczność amerykańska, choć kocha książki z tej serii, filmu nie zrozumiała. :(
OdpowiedzUsuńPatrz, Kaja, co my teraz z namiętnością oglądamy :) Należy wierzyć w cuda, bo nawet "Mroczne materie" doczekały się ładnej ekranizacji w TV :)
OdpowiedzUsuńBez wątpienia mroczne materie jest jedną z najciekawszych książek przygodowo fantastycznych. Warto przeczytać także tomy poprzedzające akcję z mrocznych materii i to co się działo potem. Swoją drogą, też nie ma co się oszukiwać, że rola kościoła zarówno przez tego autora także została dość dobrze przedstawiona.
OdpowiedzUsuńNiestety jeszcze nie czytałam pozostałych tytułów, choć są w planach. Myślę o lekturze całości, czyli również o przypomnieniu sobie już przeczytanych tomów :)
OdpowiedzUsuń